[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie powinno mi to już zająć wiele czasu.- No dobrze.Cóż, jadłeś już przynajmniej?Kiedy Shanhaevel pokręcił przecząco głową, wojownik skrzywił się.- Powiem Glorze, żeby przysłała ci na górę śniadanie, żebyś mógł jeść podczas pracy.Mówiąc to, Melias obrócił się na pięcie i poszedł w głąb korytarza, zmierzając wkierunku schodów.- Dziękuję - zawołał za nim Shanhaevel, następnie zamknął drzwi i powrócił do księgiczarów.Wkrótce potem rozległo się kolejne stukanie i do pokoju weszła Leah, niosąc tacę zparującą owsianką, świeżym chlebem i chłodnym mlekiem.- Po prostu postaw to tutaj - Shanhaevel wskazał na puste miejsce na stole, przy którympracował.Głośne kroki dziewczyny rozległy się w pomieszczeniu i taca ze śniadaniem wylądowałaz trzaskiem w miejscu, które jej pokazał.- Czy coś się stało? - spytał.- Nic, proszę pana - Leah zarumieniła się.- Przepraszam.Chodzi o to, że Paidy nie ma,gdzieś się ukrywa, czy coś, a ja muszę odwalać całą robotę.Proszę mi wybaczyć i nie mówićpani Gundigoot o moim zachowaniu - dygnęła i wybiegła z pokoju.Shanhaevel patrzył wystarczająco długo, żeby widzieć, jak znika, następnie wzruszyłramionami i zabrał się do śniadania, kończąc naukę.W chwili, gdy Shanhaevel dotarł na dół i ze swym podróżnym kosturem w ręce wyszedłprzez frontowe drzwi, reszta kompanii już tam czekała.To rzeczywiście był czysty, jasnyporanek, chociaż śnieg ciągle leżał w ocienionych miejscach.Elf mógł dostrzec swój oddechrozwiewany przez łagodny poranny wietrzyk.Shanhaevel nie zdążył ujść czterech kroków, gdy zobaczył stojącą samotnie Shirralowiniętą w ciemnobrązową pelerynę narzuconą na skórzany pancerz.Opierała się napodróżnym drągu, stojąc tyłem do elfa i wpatrując się w dal drogi.Jej złociste włosy spływałyaż do ramion łagodnymi falami.W ręku trzymała procę i, bawiąc się, kręciła nią młynka, dopasa zaś miała przytroczony sejmitar.Może nadszedł czas, żeby się bardziej odpowiednio przedstawić, pomyślał Shanhaevel.Zobaczyć, czy poranne słońce zrobiło coś z jej usposobieniem.Kiedy zmienił kierunek marszu, by podejść do dziewczyny, druidka usłyszała kroki iodwróciła się w jego stronę.Zamarł w pół kroku oszołomiony.Wąska, smagła twarzdziewczyny nosiła niewątpliwie ślady rysów elfów, a jej nieco szpiczaste uszy potwierdzałyto dziedzictwo.Ale nie jest pełnej krwi, uświadomił sobie.Urodziła się z mieszanegozwiązku, jest mieszańcem elfa i człowieka, co wyjaśnia, dlaczego nie zauważył tego ubiegłejnocy.Oprócz tego była absolutnie piękna.Shanhaevel zdał sobie sprawę, że się na nią gapi, a ona patrzyła wprost na niego, jejlodowato niebieskie oczy błyszczały gniewem, a ramiona trzymała skrzyżowane na piersiach.Pokręcił głową, uświadamiając sobie swe grubiaństwo i przeszedł resztę dzielącej ichodległości, zamierzając się przedstawić.- Spotkaliśmy się ubiegłej nocy - powiedział z lekkim chichotem - ale nieprzedstawiliśmy się sobie.Jestem Shan.- Wiem, kim jesteś, Jaroo mi powiedział.Shanhaevel zamarł, z podniesioną jedną brwią, zdumiony obcesowym zachowaniemdruidki.