[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Do chwili swojegoślubu Valentine był ich ulubionym towarzyszem, bratem, któremu sięzwierzały, kimś, kto wydawał się okazywać najwięcej zrozumienia dlakobiecej wrażliwości.- Muszę odwiedzić sir Josepha.- Louisa starannie złożyła list i wstała.Zamierzała zrobić coś prawie nie do pomyślenia: złożyć wizytęmężczyznie, który dopiero miał zostać jej mężem.- Dziś wieczorem? Kochana, już ciemno, a jeśli nie wrócisz, zanimzasiądziemy do kolacji.- Powiemy mamie, że boli cię głowa albo masz kobiece dolegliwości -wtrąciła Eve.- I jedno, i drugie jest całkiem możliwe.Chętnie wybioręsię z tobą.Jenny się skrzywiła.- A więc obie dostałyście bólu głowy.- Pójdę sama - powiedziała Louisa.- Pieszo.To tylko kilka przecznic,włożę czepek z woalką i wezmę jednego z lokajów.Przez ten śnieg naulicach prawie nie ma ludzi, a sir Joseph odprowadzi mnie z powrotem.Jej plan był niewątpliwie niestosowny, a przy okazji także ry-zykowny.Nie powstrzymały jej.Nawet nie próbowały.Zakładając, że przeżyje Pan pojedynek, ile byłby Pan skłonnyzapłacić za to, by Pańska nowa żona nie dowiedziała się o Twoichwyuzdanych rozpustach w Hiszpanii?Sir Joseph wpatrywał się w list, w słowa napisane pewną i nieznanąmu ręką.Ten liścik dostarczono mu tego dnia wraz z innąkorespondencją, niezaadresowany, bez znaczka, a jego treść zadręczałaJosepha przez cały zimny, słotny dzień.Ktoś był zdecydowany zatruć jego małżeństwo, zanim doszło dozaślubin.A jednak nie był to szantaż - jeszcze nie.Wyjście było oczywiścieproste.Joseph musiał wyjawić Louisie, że wychodzi ona za mąż zamężczyznę, który ma więcej nieślubnych dzieci niż większość ludzimiewa dzieci prawowitych, i patrzeć, jak kobieta, którą tak ceni, zrywaz nim, by prowadzić życie w staropanieństwie, na jakie nie zasłużyła.- Jakaś młoda dama do pana, sir.Joseph spojrzał znad ksiąg handlowych, które przeglądał.Jego lokaj,przypominający w sposobie bycia, a po trosze i z wyglądu, wiernegostarego psa, miał minę, która niczego nie zdradzała.- Czy podała swoje nazwisko, Sylvester?- Nie, sir.Służący, który ją przyprowadził, ma na sobie liberięMorelandów.- Wprowadz ją i poleć w kuchni, żeby przygotowali dwie zastawy nakolację.- Tak jest, sir.- Sylvester skłonił się i wyszedł, by już po chwiliwprowadzić Louisę Windham.Joseph był przez moment strapiony, żezastała go w stroju bez rękawów, ale jeśli się pobiorą, to widywać gobędzie w jeszcze bardziej nieformalnych sytuacjach.Gdy się pobiorą.- Młoda dama, o której mówiłem, sir.- Dziękuję, Sylvester.To wszystko i zamknij za sobą drzwi.Josephwstał zza biurka i schował do kieszeni okulary używane doczytania.Louisa stała przy drzwiach, ubrana w suknię z czerwonegoaksamitu.Policzki miała zaróżowione od zimna albo z zakłopotania.- Witaj, Josephie.Powinniśmy zostawić drzwi otwarte.- W takim razie ulotni się całe ciepło, a poświęciłem dwie godziny narozpalenie w kominku.- Joseph przeszedł przez pokój i ujął ją za ręce;jej palce wydawały się bardzo zimne w jego dłoni.- Jeśli niepokoi cięsprawa przyzwoitości, to czy wolno mi przypomnieć, Louiso, żejesteśmy zaręczeni? Mokre rąbki twojej sukni świadczą o tym, żedotarłaś tu pieszo, a ponieważ przyszłaś tylko z lokajem, ktoś już mógłcię zauważyć.- Szliśmy głównie bocznymi uliczkami.- Naprawdę? - Chciał wezwać jej lokaja z kuchni i udzielić musurowego pouczenia na temat przeprowadzania młodej damy lon-dyńskimi zaułkami po zmroku.Ale Louisa była zmarznięta, cicha, awokół jej oczu widniało napięcie, które zaniepokoiło Josepha.