[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rozmawiał zożywieniem, potem zawahał się, po namyśle rzucił kilka słów, skrzywił twarz i przerwał połączenie.- Znowu kłopoty - mruknął.- Napastnicy usiłowaliprzekroczyć granicę.Są ofiary w ludziach.- Popatrzył naGretchen.- To oznacza, że konieczna jest inspekcja północnejstrefy przygranicznej.Muszę się uporać z tym problemem.- Masz wojsko? - zapytała.- Nie utrzymuję regularnej armii, którą zapewne masz namyśli.Szejkanat Qawi istnieje od dawna, ale brak namtypowych sil zbrojnych, chociaż posiadamy nowoczesneuzbrojenie taktyczne oraz niewielki, lecz doborowy i niezlewyposażony oddział wojskowy.Z napastnikami poradzę sobietradycyjnymi metodami.Najpierw załatwimy intruzów, a potemzajmiemy się naszymi sprawami.Sam dopilnuję przygotowańdo ślubu i wesela.- Mówisz poważnie?- Najzupełniej.- Ale wspomniałeś, że twój ojciec nie znosi Ameryki -przypomniała.- Gretchen, na pewno go oczarujesz - powiedział cicho.-To jedynie kwestia czasu.- Wyjeżdżamy natychmiast?- Dopiero za parę dni - odparł.- Muszę spotkać się zojcem oraz ministrami, żeby omówić podpisane traktaty inegocjowane kontrakty.Dla ciebie również mam zajęcie - dodałprzyciszonym głosem.- Przedstawiciele ministerstwa edukacji wprowadzą cię w tajniki planowanej przez nas reformyedukacji.- Obym tylko stanęła na wysokości zadania - powiedziałaz obawą.- Nie mam w tej kwestii żadnych wątpliwości.Szybko sięzorientujesz, w czym rzecz - zapewnił.- Przy tobie nabieram pewności, że mogę coś osiągnąć -wyznała.- Do niedawna byłam tylko obserwatorką, aprawdziwe życie toczyło się obok mnie.Teraz chcę w nimuczestniczyć.- Co się stało z tym facetem, który chciał się z tobąożenić? - zapytał, mrużąc oczy.- Mówisz o Derylu? - Westchnęła ponuro.- Przy - gruchałsobie córkę bankiera i zmył się.- Widząc zdziwienie malującesię na jego twarzy, parsknęła śmiechem.- Daruj.Nasz językpotoczny obfituje w zagadkowe idiomy.Amerykanie jeuwielbiają.Deryl zaczął umawiać się z córką bankiera.Zerwałze mną, gdy tylko zorientował się, że spadek po matce nie jestwart zachodu.- Materialista - wtrącił Philippe.- Owszem.Moje życiowe doświadczenie było takznikome, że się nie zorientowałam, co jest grane - przyznała.-Matka była ogromnie zaborcza, szczególnie wówczas, gdy siędowiedziała, że jest śmiertelnie chora.Pewnie dręczyły jąobawy, że zostanie sama, a ja przecież nie opuściłabym jej w potrzebie.- Oczywiście - mruknął, przyglądając się jej uważnie.-Nie należysz do osób, które w trudnych chwilach odwracają sięod najbliższych.- Z drugiej strony jednak dzięki Derylowi nie byłamzupełnie sama, kiedy matka umierała.Mark przebywał wtedy naFlorydzie, wykonując tajną misję.Przyjechał do domu dopierona pogrzeb.- Sama musiałaś załatwiać wszystkie formalności?- Deryl trochę mi pomagał, dopóki nie zaczęliśmyrozmawiać o testamencie.- Z ponurą miną pokiwała głową.-Trudno mu się dziwić.Który mężczyzna chciałby osiąść ze mnąna zadłużonym ranczu w pobliżu małego miasteczka wTeksasie?- Tak mało się cenisz? - spytał kpiąco.Gretchen otworzyłaszeroko oczy.- A więc już mnie wyceniłeś! - żartowała, pochylając się wjego stronę.- Czy to prawda, że na Bliskim Wschodzie sąjeszcze białe niewolnice?Philippe wybuchnął śmiechem i spytał żartobliwie:- Myślisz, że chciałbym cię sprzedać?- Nie sądzę - odparła pogodnie.- Przecież nie potrzebujeszforsy.- Słuszna uwaga - przytaknął, obrzucając ją zachwyconymspojrzeniem.- Czyste złoto - mruknął.- Tak się mówi o kobietach twego pokroju.Dostałbym za ciebie dobrą cenę.- No proszę, jednak po cichu kalkulujesz! - stwierdziłaubawiona, a Philippe zachichotał.- Nawet gdybym był paskudnym zbójem, nie sprzedałbymnajdroższego klejnotu z mojego skarbca - mruknął cicho.Uśmiechnęła się do niego z wdzięcznością.Zaczynałazupełnie nowe życie w obcym kraju, u boku mężczyzny, któryją oczarował.Wysunęła dłoń spod obszernej szaty, zaś Philippe,nie odwracając głowy, chwycił ją ukradkiem i ciasno splótłpalce, a potem szybko cofnął ramię.Gretchen przypomniałasobie, że w tych stronach publiczne okazywanie uczuć jest niedo przyjęcia, więc pospiesznie schowała rękę pod fałdzistą abą.Philippe zauważył ten gest i nie kryjąc zadowolenia, mrugnął doniej porozumiewawczo.Gdy w oddali ukazał się pałac, Gretchen była zachwycona.Philippe z przyjemnością obserwował jej reakcję.- Przed nami Palais Tatluk, nasza rodowa siedziba -powiedział, wskazując górujący nad miastem ogromny,piętrowy gmach z białego kamienia.Drzwi zwieńczone byłyłukami, podobnie wyglądały okna zamknięte czarnymi kratamio wyszukanych kształtach.Gretchen zdziwiła się, nie widzącbalkonów, lecz po chwili przypomniała sobie, że w arabskichbudynkach zawsze wychodzą one na wewnętrzny dziedziniec,aby mieszkanki domów nie przyciągały ciekawskich spojrzeń.- Robi wrażenie - przyznała, daremnie szukając odpowiednich słów, oddających jej zachwyt.- To jedyny gmach, który przed dwoma laty uniknąłzniszczenia podczas najazdu Brauera i jego najemników -mruknął ponuro Philippe tonem tak groznym i gwałtownym, żeznów wydał jej się obcym człowiekiem.- Po udanym atakuurządzili sobie kwaterę w moim pałacu.- Jak im umknąłeś? - zapytała.- Opowiedz.Proszę, jeśli tonie tajemnica.- Wymknąłem się przez furtkę ukrytą w zewnętrznymmurze, trafiłem na karawanę zmierzającą w stronę Omanu iprzyłączyłem się do niej - odparł przyciszonym głosem.-Miałem w kieszeni tylko niewielką sumę, ale zdołałem dotrzećna Martynikę.Tam.pożyczyłem sporo pieniędzy.Wystarczyłona skuteczny kontratak.- Przeciwko najemnikom?Gdy na nią popatrzył, jego twarz przybrała dziwny wyraz.- Mało wiesz o moim kraju i nie znasz jego mieszkańców.Przygotuj się na to, że część twoich opinii nie przystaje dorzeczywistości [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkasanepid.xlx.pl