[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wybrała jedną z kopert i podała ją inspektorowi.— Hm…! — powiedział po chwili.— Dobre świadectwo.Od pani Folliott z Marby Grange w Marby.Kto to jest?— Dosyć znani ziemianie — odparła panna Russell.— No dobrze — rzekł inspektor, zwracając list polecający.— Pogadajmy teraz z drugą, tą Elsie Dale.Elsie Dale była rosłą blondynką o miłej, lecz nieco głupawej twarzy.Odpowiadała na nasze pytania ochoczo i okazała wielkie zmartwienie na wiadomość o zaginięciu pieniędzy.— Mówiła chyba prawdę — powiedział inspektor, gdy dziewczyna wyszła.— No, a co z Parkerem?Panna Russell ściągnęła usta i nie odpowiedziała.— Jest w tym człowieku coś, co mnie niepokoi — rozmyślał głośno inspektor.— Ale kłopot w tym, że nie wyobrażam sobie, kiedy mógłby to zrobić.Zaraz po kolacji był chyba zajęty swoimi obowiązkami i właściwie na cały wieczór ma doskonałe alibi.Wiem, ponieważ poświęciłem temu sporo czasu.No, dziękuję pani serdecznie, panno Russell.Chwilowo poprzestaniemy na tym.Jest zupełnie możliwe, że pan Ackroyd sam komuś wypłacił te pieniądze.Gospodyni pożegnała nas sztywno, kiedy wychodziliśmy z jej pokoju.Opuściłem Fernly razem z Poirotem.— Zastanawiam się — powiedziałem, przerywając milczenie — co też za papiery mogła ta pokojówka pomieszać Ackroydowi na biurku, że się aż tak zdenerwował? Może w tym kryje się klucz do zagadki?— Sekretarz mówił, że na biurku nie było żadnych ważnych dokumentów — odparł spokojnie Poirot.— No tak, ale… — urwałem nagle.— Wydaje się panu dziwne, że Ackroyd mógł wpaść we wściekłość z tak błahego powodu?— Owszem, dosyć dziwne.— No, ale czy to był w istocie błahy powód?— Naturalnie — powiedziałem.— Nie wiemy przecież, co to były za dokumenty.Pan Raymond wyraźnie wspomniał…— Na chwilkę pozostawmy pana Raymonda w spokoju.Co pan myśli o tej dziewczynie?— Której? Tej pierwszej pokojówce?— Tak, Urszuli Bourne.— Wydaje się porządna — powiedziałem z wahaniem.Poirot powtórzył moje słowa, ale podczas gdy ja położyłem nacisk na słowie „porządna”, on na „wydaje się”.— Tak, wydaje się, że to porządna dziewczyna, owszem.Po minucie milczenia wyjął coś z kieszeni.— Niech pan spojrzy, przyjacielu, coś pan zobaczy.O, proszę!Kartkę, którą mi wręczył, otrzymał tego ranka od inspektora.Patrząc, gdzie wskazywał palcem, zobaczyłem zrobiony ołówkiem krzyżyk przy nazwisku Urszuli Bourne.— Może pan tego nie zauważył, przyjacielu, że na tej liście jest jedna osoba, której alibi nie znalazło potwierdzenia.Urszula Bourne.— Nie myśli pan chyba, że…?— Doktorze Sheppard, ja myślę o wszystkim.Urszula Bourne mogła zabić Rogera Ackroyda, ale wyznaję, że nie znajduję motywów popełnienia przez nią tej zbrodni.A pan?Spojrzał na mnie przenikliwie, tak przenikliwie, że aż poczułem się nieswojo.— A pan widzi jakieś motywy? — powtórzył.— Najmniejszego — odparłem zdecydowanie.Jego spojrzenie złagodniało.Zmarszczył brwi i wymamrotał do siebie:— Ponieważ szantażystą był mężczyzna, wynika stąd, że nie ona nim była, więc…Chrząknąłem.— Jeśli o tym mowa… — zacząłem niezdecydowanie.Nagle obrócił się ku mnie:— Co? Co pan chciał powiedzieć?— Nic.Zupełnie nic.Tylko że, dla ścisłości, pani Ferrars w swoim liście wspomniała o osobie, a nie zaznaczyła, że to jest mężczyzna.Ale myśmy przyjęli za pewnik, Ackroyd i ja, że to musi być mężczyzna.Byłem pewien, że Poirot wcale mnie nie słyszał.Dalej coś do siebie mruczał:— A więc mimo wszystko to jest możliwe, tak, naturalnie, że możliwe…! Ale stąd wniosek, że muszę wszystko na nowo ustawić.Metoda, porządek nigdy mi tak nie były potrzebne jak teraz; wszystko musi pasować na swoje miejsce.Bo inaczej znajdę się na zupełnie fałszywym torze…Przerwał i znowu obrócił się gwałtownie w moim kierunku:— Gdzie jest Marby?