-Podejdz tu, do kominka.Jedzenie już przynoszą.Nadal trzymał ją za rękę i usiadł koło niej na sofie przed kominkiem.- Jeżeli chciałaś wszystko odwołać, Louiso, to wystarczyło przysłaćliścik.Uniosła ciemne brwi.- Sądzisz, że w noc przed pojedynkiem przysłałabym list zrywającynasze zaręczyny?Joseph przez chwilę w milczeniu wpatrywał się w swoją wybrankę.Choć policzki miała zarumienione z zimna, była blada, a cienie podoczami wskazywały, że zle spała.- Nie winiłbym cię, gdybyś przysłała taki liścik, Louiso.Odwołujeszślub?Zdołał zadać to pytanie zwyczajnym tonem, jednak nie potrafił sobiewyobrazić, co innego mogło ją tu przygnać w taką paskudną pogodę,prawie samą, po ciemku.Myśl o tym, że ją utraci.Powinien odczuć ulgę.Małżeństwo z Louisą byłoby wyzwaniem,delikatnie mówiąc, a mimo to sir Joseph nie puszczał jej dłoni.- A chcesz, żebym odwołała? - zapytała ostrożnie; nie przypominałateraz namiętnej kobiety, z którą dopiero co się zaręczył.- Nie i nie wciskam ci uprzejmych frazesów, Louiso.- Wyjawienie tejprostej prawdy okazało się zaskakująco łatwe.%7łyczyłby sobie, żebywszystkie prawdy były tak nieskomplikowane.Odrobinę się rozluzniła.- Cóż, nie odwołuję, to znaczy, nie zamierzam.Wniesienie zastawy z kolacją oszczędziło mu konieczności od-powiadania na tak stanowcze zapewnienie.Louisa popatrzyła na swójposiłek z powątpiewaniem.- Jedz, Louiso.Pewnie ominęła cię kolacja z rodziną, a jeśli za-mierzasz przedzierać się przez zadymkę w nocy, musisz mieć siłę.- Jem za dużo.- Usiadła na sofie, a sir Joseph obok niej.Nawetczkawka nie wprawiłaby jej w większe zmieszanie niżsłowa, które właśnie wypowiedziała.Joseph zajął się nalewaniemwina, aby nie patrzeć, jak Louisa spąsowiała.- Jeśli twoja kobieca sylwetka ma na cokolwiek wskazywać, to na to,że jesz dokładnie tyle, ile trzeba, by mieć wspaniałą figurę.Zjemy?Zgodnie z jego upodobaniami w kuchni przygotowano prosty posiłek,złożony z pieczeni wołowej, chleba i masła, ziemniakówrozgniecionych z cheddarem i gruszek na parze.Powinien się wstydzićprzed nią podaniem tak niewyszukanych potraw, ale jeśli siępobiorą - gdy się pobiorą - to i tak nieraz taca z jedzeniem będziewnoszona do domowej biblioteki.- Wołowina dobrze przyrządzona - powiedziała kilka minut pózniej.-Twoja służba dba o ciebie.- Ostatnio spisują się świetnie.Krążą pogłoski, że niebawem książęcacórka obejmie w posiadanie moją skromną osobę wraz ze służbą.Dostrzegł, że spodobał jej się ten komplement, choć usiłowała ukryćuśmiech, upijając łyk wina.- Louiso, choć bardzo się cieszę z twojego towarzystwa i jestemzaszczycony twoją obecnością, wyjaśnij mi, proszę, dlaczegoprzyszłaś.Nie odpowiedziała od razu, dziobiąc widelcem gruszki na talerzu.- Dostałam list od Valentine'a.Joseph wyjął widelec z jej dłoni, wbił go w kawałek gruszki ipodniósł do ust Louisy.- No i?Odgryzła kęs z widelca, wytrzymując spojrzenie Josepha.- Gruszki też dobre.- Przeżuwała powoli, a Joseph silił się nacierpliwość.- Valentine studiował na uniwersytecie z Lionelem,Grattinglym i innymi, z którymi wspólnie się zabawiają.- Ponieważ - podjął Joseph, karmiąc ją następnym kawałeczkiemgruszki - jednym z celów studiów w Oksfordzie jest zapewnieniesynom arystokracji zadzierzgania w swoim pokoleniu więzówsolidarności.Gdy wypowiadał te słowa o uczelni, Louisa wyjęła mu widelec z rękii wbiła go w kolejny kawałek gruszki.- Ponieważ - powiedziała, unosząc widelec do ust Josepha - są w tymsamym wieku.Valentine przesyła ci ostrzeżenie.Joseph zajął się przeżuwaniem deseru, a smak gruszek, cynamonu ibrandy rozlał słodycz na jego języku.