[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. To latający talerz, Andy, kurwa mać, to latającytalerz!Ale Torgesonowi zdawało się, że to coś nie wygląda jak talerz, ale jak dno wojskowejmenażki największej menażki we wszechświecie.Wznosiło się coraz wyżej i wyżej;można by pomyśleć, że musi się wreszcie skończyć, że między krawędzią giganta a słupemdymu ukaże się w końcu wąski pasek zamglonego nieba, ale to coś wznosiło się coraz wyżej;wobec tego ogromu malały drzewa, malał cały krajobraz.Siny obłok unoszący się nad lasemprzypominał dymek z dwóch niedopałków żarzących się w popielniczce.To coś wypełniałocoraz większą część nieba, przesłaniając horyzont, unosząc się i unosząc z Wielkiego LasuIndiańców w śmiertelnej ciszy bez najlżejszego dzwięku.Wpatrywali się w to bez słowa, a potem Weems chwycił się kurczowo Torgesona, aTorgeson chwycił się kurczowo Weemsa.Tulili się do siebie jak dzieci i Torgeson pomyślał:Och, jeśli to się na nas zwali&Ale wynurzało się z dymu i ognia, coraz wyżej, jakby nigdy nie miało się skończyć.11Przed zmierzchem Gwardia Narodowa odcięła Haven od świata.Gwardziści otoczylimiasteczko, a ci od zawietrznej zostali wyposażeni w sprzęt tlenowy.Torgeson i Weems wydostali się z drogi numer 9 ale nie swoim radiowozem, który byłzimny i martwy jak John Wilkes Booth.Przyszli pieszo.Zanim zużyli tlen w ostatnimpojemniku, korzystając z niego na zmianę, byli już dość daleko od granicy oddzielającejHaven od Troy i mogli oddychać powietrzem atmosferycznym; mieli szczęście do wiatru, jakpotem powiedział Claudell Weems.Wyszli z miejsca, które w supertajnych raportachrządowych zaczęto wkrótce nazywać strefą skażenia , i pierwsi złożyli oficjalny meldunek otym, co się dzieje w Haven.Wcześniej nadeszły setki nieoficjalnych informacji ośmiercionośnych właściwościach powietrza w okolicy, a także o gigantycznym UFO, którewedług świadków uniosło się z dymu w Wielkim Lesie Indiańców.Weems miał krwotok z nosa.Torgeson stracił sześć zębów.Obaj uważali się zawyjątkowych szczęściarzy.Początkowo pierścień wokół miasteczka był dość wątły, bo tworzyli go tylko członkowieGwardii Narodowej z Bangor i Augusty.Przed dwudziestą pierwszą dołączyli do nichgwardziści z Limestone, Presąue Island, Brunswicku i Portlandu.Zanim nastał świt, z miastna wschodnim wybrzeżu na miejsce przyleciało tysiąc gwardzistów w pełnym rynsztunku.Między dziewiętnastą a pierwszą w nocy NORAD* podwyższył stan gotowości armii dostopnia DEFCON 2.Prezydent latał nad Zrodkowym Zachodem w Zwierciadle *, żującpastylki Tums, po pięć, sześć naraz.FBI stawiło się o osiemnastej, CIA o dziewiętnastej piętnaście.Przed ósmą rano głośnodomagali się prawa dowodzenia akcją.O dwudziestej pierwszej piętnaście przestraszony irozwścieczony agent CIA Spacklin zastrzelił agenta FBI Richardsona.Incydent wyciszono,ale Gardener i Bobbi Anderson doskonale by to zrozumieli policja z Dallas była już namiejscu i całkowicie opanowała sytuację.*North American Aerospace Defense Command Północnoamerykańskie Dowództwo ObronyPowietrznej.