— Trzeba jechać przez Cranchester [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Wybrała jedną z kopert i podała ją inspektorowi.— Hm…! — powiedział po chwili.— Dobre świadectwo.Od pani Folliott z Marby Grange w Marby.Kto to jest?— Dosyć znani ziemianie — odparła panna Russell.— No dobrze — rzekł inspektor, zwracając list polecający.— Pogadajmy teraz z drugą, tą Elsie Dale.Elsie Dale była rosłą blondynką o miłej, lecz nieco głupawej twarzy.Odpowiadała na nasze pytania ochoczo i okazała wielkie zmartwienie na wiadomość o zaginięciu pieniędzy.— Mówiła chyba prawdę — powiedział inspektor, gdy dziewczyna wyszła.— No, a co z Parkerem?Panna Russell ściągnęła usta i nie odpowiedziała.— Jest w tym człowieku coś, co mnie niepokoi — rozmyślał głośno inspektor.— Ale kłopot w tym, że nie wyobrażam sobie, kiedy mógłby to zrobić.Zaraz po kolacji był chyba zajęty swoimi obowiązkami i właściwie na cały wieczór ma doskonałe alibi.Wiem, ponieważ poświęciłem temu sporo czasu.No, dziękuję pani serdecznie, panno Russell.Chwilowo poprzestaniemy na tym.Jest zupełnie możliwe, że pan Ackroyd sam komuś wypłacił te pieniądze.Gospodyni pożegnała nas sztywno, kiedy wychodziliśmy z jej pokoju.Opuściłem Fernly razem z Poirotem.— Zastanawiam się — powiedziałem, przerywając milczenie — co też za papiery mogła ta pokojówka pomieszać Ackroydowi na biurku, że się aż tak zdenerwował? Może w tym kryje się klucz do zagadki?— Sekretarz mówił, że na biurku nie było żadnych ważnych dokumentów — odparł spokojnie Poirot.— No tak, ale… — urwałem nagle.— Wydaje się panu dziwne, że Ackroyd mógł wpaść we wściekłość z tak błahego powodu?— Owszem, dosyć dziwne.— No, ale czy to był w istocie błahy powód?— Naturalnie — powiedziałem.— Nie wiemy przecież, co to były za dokumenty.Pan Raymond wyraźnie wspomniał…— Na chwilkę pozostawmy pana Raymonda w spokoju.Co pan myśli o tej dziewczynie?— Której? Tej pierwszej pokojówce?— Tak, Urszuli Bourne.— Wydaje się porządna — powiedziałem z wahaniem.Poirot powtórzył moje słowa, ale podczas gdy ja położyłem nacisk na słowie „porządna”, on na „wydaje się”.— Tak, wydaje się, że to porządna dziewczyna, owszem.Po minucie milczenia wyjął coś z kieszeni.— Niech pan spojrzy, przyjacielu, coś pan zobaczy.O, proszę!Kartkę, którą mi wręczył, otrzymał tego ranka od inspektora.Patrząc, gdzie wskazywał palcem, zobaczyłem zrobiony ołówkiem krzyżyk przy nazwisku Urszuli Bourne.— Może pan tego nie zauważył, przyjacielu, że na tej liście jest jedna osoba, której alibi nie znalazło potwierdzenia.Urszula Bourne.— Nie myśli pan chyba, że…?— Doktorze Sheppard, ja myślę o wszystkim.Urszula Bourne mogła zabić Rogera Ackroyda, ale wyznaję, że nie znajduję motywów popełnienia przez nią tej zbrodni.A pan?Spojrzał na mnie przenikliwie, tak przenikliwie, że aż poczułem się nieswojo.— A pan widzi jakieś motywy? — powtórzył.— Najmniejszego — odparłem zdecydowanie.Jego spojrzenie złagodniało.Zmarszczył brwi i wymamrotał do siebie:— Ponieważ szantażystą był mężczyzna, wynika stąd, że nie ona nim była, więc…Chrząknąłem.— Jeśli o tym mowa… — zacząłem niezdecydowanie.Nagle obrócił się ku mnie:— Co? Co pan chciał powiedzieć?— Nic.Zupełnie nic.Tylko że, dla ścisłości, pani Ferrars w swoim liście wspomniała o osobie, a nie zaznaczyła, że to jest mężczyzna.Ale myśmy przyjęli za pewnik, Ackroyd i ja, że to musi być mężczyzna.Byłem pewien, że Poirot wcale mnie nie słyszał.Dalej coś do siebie mruczał:— A więc mimo wszystko to jest możliwe, tak, naturalnie, że możliwe…! Ale stąd wniosek, że muszę wszystko na nowo ustawić.Metoda, porządek nigdy mi tak nie były potrzebne jak teraz; wszystko musi pasować na swoje miejsce.Bo inaczej znajdę się na zupełnie fałszywym torze…Przerwał i znowu obrócił się gwałtownie w moim kierunku:— Gdzie jest Marby?— Trzeba jechać przez Cranchester [ Pobierz całość w formacie PDF ]