[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Od żołnierzy czuć było wódką, wściekle krzycze-li, klęli i bezlitośnie bili.Ustawiono nas w rzędy pod silną obstawą, w pół rozebranych, z podniesiony-mi rękami.Odbywała się dokładna rewizja.Szukali przede wszystkim brzytw, któ-rymi ludzie mogliby przecinać sobie żyły.Zimny wiatr przewiewał do szpiku kości, mokry śnieg padał za kołnierz i lodo-watymi kroplami ściekał po plecach.Kim byli ci ludzie, w których liczbie się znalazłem i ja?Ci ludzie nie byli przestępcami w stosunku do swojego narodu.Wielu z nichnie wystrzeliło ani razu przez całą wojnę.Wielu, jak i ja, zostało uwolnionych znazistowskich obozów.Z powodu ciężkiego, nie do zniesienia, jenieckiego życia,ludzie ci zostali uznani przez rząd za zdrajców i to było ich najcięższe przestęp-stwo.W tym dniu wypełniły się moje najgorsze przeczucia.W tym wydarzeniu ujrza-łem sąd Boży, sąd sprawiedliwy, zasłużony.Teraz mi nic nie pozostało robić, jakznowu się zwrócić do Boga z pokutą, z modlitwą, znowu prosić Go o obronę izmiłowanie, prosić o ratunek.Lubiłem modlitwę Eframa Sirima: Panie, Władcomego życia.".Lecz teraz ta modlitwa nie wyrażała moich potrzeb i modliłem sięmodlitwą celnika: Boże, zmiłuj się nade mną, grzesznym" lub prosto swoimi sło-wami: Boże, zachowaj mnie przed repatriacją, uratuj ze względu na żonę, którapozostaje sama, nieszczęsna.Mijały straszliwe chwile, odnotowane przez poetę Kudaszewa: Z otwartego gardła płynąca krewKrzyczy bezdzwięczną strugąI zdjęty z szubienicy powraca znowuDo sznura, który wabi pętlą.".Pod koniec dnia przyszła odpowiedz na moją modlitwę.W ostatniej chwili, jużprzed otwartym wagonem, dokonał się cud.Pięciu ludzi z przeciętymi żyłami i jeden z podciętym gardłem, zostali wostatnim momencie zdjęci z ciężarówki.Potrzebna im była szybka pomoc.Przez parę godzin leżałem na szpitalnym łóżku.Serce wypełniało się wdzięcz-nością dla Najwyższego.Jak to się wszystko wydarzyło ciężko jest wspominać,ale i nie można zapomnieć.Następnego dnia przyszedł do mnie katolicki mnich.Dał mi medalik z wizerun-kiem Marii Panny jako pewną przepustkę do Królestwa Niebieskiego".Czuły izwracający uwagę na duchowe potrzeby mnich, spełnił moją prośbę i zaprosiłprawosławnego kapłana.Wyspowiadałem się dla niego, przyjąłem i komunięświętą.Lecz wszystko to tylko chwilowo przyniosło mi ulgę.Zewnętrznie, jak gdy-by byłem gotowy na spotkanie śmierci, a w sercu nie miałem ani pokoju, ani prze-baczenia wszystkim i wszystkiego".Po trzech tygodniach przewieziono mnie do dużego obozu, z którego cudemudało mi się uciec.Znalazłem się na wolności.W pierwszą niedzielę poszedłem do kościoła, aby podziękować mojemu Wy-46bawicielowi.Za ostatnie grosze kupiłem parę świec i z wdzięcznością postawiłemje przed świętymi.Od tej pory gorliwie i przykładnie przychodziłem do cerkwi.Jeszcze raz obiecałem Bogu, że będę stale czytał Biblię, się modlił i unikał wszel-kiego zła.Lecz, pozostając wiernym tej obietnicy, jednocześnie pozostawałemwierny i mojemu złemu gościowi".On panował nad moimi pragnieniami, myśla-mi, uczuciami i