[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Domyśliłam się, że gwałtownie zaprzecza.- Najprościej byłoby dać jej po prostu w łeb - warknął.- Łódź jest przygotowana.Ciało - do morza.- Tak - powiedział Chichester w zadumie - tak powinniśmy zrobić.Ona wie za dużo.Ale Pułkownik ma swoje metody.Nikomu nie pozwala działać na własną rękę.- Odnosiłam wrażenie, że własne słowa przywiodły mu na pamięć coś nieprzyjemnego.- Chce wydobyć od dziewczyny pewne informacje.Przed słowem „informacje” zrobił króciutką pauzę.Holender podchwycił to natychmiast.- Informacje?- Coś w tym rodzaju.Aha, diamenty, pomyślałam.- A teraz daj mi spis - powiedział Chichester.Dalsza część ich rozmowy była dla mnie zupełnie niezrozumiała.Zdaje się, że chodziło o ogromne ilości różnych warzyw.Wymieniali jakieś ceny, daty i miejsca, których nazwy nic mi nie mówiły.- Dobrze - powiedział wreszcie Chichester.Do moich uszu dobiegł odgłos odsuwanego krzesła.- Zabieram to ze sobą, aby pokazać Pułkownikowi.- Kiedy wyjeżdżasz?- Jutro rano, o dziesiątej.- Czy chcesz zobaczyć przedtem tę dziewczynę?- Nie.Rozkazy Pułkownika są zupełnie jednoznaczne.Do jego przyjazdu nikomu nie wolno się do niej zbliżać.Czy wszystko z nią w porządku?- Zaglądałem do niej przed kolacją.Spała.A co z jedzeniem?- Krótki post jej nie zaszkodzi.Pułkownik będzie tu jutro przed południem.Głodna skwapliwiej odpowie na jego pytania.W każdym razie niech nikt się do niej nie zbliża.Czy jest dobrze związana?Holender wybuchnął śmiechem.- A jak ci się wydaje?Teraz śmiali się już obaj.Ja także uśmiechnęłam się pod nosem.Z odgłosów domyśliłam się, że lada chwila wyjdą z pokoju.Najwyższy czas, aby się wycofać.Zdążyłam w samą porę.Gdy byłam u szczytu schodów, usłyszałam odgłos otwieranych drzwi.W tym samym momencie poruszył się śpiący Kafr.Nie było mowy, abym mogła przedostać się przez drzwi hallu.Wycofałam się grzecznie na poddasze, zebrałam wszystkie przecięte linki i położyłam się na podłodze, na wypadek gdyby przyszło im do głowy do mnie zajrzeć.Nikt się jednak nie pojawił.Mniej więcej godzinę później wymknęłam się na schody.Kafr przy drzwiach czuwał, nucąc coś pod nosem.Bardzo już chciałam wydostać się z tego domu, jednak nie miałam pojęcia, jak to zrobić.W końcu musiałam wrócić na poddasze.Kafr najwyraźniej miał stróżować całą noc.Siedziałam na strychu aż do świtu, cierpliwie nasłuchując odgłosów porannych przygotowań.Obaj mężczyźni jedli śniadanie w hallu.Od czasu do czasu dobiegały mnie ich głosy.Zaczęłam się denerwować.Jak ja, u licha, się stąd wydostanę?Nakazałam sobie cierpliwość.Jeden nierozważny krok mógł zepsuć wszystko.Po śniadaniu z różnych odgłosów domyśliłam się, że Chichester zbiera się do drogi.Ku mojej wielkiej uldze Holender wyszedł razem z nim.Czekałam z zapartym tchem.Resztki śniadania zostały sprzątnięte, inne prace domowe wykonane.Wreszcie zapanowała cisza.Wyśliznęłam się z mojego zamknięcia.Hall był pusty.Przemknęłam jak błyskawica, otworzyłam drzwi i wreszcie znalazłam się na zewnątrz, na słońcu.Jak szalona pobiegłam podjazdem.Na ulicy zaczęłam iść już normalnym krokiem.Zresztą ludzie i tak gapili się na mnie.Po tarzaniu się na podłodze strychu moją twarz i ubranie znaczyły wyraźnie smugi kurzu.Wreszcie dotarłam do warsztatu samochodowego.- Miałam wypadek - powiedziałam.