- Przepraszam, nie miałem zamiaru się gapić.Po prostu nie spodziewałem się.- Mieszańca? Cóż, to ci zaskoczenie.Nikt się nie spodziewa.Ale tak bywa.Zwiat jestpełen nieoczekiwanego, czyż nie?Mówiąc to, Shirral odwróciła się i odeszła kilka kroków, ignorując go, skupiwszy się nazacieśnianiu popręgu przy siodle konia.Shanhaevel stał przez kilka chwil z rozdziawionymi ustami, aż przesuwający się przednim cień wyrwał go z letargu.To Ahleage na kasztanowym wałachu, próbował opanowaćrozbrykanego wierzchowca.Shanhaevel spojrzał w górę na młodego mężczyznę i niemalroześmiał się głośno, zapominając o minionej konfrontacji z druidką.Oczy Ahleage były zaczerwienione, a twarz podpuchnięta, tak jakby przez całą noc spał,trzymając ją między dwiema poduszkami.W każdym bądz razie - pewnego rodzajupoduszkami, pomyślał Shanhaevel.- Nie za wiele się spało w nocy, co? - zapytał Shanhaevel, śmiejąc się.Ahleage zamrugał parę razy, jakby starając się zrozumieć słowa elfa, potem uśmiechnąłsię sennym, ale zadowolonym uśmiechem i znowu odwrócił konia, mamrocząc coś opotrzebie zjedzenia porządnego śniadania.Shanhaevel pokręcił głową w rozbawieniu i odwrócił się, by stanąć naprzeciwko dwóchkolejnych koni.Siedzieli na nich zachmurzony Melias i bardzo duży uśmiechniętymężczyzna.- Uch, cześć wam - powiedział, przenosząc wzrok z Meliasa na nie znanego muprzybysza i z powrotem.- Serwus - odparł wielki mężczyzna, uśmiechając się jeszcze szerzej [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.- Nie powinno mi to już zająć wiele czasu.- No dobrze.Cóż, jadłeś już przynajmniej?Kiedy Shanhaevel pokręcił przecząco głową, wojownik skrzywił się.- Powiem Glorze, żeby przysłała ci na górę śniadanie, żebyś mógł jeść podczas pracy.Mówiąc to, Melias obrócił się na pięcie i poszedł w głąb korytarza, zmierzając wkierunku schodów.- Dziękuję - zawołał za nim Shanhaevel, następnie zamknął drzwi i powrócił do księgiczarów.Wkrótce potem rozległo się kolejne stukanie i do pokoju weszła Leah, niosąc tacę zparującą owsianką, świeżym chlebem i chłodnym mlekiem.- Po prostu postaw to tutaj - Shanhaevel wskazał na puste miejsce na stole, przy którympracował.Głośne kroki dziewczyny rozległy się w pomieszczeniu i taca ze śniadaniem wylądowałaz trzaskiem w miejscu, które jej pokazał.- Czy coś się stało? - spytał.- Nic, proszę pana - Leah zarumieniła się.- Przepraszam.Chodzi o to, że Paidy nie ma,gdzieś się ukrywa, czy coś, a ja muszę odwalać całą robotę.Proszę mi wybaczyć i nie mówićpani Gundigoot o moim zachowaniu - dygnęła i wybiegła z pokoju.Shanhaevel patrzył wystarczająco długo, żeby widzieć, jak znika, następnie wzruszyłramionami i zabrał się do śniadania, kończąc naukę.W chwili, gdy Shanhaevel dotarł na dół i ze swym podróżnym kosturem w ręce wyszedłprzez frontowe drzwi, reszta kompanii już tam czekała.To rzeczywiście był czysty, jasnyporanek, chociaż śnieg ciągle leżał w ocienionych miejscach.Elf mógł dostrzec swój oddechrozwiewany przez łagodny