[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Co nam przyszło do głowy?Gregory siada i energicznie pociera twarz dłońmi, jęczącżałośnie. Nie wiem  przyznaje. Ja nie myślałem, Livy. Ja też nie. Spoglądam mu w oczy, zakrywając się ciaśniejprześcieradłem, podczas gdy on zupełnie się nie przejmuje swojąnagością.Jest wciąż& gotowy& a ja staram się patrzeć wszędzie,tylko nie na wzwód sterczący mu spomiędzy nóg.To trudne.Przyciągamoje spojrzenie jak magnes.Nigdy wcześniej nie patrzyłam na mojegoprzyjaciela geja w taki sposób, ale kiedy jest całkiem nagi ipodniecony, nie potrafię się oprzeć.Jest wszystkim, o czym mogliby marzyć facet albo kobieta.Jest seksowny, czuły i całkowicie szczery.Ale jest moim najlepszym przyjacielem.Nie mogę go stracić, a jeśli nieprzestaniemy, coś może się między nami popsuć, o ile już nie jest zapózno.Ale to nie jedyny powód.%7ładen mężczyzna nie jest w staniezapełnić wyrwy w moim sercu ani zaspokoić mojego pożądania.Tylkojeden mężczyzna to potrafi. Przepraszam  mówię cicho, bo zżera mnie poczucie winy.Niewiem czemu.Nie mam czego żałować, wyłącznie wystawieniaprzyjazni z Gregorym na próbę. Tak mi przykro. Hej!  Sadza mnie sobie na kolanach i ściska. Ja teżprzepraszam.Chyba nas trochę poniosło.Wtulam się w niego, szukając pocieszenia.Bezskutecznie. To moja wina  mówię. Nie, to ja zacząłem.To moja wina. Pozwolisz, że się nie zgodzę  szepczę, pozwalając mu sięmasować.Jego tors unosi się i opada, gdy wzdycha. Niezły z nas duet  stwierdza Gregory. Para smętnychfrajerów usychających z tęsknoty za czymś, czego nie mogą mieć.Kiwam głową, przyznając mu rację. Nie pójdziesz teraz zerżnąć jakiejś innej babki, co?  pytam,wiedząc, że zwykle tak robi, gdy rzuci go jakiś koleś.Pewnie dlategosprawy zaszły przed chwilą tak daleko. Na jakiś czas skreślam facetów i babki  chichocze Gegory, a jauśmiecham się blado. Ja też. A więc znów zamierzasz zaszyć się w samotni?  żartuje. Bujne życie towarzyskie nie wyszło mi na dobre. Nie wszyscy mężczyzni są tacy jak ten lachociąg. Odrywamnie od swojej piersi i ujmuje moją twarz w dłonie. Nie każdy facetjest świnią, maleńka. Nie dam im szansy, żeby się o tym przekonać. Nie lubię, gdy się dołujesz. A ja nie lubię, kiedy ty to robisz  odparowuję.Teraz, gdywreszcie to do mnie dotarło, jego ból staje się nagle bardzo oczywisty iprawdziwy. I rezerwuję określenie  lachociąg dla Bena, bonaprawdę jest lachociągiem, nawet jeśli nie chce się do tego przyznać. Gregory się uśmiecha, w jego oczach migoczą iskierki. Nie mam nic przeciwko temu.Kiwam głową z zadowoleniem, a mój wzrok wędruje kupodbrzuszu Gregory ego, który wybucha śmiechem i ciągnie zaprześcieradło, żeby się nim zakryć, przez co zostaję zupełnie goła.Zezduszonym okrzykiem szarpię pościel w swoją stronę i obojezaczynamy ją sobie wyrywać.Zmiejemy się i mocujemy ze sobą bezżadnego skrępowania& nawet jeśli oboje jesteśmy nadzy.Walczymy oprześcieradło, wcale się tym nie przejmując.Ale oboje zastygamy w bezruchu, a wesoły śmiech więznie namw gardłach, gdy podłoga w korytarzu skrzypi, a zza drzwi rozlega sięciekawski głos babci. Gregory? Olivia? Co tam się dzieje? O cholera!  wołam, zeskakuję z łóżka, rzucam się w stronędrzwi i przywieram do nich nagim ciałem. Nic takiego, babciu! Hałasujecie jak stado słoni tańczących kankana. Wszystko w porządku!  piszczę, uderzając czołem w drzwi izaciskając powieki, gotowa na kontratak. Bałam się, że spadniecie razem z sufitem! Przepraszamy.Zaraz zejdziemy. Właśnie wychodzimy na potańcówkę. Bawcie się dobrze! Wszystko w porządku?  pyta łagodniej babcia.Uśmiecham się leciutko. Tak, babciu.Nie mówi nic więcej, a potem słyszę skrzypienie podłogi, cooznacza, że schodzi po schodach.Obracam się, wciąż oparta plecami odrzwi, i zauważam, że Gregory, który wciąż siedzi na łóżku zakrytyprześcieradłem, wodzi wzrokiem po moim ciele. Niezły widok. Uśmiecha się szeroko, przypominając mi, żewciąż jestem goła. Ale jesteś zdecydowanie za chuda.Na próżno usiłuję zakryć swą nagość, przez co Gregory pokładasię ze śmiechu na łóżku.Nie potrafi się opanować, podczas gdy jarumienię się wściekle. Przestań! Przepraszam  chichocze. Naprawdę przepraszam.Czerwieniejąc jeszcze bardziej, rozglądam się po pokoju za czymś, co ocaliłoby resztki mojej godności.Mój wzrok pada nakoszulkę przerzuconą przez oparcie stojącego w kącie krzesła.Podbiegam do niej, narzucam ją szybko na siebie i od razu czuję sięlepiej, jak gdybym odzyskała trochę szacunku do samej siebie po tym,jak rzuciłam się na mojego najlepszego przyjaciela.Za to Gregorywcale nie przejmuje się swoim niekompletnym ubiorem i właśnie tarzasię ze śmiechu, zaplątany w pościel.Uśmiecham się szerzej iprzekrzywiam z podziwem głowę.Jestem pod wrażeniem jegojędrnego tyłka i histerycznej, beztroskiej wesołości. No chodz  mówi, siadając, i poklepuje materac obok siebie.Nie będę cię obmacywał, obiecuję.Przewracam oczami i siadam na łóżku obok niego, opierającgłowę o wezgłowie.Bawię się pierścionkiem, zastanawiając się, co, ulicha, powiedzieć.W końcu wypowiadam jedyne słowa, jakie powinnypaść, bo tylko to mnie obchodzi. To niczego nie zmieni?  pytam. Nie mogę bez ciebie żyć,Gregory.Nie chcę, żeby to, co się stało, wpłynęło na naszą przyjazń. Ooo, skarbie. Obejmuje mnie ramieniem i przyciska dosiebie. Nigdy, bo na to nie pozwolimy.Te dwadzieścia procentheteryka chyba wzięło dziś górę.Uśmiecham się. Dziękuję. Nie, to ja ci dziękuję  wzdycha Gregory. Zawrzyjmyumowę. Umowę?  Marszczę brwi. Jaką umowę?  Boję się, żeGregory zaraz zaproponuje, żebyśmy ożenili się ze sobą, jeśli dotrzydziestki nie odnajdziemy naszych bratnich dusz. Musimy być silni  szepcze  dla siebie nawzajem.Podnoszę wzrok i widzę błagalny wyraz jego twarzy [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkasanepid.xlx.pl