[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wykonał szybki ruch, którego efektembyło jednak tylko strącenie na podłogę zdjęcia.Mucha złośliwiezabzyczała nad jego głową, gdy schylił się, by podnieśćbłyszczący nieco kartonik.Odruchowo spojrzał na sześć postaciz fotografii.Odwrócił zdjęcie i odczytał figurujące tamnazwiska: O'Brien, Candall, Andrews, Hodgarthy, Bromway,Whitehorn.Jednak nim zdążył sformułować jakąkolwiek myśl, przerwałprzyjacielowi w pół słowa:- Słuchaj no, Stan! Natychmiast jest mi potrzebna jeszczejedna informacja! Chcę się dowiedzieć, czy dwaj ludzie onazwiskach Bromway i Candall zginęli w nieszczęśliwychwypadkach.Zaraz, zaraz, w którym to mogło być roku?.Jużwiem! W tysiąc dziewięćset pięćdziesiątym czwartym albopiątym.- Nie rozumiem, dlaczego tak krzyczysz - powiedziałspokojnie nadinspektor.- Czy coś się stało?- Nic się nie stało, ale muszę to wiedzieć jak najprędzejJeszcze dziś!- Dziś? W sobotę? To jest, praktycznie rzecz biorąc,niemożliwe.Jest już przecież po dwunastej.- Bardzo mi na tym zależy! Stań na głowie i wydobądz mikoniecznie tę informację.Chodzi mi tylko o to, czy był takiBromway i taki Candall, którzy zginęli w jakimkolwiekwypadku w latach 1954-55.Tylko, czy zginęli! Nic więcej.Tochyba uprości ci trochę poszukiwania.- Czego się nie robi dla natrętnych przyjaciół - westchnąłKevel.- Ale te życiorysy, o które prosiłeś, dostaniesz, jak sięumówiliśmy, w poniedziałek.- Oczywiście.- Podaj mi swój telefon, to zadzwonię wieczorem.- Dziękuję ci, stary.Mój numer: Chichester 46-77.Będęczekał.Odłożywszy słuchawkę, James wyszedł do ogrodu, gdzie obiepanie powitały go z radością.Resztę dnia spędziliniefrasobliwie i Brent prawie zapomniał o problemach, którenurtowały go przed południem.Dopiero wieczorny telefon Kevela sprawił, że problemy tepowróciły z nieodpartą siłą.- Mam takiego jednego Malcolma Bromwaya, co się utopił 19września 1954 roku i dwóch Candalli: Michaela, przejechanegoprzez pociąg 5 czerwca 1955 roku, oraz Olivera, który zginął 21września 1955 w wypadku samolotowym.był oblatywaczem.- powiedział wówczas nadinspektor dodając jeszcze, że towszystko, co o tych panach wie w tej chwili.Brent od razu poczuł, że i w tym przypadku instynkt niezawiódł go.Oczywiście, z trzech mężczyzn interesowali go tylkodwaj.Jednak którzy to byli i dlaczego, tego już Kevelowi niewyjawił.Rozdział siódmy CZY BDZIE JAKAZ CIEKAWA SPRAWA, MR BRENT?"James Brent zaparkował samochód przed dużymbudynkiem, dobrze znanym nie tylko mieszkańcom Londynu.Zdecydowanym krokiem ruszył w stronę wejścia i po chwiliogarnął go chłód przestronnego hallu, mrocznego nawet wletnie przedpołudnie.Skręcił w długi korytarz, po którego obustronach znajdowały się rzędy jednakowych ciemnych drzwi.Otworzywszy któreś z kolei, wszedł do środka.On też musiał być tu znany: dyżurujący policjant zamiastprzybrać oficjalną minę, rozjaśnił się w uśmiechu:- Dzień dobry panu, Mister Brent.Nadinspektor Keveloczekuje pana.Dopiero co poszedł do siebie.- Dzień dobry, sierżancie.