*Looking glass samolot EC 135, latające stanowisko dowodzenia (przyp.tłum.).10STUKOSTRACHY STUKAJ DO DRZWI1Kiedy stara czterdziestkapiątka Eva Hillmana nie wystrzeliła, w kuchni Bobbi nastąpiłachwila martwej ciszy ciszy fizycznej i mentalnej.Szeroko otwarte niebieskie oczy Gardawpatrywały się w zielone oczy Bobbi. Próbowałeś& zaczęła Bobbi, a jej myśl(próbowałeś!)odbiła się echem w głowie Gardenera.Chwila zdawała się trwać wiecznie.Ale w końcurozprysnęła się jak tafla szkła.Bobbi w zaskoczeniu opuściła rękę, w której trzymała pistolet fotonowy.Teraz ponownieją podniosła.Druga okazja już się nie trafi.W swoim wzburzeniu zupełnie odsłoniła myśliprzed Gardenerem.Była w szoku, że w ogóle dała mu okazję do ataku, i postanowiła, żedrugiej nie będzie.Gardener nie mógł nic zrobić prawą ręką, którą trzymał pod stołem.Zanim Bobbi zdążyławymierzyć w niego lufę pistoletu fotonowego, położył lewą dłoń na brzegu blatu i niewielemyśląc, z całej siły pchnął stół.Nogi z przerazliwym piskiem przesunęły się po podłodze.Stółuderzył w rozdętą i zniekształconą pierś Bobbi.W tym samym momencie z zabawkowegopistoletu podłączonego do radiomagnetofonu Hanka Bucka wystrzelił promień jasnozielonegoświatła.Zamiast trafić w pierś Gardenera, śmignął trochę wyżej, nad jego barkiem właściwie więcej niż stopę mimo to Gard poczuł nieprzyjemne mrowienie na skórze, jakgdyby cząsteczki na jej powierzchni zaczęły tańczyć niczym krople wody na gorącej patelni.Gardener przechylił się w prawo i rzucił w dół, uciekając przed czymś, co wyglądało jakpromień światła.Rąbnął żebrami o stół, który znów uderzył w Bobbi, tym razem mocniej.Krzesło Bobbi przechyliło się do tyłu na tylnych nogach, zakołysało, a potem z trzaskiempoleciało do tyłu razem z Bobbi.Promień zielonego światła strzelił w górę i Gardenerowiprzemknął przez myśl obraz ludzi stojących w nocy na płycie lotniska, którzy za pomocąsilnych latarek kierują samoloty do miejsca postoju.Nad jego głową rozległ się cichy trzask i chrupnięcie, jak gdyby rozłupywanej sklejki.Uniósł głowę i zobaczył, że pistolet fotonowy wyrwał dziurę w suficie.Gardener podniósł sięi stał niepewnie.Nie do wiary, ale szczęki znów rozwarły mu się z drżeniem w potężnymziewnięciu.W głowie dzwięczało mu echo bijących na alarm myśli Bobbi(ma broń próbował do mnie strzelać drań drań ma broń ma)a on próbował się osłonić, zanim oszaleje.Nie potrafił.Bobbi krzyczała mu w głowie ileżąc na podłodze, zakleszczona na razie między stołem a przewróconym krzesłem, usiłowaławymierzyć do niego z pistoletu.Gardener z grymasem bólu kopnął stół, wywracając go.Piwo, tabletki i radiomagnetofonzsunęły się z blatu, lądując na Bobbi.Piwo rozchlapało się jej na twarzy i spływało pienistymistrużkami po jej Nowej Ulepszonej Skórze.Radio uderzyło ją w szyję, a potem spadło napodłogę prosto w płytką kałużę piwa.Błyśnij, skurwielu! wrzasnął w myślach Gardener.Eksploduj! Zniszcz się! Eksploduj,niech cię szlag, eksplo&Radio zrobiło coś więcej.Najpierw odrobinę się rozdęło, a potem z odgłosem, jaki wydajezgniła szmata rozdzierana wzdłuż szwu, trzasnęło, bluzgając wkoło językami zielonego ognia,jakby było błyskawicą w butli.Bobbi krzyknęła.To, co usłyszał, było okropne, ale dzwięk wgłowie był nieskończenie gorszy.Gardener krzyknął razem z nią, lecz w ogóle się nie usłyszał.Zobaczył, że koszulka Bobbizaczęła płonąć [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