dlatego szybko, bardzo szybko się znalazłem na szerokiej drodzegrzesznego życia.A to jeszcze bardziej ciągnęło mnie do cerkwi, pobudzało do poszukiwań zwy-cięstwa nad grzechem, zwycięstwa nad samym sobą.Czytałem duchową literaturę i starałem się trzymać pouczeń ojców prawo-sławnej cerkwi i rosyjskich świętych:"Dwa razy stawajcie przed obiadem, dwa razy po obiedzie, za każdym razemodmawiając sto modlitw Jezusowych z pokłonami.Modlitwę Jezusową powta-rzajcie 5-10 razy i więcej.33 razy, według liczby lat przebywania Pana na ziemi.Lub po prostu wez 24 modlitwy Złotoustego.Gdy język się przyzwyczai, będą oneczytały się same z siebie".( O modlitwie Jezusowej Zwiętego Fieofona".Wyd.wMonachium, 1947, str.6-7).Rzeczywiście, rację ma święty: mój język się przyzwyczaił i wszystko się czy-tało tak właśnie, jak mówi Fieofon, samo z siebie".Ale cóż to dawało mojej cho-rej duszy, choremu sercu? Nie trudno było mi odgadnąć, że bezduszna forma wy-uczonych modlitw, cudzych modlitw, nie może mnie zjednoczyć z Bogiem.Pomodlitwach, które przed snem gorliwie czytałem na kolanach, jeszcze bardziejpopadałem w przygnębienie.Po dwóch i pół roku Pan objawił mi, że nie Bogu są potrzebne nasze modli-twy, a nam samym, modlitwy żywe, szczere, serdeczne.A taka modlitwa nie jestmodlitwą wyuczoną, ale pochodzącą z serca.Zobaczyłem też, że można czytaćEwangelię codziennie i wszystkie 24 modlitwy Złotoustego, i ciągle pozostawać wgrzechach, to znaczy, być zgubionym człowiekiem.Bogu nie są potrzebne naszemodlitwy, ale nasze serce, my sami.A moje serce ciągle jeszcze było zamkniętedla Boga.Kiedyś w wielką przed wielkanocną sobotę, pojechałem do cerkwi ZwiętegoNikołaja z ciastem i tradycyjnymi jajkami w celu poświęcenia.Cały dzień pościłemi dawało mi to moralne wzmocnienie, usposabiało świątecznie i duchowo.Nieduże pomieszczenie cerkwi było przepełnione ludzmi.W zwykłe nabożeń-stwa pusta, a tym razem cerkiew niebywale była wypełniona ludzmi.Ludzie siętłoczyli w korytarzu, stali na ulicy, w ogrodzie.Ja stałem przy ścianie przed obra-zem Zbawiciela i słuchałem cudownych, chóralnych śpiewów wielkanocnych.Uczucie wzruszenia wypełniało serce, ogarniało duszę, a przebudzone sumienieosądzało moją niewdzięczność w stosunku do mojego Boga, moje bezwstydne iniegodne chrześcijanina życie.Ciężki kamień tęsknoty i beznadziejności przy-gniatał moją pierś, chciało się płakać.Cerkiewny chór, składający się głównie z zawodowych śpiewaków, śpiewałwzruszająco i rozczulająco, śpiewał o triumfie %7łycia nad śmiercią, Prawdy nadkłamstwem.Przez uchylone, bukowe drzwi, widziałem wszystkich śpiewających.Na wymalowanych twarzach kobiet widniały uśmiechy.Podczas przerw jedni roz-mawiali, inni powściągliwie się śmiali.A gdy kapłan zaśpiewał: Twoja z Twoich,Tobie przynoszone, o wszystkich i za wszystko", tęgi dyrygent z przyzwyczajenia47machnął batutą i chór zaśpiewał: Tobie śpiewamy, Ciebie błogosławimy.".Lecz tu wydarzyło się nieszczęście.Tenorowi załamał się głos i wydał fałszy-wy dzwięk.Nerwowa twarz dyrygenta się zachmurzyła, wyrażając tragedię izłość [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Od żołnierzy czuć było wódką, wściekle krzycze-li, klęli i bezlitośnie bili.Ustawiono nas w rzędy pod silną obstawą, w pół rozebranych, z podniesiony-mi rękami.Odbywała się dokładna rewizja.Szukali przede wszystkim brzytw, któ-rymi ludzie mogliby przecinać sobie żyły.Zimny wiatr przewiewał do szpiku kości, mokry śnieg padał za kołnierz i lodo-watymi kroplami ściekał po plecach.Kim byli ci ludzie, w których liczbie się znalazłem i ja?Ci ludzie nie byli przestępcami w stosunku do swojego narodu.Wielu z nichnie wystrzeliło ani razu przez całą wojnę.Wielu, jak i ja, zostało uwolnionych znazistowskich obozów.Z powodu ciężkiego, nie do zniesienia, jenieckiego życia,ludzie ci zostali uznani przez rząd za zdrajców i to było ich najcięższe przestęp-stwo.W tym dniu wypełniły się moje najgorsze przeczucia.W tym wydarzeniu ujrza-łem sąd Boży, sąd sprawiedliwy, zasłużony.Teraz mi nic nie pozostało robić, jakznowu się zwrócić do Boga z pokutą, z modlitwą, znowu prosić Go o obronę izmiłowanie, prosić o ratunek.Lubiłem modlitwę Eframa Sirima: Panie, Władcomego życia.".Lecz teraz ta modlitwa nie wyrażała moich potrzeb i modliłem sięmodlitwą celnika: Boże, zmiłuj się nade mną, grzesznym" lub prosto swoimi sło-wami: Boże, zachowaj mnie przed repatriacją, uratuj ze względu na żonę, którapozostaje sama, nieszczęsna.Mijały straszliwe chwile, odnotowane przez poetę Kudaszewa: Z otwartego gardła płynąca krewKrzyczy bezdzwięczną strugąI zdjęty z szubienicy powraca znowuDo sznura, który wabi pętlą.".Pod koniec dnia przyszła odpowiedz na moją modlitwę.W ostatniej chwili, jużprzed otwartym wagonem, dokonał się cud.Pięciu ludzi z przeciętymi żyłami i jeden z podciętym gardłem, zostali wostatnim momencie zdjęci z ciężarówki.Potrzebna im była szybka pomoc.Przez parę godzin leżałem na szpitalnym łóżku.Serce wypełniało się wdzięcz-nością dla Najwyższego.Jak to się wszystko wydarzyło ciężko jest wspominać,ale i nie można zapomnieć.Następnego dnia przyszedł do mnie katolicki mnich.Dał mi medalik z wizerun-kiem Marii Panny jako pewną przepustkę do Królestwa Niebieskiego".Czuły izwracający uwagę na duchowe potrzeby mnich, spełnił moją prośbę i zaprosiłprawosławnego kapłana.Wyspowiadałem się dla niego, przyjąłem i komunięświętą.Lecz wszystko to tylko chwilowo przyniosło mi ulgę.Zewnętrznie, jak gdy-by byłem gotowy na spotkanie śmierci, a w sercu nie miałem ani pokoju, ani prze-baczenia wszystkim i wszystkiego".Po trzech tygodniach przewieziono mnie do dużego obozu, z którego cudemudało mi się uciec.Znalazłem się na wolności.W pierwszą niedzielę poszedłem do kościoła, aby podziękować mojemu Wy-46bawicielowi.Za ostatnie grosze kupiłem parę świec i z wdzięcznością postawiłemje przed świętymi.Od tej pory gorliwie i przykładnie przychodziłem do cerkwi.Jeszcze raz obiecałem Bogu, że będę stale czytał Biblię, się modlił i unikał wszel-kiego zła.Lecz, pozostając wiernym tej obietnicy, jednocześnie pozostawałemwierny i mojemu złemu gościowi".On panował nad moimi pragnieniami, myśla-mi, uczuciami i dlatego szybko, bardzo