- James spojrzał na zegarek.- Jakwidzicie, jestem punktualnie o umówionej godzinie.- Czy może będzie jakaś nowa ciekawa sprawa, Mister Brent?Tak tu teraz nudno.- Piegowaty sierżant westchnął zrezygnacją, chociaż na jego twarzy malowało się wyraznezaciekawienie.- Z kim tam konferujecie, Hopkins? - Z przyległego gabinetudał się słyszeć donośny głos nadinspektora i zaraz na progupokazała się jego szczupła sylwetka.- Ach, to ty, Jim! Wejdz, proszę.Stanley Kevel zamknął obite skórą drzwi i wskazał Brentowiwygodny fotel po drugiej stronie biurka.- Straszny dziś upał.Niestety, ja już wykorzystałem mójtegoroczny urlop i muszę teraz tkwić w tym skwarze.-Nadinspektor smętnie pokiwał głową.- A państwo niewybieracie się czasem na wakacje? Pogoda jak wymarzona dotego celu.- Masz rację, Stan.Trzeba by gdzieś wyjechać - przyznałBrent.- Na razie wyprawiliśmy George a.Natomiast naszeplany wyjazdowe pokrzyżował trochę fakt, że Anna dowiedziałasię niedawno o przyjezdzie swojej dalekiej krewnej z Australii ichciała jej pomóc w urządzeniu się na nowym miejscu.Tozupełnie młoda dziewczyna, która kilkanaście lat spędziła uswojej ciotki w Sydney, a teraz przyjechała rozpocząć w krajudorosłe życie.Nazywa się Maureen Denverley i jest pasierbicąnie żyjącego już dziś Christophera Hodgarthy'ego.To właśnieona zaprosiła nas na weekend do Timbergate, skąd do ciebietelefonowałem. Ach, więc to tak! powiedział przeciągle nadinspektor.-Teraz zaczynam rozumieć twoje zainteresowanie osobąChristophera Hodgarthy'ego.Maureen Denverley dostałaspadek po swoim ojczymie, a że jest młoda i niedoświadczona,więc twoja żona poprosiła cię, abyś dyskretnie zorientował się,czy wszystko jest w porządku w pozostawionych przez niegosprawach.- No, niezupełnie, chociaż nie jesteś daleki od prawdy.Oczywiście, rozmawialiśmy z Anną, że trzeba będzie zapewnićjej kuzynce dyskretną opiekę, żeby nie czuła się osamotnionaczy bezradna.Przyjechała tu po latach, a nie ma żadnychbliskich krewnych.Historia tej rodziny była dość burzliwa:tragiczny zgon matki Maureen, lokalne plotki wokółHodgarthy'ego po śmierci żony, nagły wyjazd Maureen doAustralii, no i nieszczęśliwy wypadek samego Hodgarthy'ego.Sam rozumiesz, Stan, że to wszystko może być poważnymbalastem psychicznym dla wchodzącej dopiero w życiedziewczyny.A jaka rzeczywistość kryje się za tym.- Brentrozłożył bezradnie ręce i spojrzał na inspektora zatroskanymwzrokiem.- Słuchaj no, Jim! Przestudiowałem dość dokładnie kolejelosu tych trzech panów, którzy wzbudzili twoje zainteresowaniedo tego stopnia, że poprosiłeś o ich życiorys - zaczął Keveltonem pozornie łagodnej perswazji.- I jeżeli zechcesz mi terazwmawiać, że najpierw Christopher Hodgarthy zamordował zzimną krwią swoją konającą na raka żonę, a po paru latach jegoz kolei ktoś wysłał na tamten świat, to mogę ci tylkopowiedzieć, że jesteś w grubym błędzie.- %7ładnej z tych dwóch rzeczy nie twierdziłem - zaprzeczyłgwałtownie Brent.