- Przed czym ostrzega?Tym razem nie odebrał jej widelca [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Do chwili swojegoślubu Valentine był ich ulubionym towarzyszem, bratem, któremu sięzwierzały, kimś, kto wydawał się okazywać najwięcej zrozumienia dlakobiecej wrażliwości.- Muszę odwiedzić sir Josepha.- Louisa starannie złożyła list i wstała.Zamierzała zrobić coś prawie nie do pomyślenia: złożyć wizytęmężczyznie, który dopiero miał zostać jej mężem.- Dziś wieczorem? Kochana, już ciemno, a jeśli nie wrócisz, zanimzasiądziemy do kolacji.- Powiemy mamie, że boli cię głowa albo masz kobiece dolegliwości -wtrąciła Eve.- I jedno, i drugie jest całkiem możliwe.Chętnie wybioręsię z tobą.Jenny się skrzywiła.- A więc obie dostałyście bólu głowy.- Pójdę sama - powiedziała Louisa.- Pieszo.To tylko kilka przecznic,włożę czepek z woalką i wezmę jednego z lokajów.Przez ten śnieg naulicach prawie nie ma ludzi, a sir Joseph odprowadzi mnie z powrotem.Jej plan był niewątpliwie niestosowny, a przy okazji także ry-zykowny.Nie powstrzymały jej.Nawet nie próbowały.Zakładając, że przeżyje Pan pojedynek, ile byłby Pan skłonnyzapłacić za to, by Pańska nowa żona nie dowiedziała się o Twoichwyuzdanych rozpustach w Hiszpanii?Sir Joseph wpatrywał się w list, w słowa napisane pewną i nieznanąmu ręką.Ten liścik dostarczono mu tego dnia wraz z innąkorespondencją, niezaadresowany, bez znaczka, a jego treść zadręczałaJosepha przez cały zimny, słotny dzień.Ktoś był zdecydowany zatruć jego małżeństwo, zanim doszło dozaślubin.A jednak nie był to szantaż - jeszcze nie.Wyjście było oczywiścieproste.Joseph musiał wyjawić Louisie, że wychodzi ona za mąż zamężczyznę, który ma więcej nieślubnych dzieci niż większość ludzimiewa dzieci prawowitych, i patrzeć, jak kobieta, którą tak ceni, zrywaz nim, by prowadzić życie w staropanieństwie, na jakie nie zasłużyła.- Jakaś młoda dama do pana, sir.Joseph spojrzał znad ksiąg handlowych, które przeglądał.Jego lokaj,przypominający w sposobie bycia, a po trosze i z wyglądu, wiernegostarego psa, miał minę, która niczego nie zdradzała.- Czy podała swoje nazwisko, Sylvester?- Nie, sir.Służący, który ją przyprowadził, ma na sobie liberięMorelandów.- Wprowadz ją i poleć w kuchni, żeby przygotowali dwie zastawy nakolację.- Tak jest, sir.- Sylvester skłonił się i wyszedł, by już po chwiliwprowadzić Louisę Windham.Joseph był przez moment strapiony, żezastała go w stroju bez rękawów, ale jeśli się pobiorą, to widywać gobędzie w jeszcze bardziej nieformalnych sytuacjach.Gdy się pobiorą.- Młoda dama, o której mówiłem, sir.- Dziękuję, Sylvester.To wszystko i zamknij za sobą drzwi.Josephwstał zza biurka i schował do kieszeni okulary używane doczytania.Louisa stała przy drzwiach, ubrana w suknię z czerwonegoaksamitu.Policzki miała zaróżowione od zimna albo z zakłopotania.- Witaj, Josephie.Powinniśmy zostawić drzwi otwarte.- W takim razie ulotni się całe ciepło, a poświęciłem dwie godziny narozpalenie w kominku.- Joseph przeszedł przez pokój i ujął ją za ręce;jej palce wydawały się bardzo zimne w jego dłoni.- Jeśli niepokoi cięsprawa przyzwoitości, to czy wolno mi przypomnieć, Louiso, żejesteśmy zaręczeni? Mokre rąbki twojej sukni świadczą o tym, żedotarłaś tu pieszo, a ponieważ przyszłaś tylko z lokajem, ktoś już mógłcię zauważyć.- Szliśmy głównie bocznymi uliczkami.- Naprawdę? - Chciał wezwać jej lokaja z kuchni i udzielić musurowego pouczenia na temat przeprowadzania młodej damy lon-dyńskimi zaułkami po zmroku.Ale Louisa była zmarznięta, cicha, awokół jej oczu widniało napięcie, które zaniepokoiło Josepha.-Podejdz tu, do kominka.Jedzenie już przynoszą.Nadal trzymał ją za rękę i usiadł koło niej na sofie przed kominkiem.