poranny wietrzyk.Shanhaevel nie zdążył ujść czterech kroków, gdy zobaczył stojącą samotnie Shirralowiniętą w ciemnobrązową pelerynę narzuconą na skórzany pancerz.Opierała się napodróżnym drągu, stojąc tyłem do elfa i wpatrując się w dal drogi.Jej złociste włosy spływałyaż do ramion łagodnymi falami.W ręku trzymała procę i, bawiąc się, kręciła nią młynka, dopasa zaś miała przytroczony sejmitar.Może nadszedł czas, żeby się bardziej odpowiednio przedstawić, pomyślał Shanhaevel.Zobaczyć, czy poranne słońce zrobiło coś z jej usposobieniem.Kiedy zmienił kierunek marszu, by podejść do dziewczyny, druidka usłyszała kroki iodwróciła się w jego stronę.Zamarł w pół kroku oszołomiony.Wąska, smagła twarzdziewczyny nosiła niewątpliwie ślady rysów elfów, a jej nieco szpiczaste uszy potwierdzałyto dziedzictwo.Ale nie jest pełnej krwi, uświadomił sobie.Urodziła się z mieszanegozwiązku, jest mieszańcem elfa i człowieka, co wyjaśnia, dlaczego nie zauważył tego ubiegłejnocy.Oprócz tego była absolutnie piękna.Shanhaevel zdał sobie sprawę, że się na nią gapi, a ona patrzyła wprost na niego, jejlodowato niebieskie oczy błyszczały gniewem, a ramiona trzymała skrzyżowane na piersiach.Pokręcił głową, uświadamiając sobie swe grubiaństwo i przeszedł resztę dzielącej ichodległości, zamierzając się przedstawić.- Spotkaliśmy się ubiegłej nocy - powiedział z lekkim chichotem - ale nieprzedstawiliśmy się sobie.Jestem Shan.- Wiem, kim jesteś, Jaroo mi powiedział.Shanhaevel zamarł, z podniesioną jedną brwią, zdumiony obcesowym zachowaniemdruidki.- Przepraszam, nie miałem zamiaru się gapić.Po prostu nie spodziewałem się.- Mieszańca? Cóż, to ci zaskoczenie.Nikt się nie spodziewa.Ale tak bywa.Zwiat jestpełen nieoczekiwanego, czyż nie?Mówiąc to, Shirral odwróciła się i odeszła kilka kroków, ignorując go, skupiwszy się nazacieśnianiu popręgu przy siodle konia.Shanhaevel stał przez kilka chwil z rozdziawionymi ustami, aż przesuwający się przednim cień wyrwał go z letargu.To Ahleage na kasztanowym wałachu, próbował opanowaćrozbrykanego wierzchowca.Shanhaevel spojrzał w górę na młodego mężczyznę i niemalroześmiał się głośno, zapominając o minionej konfrontacji z druidką.Oczy Ahleage były zaczerwienione, a twarz podpuchnięta, tak jakby przez całą noc spał,trzymając ją między dwiema poduszkami.W każdym bądz razie - pewnego rodzajupoduszkami, pomyślał Shanhaevel.- Nie za wiele się spało w nocy, co? - zapytał Shanhaevel, śmiejąc się.Ahleage zamrugał parę razy, jakby starając się zrozumieć słowa elfa, potem uśmiechnąłsię sennym, ale zadowolonym uśmiechem i znowu odwrócił konia, mamrocząc coś opotrzebie zjedzenia porządnego śniadania.Shanhaevel pokręcił głową w rozbawieniu i odwrócił się, by stanąć naprzeciwko dwóchkolejnych koni.Siedzieli na nich zachmurzony Melias i bardzo duży uśmiechniętymężczyzna.- Uch, cześć wam - powiedział, przenosząc wzrok z Meliasa na nie znanego muprzybysza i z powrotem.- Serwus - odparł wielki mężczyzna, uśmiechając się jeszcze szerzej [ Pobierz całość w formacie PDF ]