- Ale, swoją drogą, ciekaw jestem, skąd siębierze u ciebie ta pewność [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Wykonał szybki ruch, którego efektembyło jednak tylko strącenie na podłogę zdjęcia.Mucha złośliwiezabzyczała nad jego głową, gdy schylił się, by podnieśćbłyszczący nieco kartonik.Odruchowo spojrzał na sześć postaciz fotografii.Odwrócił zdjęcie i odczytał figurujące tamnazwiska: O'Brien, Candall, Andrews, Hodgarthy, Bromway,Whitehorn.Jednak nim zdążył sformułować jakąkolwiek myśl, przerwałprzyjacielowi w pół słowa:- Słuchaj no, Stan! Natychmiast jest mi potrzebna jeszczejedna informacja! Chcę się dowiedzieć, czy dwaj ludzie onazwiskach Bromway i Candall zginęli w nieszczęśliwychwypadkach.Zaraz, zaraz, w którym to mogło być roku?.Jużwiem! W tysiąc dziewięćset pięćdziesiątym czwartym albopiątym.- Nie rozumiem, dlaczego tak krzyczysz - powiedziałspokojnie nadinspektor.- Czy coś się stało?- Nic się nie stało, ale muszę to wiedzieć jak najprędzejJeszcze dziś!- Dziś? W sobotę? To jest, praktycznie rzecz biorąc,niemożliwe.Jest już przecież po dwunastej.- Bardzo mi na tym zależy! Stań na głowie i wydobądz mikoniecznie tę informację.Chodzi mi tylko o to, czy był takiBromway i taki Candall, którzy zginęli w jakimkolwiekwypadku w latach 1954-55.Tylko, czy zginęli! Nic więcej.Tochyba uprości ci trochę poszukiwania.- Czego się nie robi dla natrętnych przyjaciół - westchnąłKevel.- Ale te życiorysy, o które prosiłeś, dostaniesz, jak sięumówiliśmy, w poniedziałek.- Oczywiście.- Podaj mi swój telefon, to zadzwonię wieczorem.- Dziękuję ci, stary.Mój numer: Chichester 46-77.Będęczekał.Odłożywszy słuchawkę, James wyszedł do ogrodu, gdzie obiepanie powitały go z radością.Resztę dnia spędziliniefrasobliwie i Brent prawie zapomniał o problemach, którenurtowały go przed południem.Dopiero wieczorny telefon Kevela sprawił, że problemy tepowróciły z nieodpartą siłą.- Mam takiego jednego Malcolma Bromwaya, co się utopił 19września 1954 roku i dwóch Candalli: Michaela, przejechanegoprzez pociąg 5 czerwca 1955 roku, oraz Olivera, który zginął 21września 1955 w wypadku samolotowym.był oblatywaczem.- powiedział wówczas nadinspektor dodając jeszcze, że towszystko, co o tych panach wie w tej chwili.Brent od razu poczuł, że i w tym przypadku instynkt niezawiódł go.Oczywiście, z trzech mężczyzn interesowali go tylkodwaj.Jednak którzy to byli i dlaczego, tego już Kevelowi niewyjawił.Rozdział siódmy CZY BDZIE JAKAZ CIEKAWA SPRAWA, MR BRENT?"James Brent zaparkował samochód przed dużymbudynkiem, dobrze znanym nie tylko mieszkańcom Londynu.Zdecydowanym krokiem ruszył w stronę wejścia i po chwiliogarnął go chłód przestronnego hallu, mrocznego nawet wletnie przedpołudnie.Skręcił w długi korytarz, po którego obustronach znajdowały się rzędy jednakowych ciemnych drzwi.Otworzywszy któreś z kolei, wszedł do środka.On też musiał być tu znany: dyżurujący policjant zamiastprzybrać oficjalną minę, rozjaśnił się w uśmiechu:- Dzień dobry panu, Mister Brent.Nadinspektor Keveloczekuje pana.Dopiero co poszedł do siebie.- Dzień dobry, sierżancie.- James spojrzał na zegarek.