szybko się znalazłem na szerokiej drodzegrzesznego życia.A to jeszcze bardziej ciągnęło mnie do cerkwi, pobudzało do poszukiwań zwy-cięstwa nad grzechem, zwycięstwa nad samym sobą.Czytałem duchową literaturę i starałem się trzymać pouczeń ojców prawo-sławnej cerkwi i rosyjskich świętych:"Dwa razy stawajcie przed obiadem, dwa razy po obiedzie, za każdym razemodmawiając sto modlitw Jezusowych z pokłonami.Modlitwę Jezusową powta-rzajcie 5-10 razy i więcej.33 razy, według liczby lat przebywania Pana na ziemi.Lub po prostu wez 24 modlitwy Złotoustego.Gdy język się przyzwyczai, będą oneczytały się same z siebie".( O modlitwie Jezusowej Zwiętego Fieofona".Wyd.wMonachium, 1947, str.6-7).Rzeczywiście, rację ma święty: mój język się przyzwyczaił i wszystko się czy-tało tak właśnie, jak mówi Fieofon, samo z siebie".Ale cóż to dawało mojej cho-rej duszy, choremu sercu? Nie trudno było mi odgadnąć, że bezduszna forma wy-uczonych modlitw, cudzych modlitw, nie może mnie zjednoczyć z Bogiem.Pomodlitwach, które przed snem gorliwie czytałem na kolanach, jeszcze bardziejpopadałem w przygnębienie.Po dwóch i pół roku Pan objawił mi, że nie Bogu są potrzebne nasze modli-twy, a nam samym, modlitwy żywe, szczere, serdeczne.A taka modlitwa nie jestmodlitwą wyuczoną, ale pochodzącą z serca.Zobaczyłem też, że można czytaćEwangelię codziennie i wszystkie 24 modlitwy Złotoustego, i ciągle pozostawać wgrzechach, to znaczy, być zgubionym człowiekiem.Bogu nie są potrzebne naszemodlitwy, ale nasze serce, my sami.A moje serce ciągle jeszcze było zamkniętedla Boga.Kiedyś w wielką przed wielkanocną sobotę, pojechałem do cerkwi ZwiętegoNikołaja z ciastem i tradycyjnymi jajkami w celu poświęcenia.Cały dzień pościłemi dawało mi to moralne wzmocnienie, usposabiało świątecznie i duchowo.Nieduże pomieszczenie cerkwi było przepełnione ludzmi.W zwykłe nabożeń-stwa pusta, a tym razem cerkiew niebywale była wypełniona ludzmi.Ludzie siętłoczyli w korytarzu, stali na ulicy, w ogrodzie.Ja stałem przy ścianie przed obra-zem Zbawiciela i słuchałem cudownych, chóralnych śpiewów wielkanocnych.Uczucie wzruszenia wypełniało serce, ogarniało duszę, a przebudzone sumienieosądzało moją niewdzięczność w stosunku do mojego Boga, moje bezwstydne iniegodne chrześcijanina życie.Ciężki kamień tęsknoty i beznadziejności przy-gniatał moją pierś, chciało się płakać.Cerkiewny chór, składający się głównie z zawodowych śpiewaków, śpiewałwzruszająco i rozczulająco, śpiewał o triumfie %7łycia nad śmiercią, Prawdy nadkłamstwem.Przez uchylone, bukowe drzwi, widziałem wszystkich śpiewających.Na wymalowanych twarzach kobiet widniały uśmiechy.Podczas przerw jedni roz-mawiali, inni powściągliwie się śmiali.A gdy kapłan zaśpiewał: Twoja z Twoich,Tobie przynoszone, o wszystkich i za wszystko", tęgi dyrygent z przyzwyczajenia47machnął batutą i chór zaśpiewał: Tobie śpiewamy, Ciebie błogosławimy.".Lecz tu wydarzyło się nieszczęście.Tenorowi załamał się głos i wydał fałszy-wy dzwięk.Nerwowa twarz dyrygenta się zachmurzyła, wyrażając tragedię izłość [ Pobierz całość w formacie PDF ]