- Jeżeli chciałaś wszystko odwołać, Louiso, to wystarczyło przysłaćliścik.Uniosła ciemne brwi.- Sądzisz, że w noc przed pojedynkiem przysłałabym list zrywającynasze zaręczyny?Joseph przez chwilę w milczeniu wpatrywał się w swoją wybrankę.Choć policzki miała zarumienione z zimna, była blada, a cienie podoczami wskazywały, że zle spała.- Nie winiłbym cię, gdybyś przysłała taki liścik, Louiso.Odwołujeszślub?Zdołał zadać to pytanie zwyczajnym tonem, jednak nie potrafił sobiewyobrazić, co innego mogło ją tu przygnać w taką paskudną pogodę,prawie samą, po ciemku.Myśl o tym, że ją utraci.Powinien odczuć ulgę.Małżeństwo z Louisą byłoby wyzwaniem,delikatnie mówiąc, a mimo to sir Joseph nie puszczał jej dłoni.- A chcesz, żebym odwołała? - zapytała ostrożnie; nie przypominałateraz namiętnej kobiety, z którą dopiero co się zaręczył.- Nie i nie wciskam ci uprzejmych frazesów, Louiso.- Wyjawienie tejprostej prawdy okazało się zaskakująco łatwe.%7łyczyłby sobie, żebywszystkie prawdy były tak nieskomplikowane.Odrobinę się rozluzniła.- Cóż, nie odwołuję, to znaczy, nie zamierzam.Wniesienie zastawy z kolacją oszczędziło mu konieczności od-powiadania na tak stanowcze zapewnienie.Louisa popatrzyła na swójposiłek z powątpiewaniem.- Jedz, Louiso.Pewnie ominęła cię kolacja z rodziną, a jeśli za-mierzasz przedzierać się przez zadymkę w nocy, musisz mieć siłę.- Jem za dużo.- Usiadła na sofie, a sir Joseph obok niej.Nawetczkawka nie wprawiłaby jej w większe zmieszanie niżsłowa, które właśnie wypowiedziała.Joseph zajął się nalewaniemwina, aby nie patrzeć, jak Louisa spąsowiała.- Jeśli twoja kobieca sylwetka ma na cokolwiek wskazywać, to na to,że jesz dokładnie tyle, ile trzeba, by mieć wspaniałą figurę.Zjemy?Zgodnie z jego upodobaniami w kuchni przygotowano prosty posiłek,złożony z pieczeni wołowej, chleba i masła, ziemniakówrozgniecionych z cheddarem i gruszek na parze.Powinien się wstydzićprzed nią podaniem tak niewyszukanych potraw, ale jeśli siępobiorą - gdy się pobiorą - to i tak nieraz taca z jedzeniem będziewnoszona do domowej biblioteki.- Wołowina dobrze przyrządzona - powiedziała kilka minut pózniej.-Twoja służba dba o ciebie.- Ostatnio spisują się świetnie.Krążą pogłoski, że niebawem książęcacórka obejmie w posiadanie moją skromną osobę wraz ze służbą.Dostrzegł, że spodobał jej się ten komplement, choć usiłowała ukryćuśmiech, upijając łyk wina.- Louiso, choć bardzo się cieszę z twojego towarzystwa i jestemzaszczycony twoją obecnością, wyjaśnij mi, proszę, dlaczegoprzyszłaś.Nie odpowiedziała od razu, dziobiąc widelcem gruszki na talerzu.- Dostałam list od Valentine'a.Joseph wyjął widelec z jej dłoni, wbił go w kawałek gruszki ipodniósł do ust Louisy.- No i?Odgryzła kęs z widelca, wytrzymując spojrzenie Josepha.- Gruszki też dobre.- Przeżuwała powoli, a Joseph silił się nacierpliwość.- Valentine studiował na uniwersytecie z Lionelem,Grattinglym i innymi, z którymi wspólnie się zabawiają.- Ponieważ - podjął Joseph, karmiąc ją następnym kawałeczkiemgruszki - jednym z celów studiów w Oksfordzie jest zapewnieniesynom arystokracji zadzierzgania w swoim pokoleniu więzówsolidarności.Gdy wypowiadał te słowa o uczelni, Louisa wyjęła mu widelec z rękii wbiła go w kolejny kawałek gruszki.- Ponieważ - powiedziała, unosząc widelec do ust Josepha - są w tymsamym wieku.Valentine przesyła ci ostrzeżenie.Joseph zajął się przeżuwaniem deseru, a smak gruszek, cynamonu ibrandy rozlał słodycz na jego języku.- Przed czym ostrzega?Tym razem nie odebrał jej widelca [ Pobierz całość w formacie PDF ]