[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Boryna się kręcił na ławie, w oczy im patrzał, za języki pociągał i z różnych stron zabiegał.Nie dali się jednak wywieść; siedzieli w rząd, siwi wszyscy, wyschli, wygoleni, równiaki latami, czerstwi jeszcze, choć już starością i pracą przygięci do ziemi, niby te głazy polne omszali; surowi, kwardzi, nieprzystępni a mądrale, to się strzegli wymówić przed czasem i kołowali po miedzach sprawy, jako te zmyślne psy owczarskie, kiedy chcą owce zagnać we wrota.Aż w końcu Kłąb odchrząknął, splunął i rzekł uroczyście:— Co tu marudzić i zwlekać; przyślim się dowiedzieć, czy trzymacie z nami?.— Bez was stanowić nie możem.— Boć pierwszym we wsi jesteście.— A rozumu też wam Pan Jezus nie poskąpił.— I choć przez[190] urzędu, a gromadzie przewodzicie.— Kużden się na was ogląda.— Ile że o wszystkich krzywdę chodzi.Powiedział każdy swoje, a przypochlebnie, że Boryna poczerwieniał, ręce rozłożył i zawołał:— Ludzie kochane, kiej nie miarkuję, z czym przychodzicie?— A wedle naszego lasu, mają go rąbać po Trzech Królach!— Przeciech już na tartaku rzną jakieś drzewo.— Rzną żydowskie z Rudki, nie wiecie to?— Nie wiedziałem, czasu nie ma chodzić pomiędzy ludźmi i przepytywać.— A samiście najpierwsi pomstowali na dziedzica.— Bom myślał, że nasze poręby sprzedał.— A czyjeż to sprzedał, czyje? — zakrzyczał Caban.— Juści, że na przykupnym.— Sprzedał i na przykupnym, ale sprzedał i na Wilczych Dołach i ma ciąć.— Bez naszego przyzwoleństwa ciął nie będzie.— Juści, drzewo już wycechowali, las rozmierzyli i po Trzech Królach rąbać zaczną.— Kiedy tak, trzeba jechać ze skargą do komisarza — rzekł Boryna po namyśle.— Od zasiewów do żniw nie każdy będzie żyw! — mruknął Caban.— A jak kto na śmierć chory, na nic mu i dochtory! — dodał Walenty z krzywą gębą.— Skarga tyle sprawi, że nim urząd zjedzie i zabroni, to już i pniaków nie ostanie po naszym lesie, a jak to było w Dębicy, baczycie?— Z dworem to jak z wilkiem, niech ino jedną owcę spróbuje, wnet całe stado wybierze.— Nie trza dać, by się znarowił!— Rzekliście mądre słowo, Macieju; jutro po kościele mają się gospodarze zabrać u mnie, by cosik postanowiła gromada, tośwa przyszli waju[191] zaprosić na naradę.— Wszystkie przyjdą?.— Wszystkie, a zaraz po kościele.— Jutro.Cóż, kiej koniecznie muszę jutro jechać do Woli, prawdę mówię, dzielą się tam gospodarką krewniaki, a swarzą i procesują, obiecałem się rozsądzić, by się sierotom krzywda nie stała, jechać muszę, ale co postanowicie, to tak wezmę, jakbym uradzał społem.Wyszli markotni nieco, bo chociaż wszystkiemu przytwierdzał i zgadzał się na wszystko, co mówili, dobrze poczuli, że z nimi szczerze nie trzyma.— Hale, uradzajcie sobie, ale beze mnie! — myślał — wójt ni młynarz, ni co pierwsi nie pójdą z wami! Niech się dwór dowie, że nie nastaję na niego, prędzej zapłaci za krowę.i będzie się chciał godzić z osobna.Głupie!.do ostatniego chojaka pozwolić mu ciąć.a potem dopiero w krzyk, do sądów, areszt położyć, przycisnąć — dałby więcej niźli zgodą.Niech se radzą, poczekam na boku, nie pilno mi, nie!.Dom już cały legł spać, a Maciej siedział, kredą na ławce pisał, liczył i długo w noc deliberował.Nazajutrz zaraz po śniadaniu nakazał parobkowi rychtować sanie.— Jakom wczoraj powiedział, pojadę do Woli, pilnuj tu domu, Jaguś, a jakby się kto dowiadywał, rozgłaszaj, że musiałem jechać, i do wójtowej zajrzyj.— Późno to wrócicie? — pytała z przyczajoną w sercu radością.— Na odwieczerzu, a może i później.Przyodziewał się świątecznie, a ona znosiła mu z komory ubrania, wiązała wstążkę u koszuli pod szyją, pomagała we wszystkim i z gorączkową niecierpliwością przynaglała Pietrka, by prędzej konie zakładał, trzęsła się cała, nie mogła ustać na miejscu, radość w niej krzyczała, radość, że pojedzie na cały dzień, późno wróci, może dopiero w nocy, a ona zostanie sama i o zmroku — o zmroku wyjdzie za bróg.Wyjdzie! Hej! Rwała się już jej dusza do wylotu, śmiały się oczy, wyciągały ręce, prężyła pierś i ognie błyskawicami upalnymi chodziły po niej i słodką męką oblewały.Ale z nagła, niespodziewanie chwycił ją dziwny lęk i ścisnął za serce, że zmilkła, przycichła w sobie i jak błędna patrzyła za Boryną, gdy się okręcił w pas, nadział czapę i wydawał jakieś przykazania Witkowi [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Boryna się kręcił na ławie, w oczy im patrzał, za języki pociągał i z różnych stron zabiegał.Nie dali się jednak wywieść; siedzieli w rząd, siwi wszyscy, wyschli, wygoleni, równiaki latami, czerstwi jeszcze, choć już starością i pracą przygięci do ziemi, niby te głazy polne omszali; surowi, kwardzi, nieprzystępni a mądrale, to się strzegli wymówić przed czasem i kołowali po miedzach sprawy, jako te zmyślne psy owczarskie, kiedy chcą owce zagnać we wrota.Aż w końcu Kłąb odchrząknął, splunął i rzekł uroczyście:— Co tu marudzić i zwlekać; przyślim się dowiedzieć, czy trzymacie z nami?.