- Jakwidzicie, jestem punktualnie o umówionej godzinie.- Czy może będzie jakaś nowa ciekawa sprawa, Mister Brent?Tak tu teraz nudno.- Piegowaty sierżant westchnął zrezygnacją, chociaż na jego twarzy malowało się wyraznezaciekawienie.- Z kim tam konferujecie, Hopkins? - Z przyległego gabinetudał się słyszeć donośny głos nadinspektora i zaraz na progupokazała się jego szczupła sylwetka.- Ach, to ty, Jim! Wejdz, proszę.Stanley Kevel zamknął obite skórą drzwi i wskazał Brentowiwygodny fotel po drugiej stronie biurka.- Straszny dziś upał.Niestety, ja już wykorzystałem mójtegoroczny urlop i muszę teraz tkwić w tym skwarze.-Nadinspektor smętnie pokiwał głową.- A państwo niewybieracie się czasem na wakacje? Pogoda jak wymarzona dotego celu.- Masz rację, Stan.Trzeba by gdzieś wyjechać - przyznałBrent.- Na razie wyprawiliśmy George a.Natomiast naszeplany wyjazdowe pokrzyżował trochę fakt, że Anna dowiedziałasię niedawno o przyjezdzie swojej dalekiej krewnej z Australii ichciała jej pomóc w urządzeniu się na nowym miejscu.Tozupełnie młoda dziewczyna, która kilkanaście lat spędziła uswojej ciotki w Sydney, a teraz przyjechała rozpocząć w krajudorosłe życie.Nazywa się Maureen Denverley i jest pasierbicąnie żyjącego już dziś Christophera Hodgarthy'ego.To właśnieona zaprosiła nas na weekend do Timbergate, skąd do ciebietelefonowałem. Ach, więc to tak! powiedział przeciągle nadinspektor.-Teraz zaczynam rozumieć twoje zainteresowanie osobąChristophera Hodgarthy'ego.Maureen Denverley dostałaspadek po swoim ojczymie, a że jest młoda i niedoświadczona,więc twoja żona poprosiła cię, abyś dyskretnie zorientował się,czy wszystko jest w porządku w pozostawionych przez niegosprawach.- No, niezupełnie, chociaż nie jesteś daleki od prawdy.Oczywiście, rozmawialiśmy z Anną, że trzeba będzie zapewnićjej kuzynce dyskretną opiekę, żeby nie czuła się osamotnionaczy bezradna.Przyjechała tu po latach, a nie ma żadnychbliskich krewnych.Historia tej rodziny była dość burzliwa:tragiczny zgon matki Maureen, lokalne plotki wokółHodgarthy'ego po śmierci żony, nagły wyjazd Maureen doAustralii, no i nieszczęśliwy wypadek samego Hodgarthy'ego.Sam rozumiesz, Stan, że to wszystko może być poważnymbalastem psychicznym dla wchodzącej dopiero w życiedziewczyny.A jaka rzeczywistość kryje się za tym.- Brentrozłożył bezradnie ręce i spojrzał na inspektora zatroskanymwzrokiem.- Słuchaj no, Jim! Przestudiowałem dość dokładnie kolejelosu tych trzech panów, którzy wzbudzili twoje zainteresowaniedo tego stopnia, że poprosiłeś o ich życiorys - zaczął Keveltonem pozornie łagodnej perswazji.- I jeżeli zechcesz mi terazwmawiać, że najpierw Christopher Hodgarthy zamordował zzimną krwią swoją konającą na raka żonę, a po paru latach jegoz kolei ktoś wysłał na tamten świat, to mogę ci tylkopowiedzieć, że jesteś w grubym błędzie.- %7ładnej z tych dwóch rzeczy nie twierdziłem - zaprzeczyłgwałtownie Brent.- Ale, swoją drogą, ciekaw jestem, skąd siębierze u ciebie ta pewność [ Pobierz całość w formacie PDF ]