. To latający talerz, Andy, kurwa mać, to latającytalerz!Ale Torgesonowi zdawało się, że to coś nie wygląda jak talerz, ale jak dno wojskowejmenażki największej menażki we wszechświecie.Wznosiło się coraz wyżej i wyżej;można by pomyśleć, że musi się wreszcie skończyć, że między krawędzią giganta a słupemdymu ukaże się w końcu wąski pasek zamglonego nieba, ale to coś wznosiło się coraz wyżej;wobec tego ogromu malały drzewa, malał cały krajobraz.Siny obłok unoszący się nad lasemprzypominał dymek z dwóch niedopałków żarzących się w popielniczce.To coś wypełniałocoraz większą część nieba, przesłaniając horyzont, unosząc się i unosząc z Wielkiego LasuIndiańców w śmiertelnej ciszy bez najlżejszego dzwięku.Wpatrywali się w to bez słowa, a potem Weems chwycił się kurczowo Torgesona, aTorgeson chwycił się kurczowo Weemsa.Tulili się do siebie jak dzieci i Torgeson pomyślał:Och, jeśli to się na nas zwali&Ale wynurzało się z dymu i ognia, coraz wyżej, jakby nigdy nie miało się skończyć.11Przed zmierzchem Gwardia Narodowa odcięła Haven od świata.Gwardziści otoczylimiasteczko, a ci od zawietrznej zostali wyposażeni w sprzęt tlenowy.Torgeson i Weems wydostali się z drogi numer 9 ale nie swoim radiowozem, który byłzimny i martwy jak John Wilkes Booth.Przyszli pieszo.Zanim zużyli tlen w ostatnimpojemniku, korzystając z niego na zmianę, byli już dość daleko od granicy oddzielającejHaven od Troy i mogli oddychać powietrzem atmosferycznym; mieli szczęście do wiatru, jakpotem powiedział Claudell Weems.Wyszli z miejsca, które w supertajnych raportachrządowych zaczęto wkrótce nazywać strefą skażenia , i pierwsi złożyli oficjalny meldunek otym, co się dzieje w Haven.Wcześniej nadeszły setki nieoficjalnych informacji ośmiercionośnych właściwościach powietrza w okolicy, a także o gigantycznym UFO, którewedług świadków uniosło się z dymu w Wielkim Lesie Indiańców.Weems miał krwotok z nosa.Torgeson stracił sześć zębów.Obaj uważali się zawyjątkowych szczęściarzy.Początkowo pierścień wokół miasteczka był dość wątły, bo tworzyli go tylko członkowieGwardii Narodowej z Bangor i Augusty.Przed dwudziestą pierwszą dołączyli do nichgwardziści z Limestone, Presąue Island, Brunswicku i Portlandu.Zanim nastał świt, z miastna wschodnim wybrzeżu na miejsce przyleciało tysiąc gwardzistów w pełnym rynsztunku.Między dziewiętnastą a pierwszą w nocy NORAD* podwyższył stan gotowości armii dostopnia DEFCON 2.Prezydent latał nad Zrodkowym Zachodem w Zwierciadle *, żującpastylki Tums, po pięć, sześć naraz.FBI stawiło się o osiemnastej, CIA o dziewiętnastej piętnaście.Przed ósmą rano głośnodomagali się prawa dowodzenia akcją.O dwudziestej pierwszej piętnaście przestraszony irozwścieczony agent CIA Spacklin zastrzelił agenta FBI Richardsona.Incydent wyciszono,ale Gardener i Bobbi Anderson doskonale by to zrozumieli policja z Dallas była już namiejscu i całkowicie opanowała sytuację.*North American Aerospace Defense Command Północnoamerykańskie Dowództwo ObronyPowietrznej.