— Bez was stanowić nie możem.— Boć pierwszym we wsi jesteście.— A rozumu też wam Pan Jezus nie poskąpił.— I choć przez[190] urzędu, a gromadzie przewodzicie.— Kużden się na was ogląda.— Ile że o wszystkich krzywdę chodzi.Powiedział każdy swoje, a przypochlebnie, że Boryna poczerwieniał, ręce rozłożył i zawołał:— Ludzie kochane, kiej nie miarkuję, z czym przychodzicie?— A wedle naszego lasu, mają go rąbać po Trzech Królach!— Przeciech już na tartaku rzną jakieś drzewo.— Rzną żydowskie z Rudki, nie wiecie to?— Nie wiedziałem, czasu nie ma chodzić pomiędzy ludźmi i przepytywać.— A samiście najpierwsi pomstowali na dziedzica.— Bom myślał, że nasze poręby sprzedał.— A czyjeż to sprzedał, czyje? — zakrzyczał Caban.— Juści, że na przykupnym.— Sprzedał i na przykupnym, ale sprzedał i na Wilczych Dołach i ma ciąć.— Bez naszego przyzwoleństwa ciął nie będzie.— Juści, drzewo już wycechowali, las rozmierzyli i po Trzech Królach rąbać zaczną.— Kiedy tak, trzeba jechać ze skargą do komisarza — rzekł Boryna po namyśle.— Od zasiewów do żniw nie każdy będzie żyw! — mruknął Caban.— A jak kto na śmierć chory, na nic mu i dochtory! — dodał Walenty z krzywą gębą.— Skarga tyle sprawi, że nim urząd zjedzie i zabroni, to już i pniaków nie ostanie po naszym lesie, a jak to było w Dębicy, baczycie?— Z dworem to jak z wilkiem, niech ino jedną owcę spróbuje, wnet całe stado wybierze.— Nie trza dać, by się znarowił!— Rzekliście mądre słowo, Macieju; jutro po kościele mają się gospodarze zabrać u mnie, by cosik postanowiła gromada, tośwa przyszli waju[191] zaprosić na naradę.— Wszystkie przyjdą?.— Wszystkie, a zaraz po kościele.— Jutro.Cóż, kiej koniecznie muszę jutro jechać do Woli, prawdę mówię, dzielą się tam gospodarką krewniaki, a swarzą i procesują, obiecałem się rozsądzić, by się sierotom krzywda nie stała, jechać muszę, ale co postanowicie, to tak wezmę, jakbym uradzał społem.Wyszli markotni nieco, bo chociaż wszystkiemu przytwierdzał i zgadzał się na wszystko, co mówili, dobrze poczuli, że z nimi szczerze nie trzyma.— Hale, uradzajcie sobie, ale beze mnie! — myślał — wójt ni młynarz, ni co pierwsi nie pójdą z wami! Niech się dwór dowie, że nie nastaję na niego, prędzej zapłaci za krowę.i będzie się chciał godzić z osobna.Głupie!.do ostatniego chojaka pozwolić mu ciąć.a potem dopiero w krzyk, do sądów, areszt położyć, przycisnąć — dałby więcej niźli zgodą.Niech se radzą, poczekam na boku, nie pilno mi, nie!.Dom już cały legł spać, a Maciej siedział, kredą na ławce pisał, liczył i długo w noc deliberował.Nazajutrz zaraz po śniadaniu nakazał parobkowi rychtować sanie.— Jakom wczoraj powiedział, pojadę do Woli, pilnuj tu domu, Jaguś, a jakby się kto dowiadywał, rozgłaszaj, że musiałem jechać, i do wójtowej zajrzyj.— Późno to wrócicie? — pytała z przyczajoną w sercu radością.— Na odwieczerzu, a może i później.Przyodziewał się świątecznie, a ona znosiła mu z komory ubrania, wiązała wstążkę u koszuli pod szyją, pomagała we wszystkim i z gorączkową niecierpliwością przynaglała Pietrka, by prędzej konie zakładał, trzęsła się cała, nie mogła ustać na miejscu, radość w niej krzyczała, radość, że pojedzie na cały dzień, późno wróci, może dopiero w nocy, a ona zostanie sama i o zmroku — o zmroku wyjdzie za bróg.Wyjdzie! Hej! Rwała się już jej dusza do wylotu, śmiały się oczy, wyciągały ręce, prężyła pierś i ognie błyskawicami upalnymi chodziły po niej i słodką męką oblewały.Ale z nagła, niespodziewanie chwycił ją dziwny lęk i ścisnął za serce, że zmilkła, przycichła w sobie i jak błędna patrzyła za Boryną, gdy się okręcił w pas, nadział czapę i wydawał jakieś przykazania Witkowi [ Pobierz całość w formacie PDF ]