- Chcę jak najszybciej dostać się do Kapsztadu i potrzebny jest mi samochód, bym mogła zdążyć na statek do Durbanu.Nie czekałam zbyt długo.W dziesięć minut później pędziłam w kierunku Kapsztadu.Muszę sprawdzić, czy Chichester jest na pokładzie.Początkowo nie potrafiłam rozstrzygnąć, czy mam z nim płynąć, czy nie, w końcu jednak zdecydowałam, że tak.Chichester nie ma przecież pojęcia, że widziałam go w Muizeribergu.Oczywiście z pewnością będzie na mnie zastawiał dalsze pułapki, teraz jednak wiem już, że muszę się go strzec.Ale z oczu go spuścić nie mogę.To on tropił diamenty na rozkaz owego tajemniczego Pułkownika.Niestety, z moich planów nic nie wyszło.Gdy wreszcie znalazłam się w porcie, „Kilmorden Castle” wychodził właśnie w morze.Nie miałam pojęcia, czy Chichester jest na jego pokładzie.XXPojechałam do hotelu.W foyer nie zastałam nikogo znajomego.Pobiegłam na górę i zastukałam do drzwi Zuzanny.Odpowiedziała „proszę wejść”.Gdy tylko mnie zobaczyła, rzuciła mi się na szyję.- Anna! Kochanie, gdzie ty się podziewałaś? Myślałam, że zwariuję z niepokoju.Co się z tobą działo?- Miałam przygodę - odparłam.- Odcinek trzeci „Pameli w niebezpieczeństwie”.Opowiedziałam jej całą historię.Gdy skończyłam, westchnęła głęboko.- Dlaczego takie rzeczy przytrafiają się wyłącznie tobie? - powiedziała z żalem w głosie.- Dlaczego mnie nikt nie zwiąże i nie zaknebluje?- Wcale nie byłabyś zachwycona, gdyby ci się to przytrafiło - zapewniłam.- Mówiąc szczerze, ja sama też nie jestem już tak spragniona przygód jak poprzednio.Uważam, że ta dawka wystarczy mi na dłuższy czas.Chyba jej nie przekonałam.Godzinka w więzach z pewnością by sprawiła, że zmieniłaby zdanie.Zuzanna uwielbia ekscytujące przygody, ale nie znosi niewygód.- I co teraz zrobimy? - zapytała.- Nie wiem - odparłam z namysłem.- Ty jedziesz oczywiście do Rodezji i nie spuszczasz z oka Pagetta.- A ty?Tu właśnie tkwił problem.Czy Chichester odpłynął do Durbanu, czy też nie? Pora, o jakiej opuścił Muizenberg, wskazywała na to, że tak.W takim razie mogłabym pojechać do Durbanu pociągiem.Zastanowiłam się, czy koleją dotarłabym tam szybciej niż on.Z drugiej strony, jeśli zadepeszowano do niego z informacją, że udało mi się zbiec i że wyjechałam do Durbanu, mógłby z łatwością wysiąść w Port Elizabeth albo w East London i zniknąć mi z oczu.Tak, to był naprawdę problem.- W każdym razie możemy się dowiedzieć o pociągi do Durbanu - zadecydowałam.- I napić się herbaty - dodała Zuzanna.- Nie jest jeszcze późno.Chodź, zamówimy herbatę w foyer.W recepcji powiedziano mi, że pociąg do Durbanu odchodzi o dwudziestej piętnaście.Miałam więc jeszcze sporo czasu na podjęcie ostatecznej decyzji.Przyłączyłam się do Zuzanny pijącej spóźnioną poranną herbatę.- A czy jesteś pewna, że rozpoznasz Chichestera w każdych okolicznościach? To znaczy w przebraniu? - zapytała.Ze skruchą pokręciłam głową.- Nie rozpoznałam go w przebraniu stewardessy.Nigdy bym się tego nie domyśliła, gdyby nie twój rysunek.- Jestem pewna, że ten człowiek jest zawodowym aktorem - powiedziała Zuzanna, z namysłem.- Jego charakteryzacja jest bez zarzutu.Przebierze się za marynarza albo za kogoś innego i nigdy w życiu go nie rozpoznasz.- Bardzo mnie pocieszyłaś.Pułkownik Race wszedł do foyer przez weneckie okno i przyłączył się do nas.- A gdzie się podziewa sir Eustachy? - zagadnęła Zuzanna.- Nie widziałam go dzisiaj.Na twarzy pułkownika Race odmalował się dziwny wyraz.- Musi się uporać z pewnymi kłopotami.- Niech nam pan opowie.- Nie mogę tego rozpowiadać na prawo i lewo.- Och, proszę nam opowiedzieć cokolwiek, nawet gdyby pan miał wymyślić jakąś historyjkę na nasz użytek.- Hm, a co powiedziałybyście panie na to, gdyby się okazało, że słynny mężczyzna w brązowym garniturze odbył całą podróż w naszym towarzystwie?Poczułam, że krew odpływa mi z twarzy.Potem zaczerwieniłam się.Na szczęście pułkownik nie patrzył w moją stronę.- To stwierdzony fakt.Porty były strzeżone, ale udało mu się wprowadzić w błąd sir Eustachego, tak że ten zatrudnił go jako swojego sekretarza [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkasanepid.xlx.pl