*Looking glass samolot EC 135, latające stanowisko dowodzenia (przyp.tłum.).10STUKOSTRACHY STUKAJ DO DRZWI1Kiedy stara czterdziestkapiątka Eva Hillmana nie wystrzeliła, w kuchni Bobbi nastąpiłachwila martwej ciszy ciszy fizycznej i mentalnej.Szeroko otwarte niebieskie oczy Gardawpatrywały się w zielone oczy Bobbi. Próbowałeś& zaczęła Bobbi, a jej myśl(próbowałeś!)odbiła się echem w głowie Gardenera.Chwila zdawała się trwać wiecznie.Ale w końcurozprysnęła się jak tafla szkła.Bobbi w zaskoczeniu opuściła rękę, w której trzymała pistolet fotonowy.Teraz ponownieją podniosła.Druga okazja już się nie trafi.W swoim wzburzeniu zupełnie odsłoniła myśliprzed Gardenerem.Była w szoku, że w ogóle dała mu okazję do ataku, i postanowiła, żedrugiej nie będzie.Gardener nie mógł nic zrobić prawą ręką, którą trzymał pod stołem.Zanim Bobbi zdążyławymierzyć w niego lufę pistoletu fotonowego, położył lewą dłoń na brzegu blatu i niewielemyśląc, z całej siły pchnął stół.Nogi z przerazliwym piskiem przesunęły się po podłodze.Stółuderzył w rozdętą i zniekształconą pierś Bobbi.W tym samym momencie z zabawkowegopistoletu podłączonego do radiomagnetofonu Hanka Bucka wystrzelił promień jasnozielonegoświatła.Zamiast trafić w pierś Gardenera, śmignął trochę wyżej, nad jego barkiem właściwie więcej niż stopę mimo to Gard poczuł nieprzyjemne mrowienie na skórze, jakgdyby cząsteczki na jej powierzchni zaczęły tańczyć niczym krople wody na gorącej patelni.Gardener przechylił się w prawo i rzucił w dół, uciekając przed czymś, co wyglądało jakpromień światła.Rąbnął żebrami o stół, który znów uderzył w Bobbi, tym razem mocniej.Krzesło Bobbi przechyliło się do tyłu na tylnych nogach, zakołysało, a potem z trzaskiempoleciało do tyłu razem z Bobbi.Promień zielonego światła strzelił w górę i Gardenerowiprzemknął przez myśl obraz ludzi stojących w nocy na płycie lotniska, którzy za pomocąsilnych latarek kierują samoloty do miejsca postoju.Nad jego głową rozległ się cichy trzask i chrupnięcie, jak gdyby rozłupywanej sklejki.Uniósł głowę i zobaczył, że pistolet fotonowy wyrwał dziurę w suficie.Gardener podniósł sięi stał niepewnie.Nie do wiary, ale szczęki znów rozwarły mu się z drżeniem w potężnymziewnięciu.W głowie dzwięczało mu echo bijących na alarm myśli Bobbi(ma broń próbował do mnie strzelać drań drań ma broń ma)a on próbował się osłonić, zanim oszaleje.Nie potrafił.Bobbi krzyczała mu w głowie ileżąc na podłodze, zakleszczona na razie między stołem a przewróconym krzesłem, usiłowaławymierzyć do niego z pistoletu.Gardener z grymasem bólu kopnął stół, wywracając go.Piwo, tabletki i radiomagnetofonzsunęły się z blatu, lądując na Bobbi.Piwo rozchlapało się jej na twarzy i spływało pienistymistrużkami po jej Nowej Ulepszonej Skórze.Radio uderzyło ją w szyję, a potem spadło napodłogę prosto w płytką kałużę piwa.Błyśnij, skurwielu! wrzasnął w myślach Gardener.Eksploduj! Zniszcz się! Eksploduj,niech cię szlag, eksplo&Radio zrobiło coś więcej.Najpierw odrobinę się rozdęło, a potem z odgłosem, jaki wydajezgniła szmata rozdzierana wzdłuż szwu, trzasnęło, bluzgając wkoło językami zielonego ognia,jakby było błyskawicą w butli.Bobbi krzyknęła.To, co usłyszał, było okropne, ale dzwięk wgłowie był nieskończenie gorszy.Gardener krzyknął razem z nią, lecz w ogóle się nie usłyszał.Zobaczył, że koszulka Bobbizaczęła płonąć [ Pobierz całość w formacie PDF ]