[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przerwa³ siê obiad, dzieñ zszed³ na kowaniu koni,Karmieniu psów, zbieraniu i czyszczeniu broni;U wieczerzy zaledwie kto przysiad³ do sto³a;Nawet strona Kusego z partyj¹ Soko³aPrzesta³a dawnym wielkim zatrudniaæ siê sporem:Pobrawszy siê pod rêce Rejent z AsesoremWyszukuj¹ o³owiu.Reszta, spracowana,Sz³a spaæ wczeSnie, a¿eby przebudziæ siê z rana.104KSIÊGA CZWARTADYPLOMATYKA I £OWYTreSæ:Zjawisko w papilotach budzi Tadeusza - Za póxne postrze¿enie omy³ki -Karczma - Emisariusz - Zrêczne u¿ycie tabakiery zwraca dyskusjê naw³aSciw¹ drogê - Matecznik - Niedxwiedx- Niebezpieczeñstwo Tadeusza iHrabiego - Trzy strza³y - Spór Sagalasówki z Sanguszkówk¹,rozstrzygniony na stronê jednorurki Horeszkowskiej - Bigos - WojskiegopowieSæ o pojedynku Dowejki z Domejk¹, przerwana szczuciem kota -Koniec powieSci o Dowejce i Domejce.105Rówienniki litewskich wielkich kniaziów, drzewaBia³owie¿y, Rwitezi, Ponar, Kuszelewa!Których cieñ spada³ niegdyS na koronne g³owyGroxnego Witenesa, wielkiego MindowyI Giedymina, kiedy na Ponarskiej górze,Przy ognisku mySliwskiem, na niedxwiedziej skórzeLe¿a³, s³uchaj¹c pieSni m¹drego Lizdejki,A Wiliji widokiem i szumem WilejkiUko³ysany, marzy³ o wilku ¿elaznym;I zbudzony, za bogów rozkazem wyraxnymZbudowa³ miasto Wilno, które w lasach siedziJak wilk poSrodku ¿ubrów, dzików i niedxwiedzi.Z tego to miasta Wilna, jak z rzymskiej wilczycy,Wyszed³ Kiejstut i Olgierd, i Olgierdowicy,Równie mySliwi wielcy jak s³awni rycerze,Czyli wroga Scigali, czyli dzikie xwierze.Sen mySliwski nam odkry³ tajnie przysz³ych czasów,¯e Litwie trzeba zawsze ¿elaza i lasów.Knieje! do was ostatni przyje¿d¿a³ na ³owy,Ostatni król, co nosi³ ko³pak Witoldowy,Ostatni z Jagiellonów wojownik szczêSliwyI ostatni na Litwie monarcha mySliwy.Drzewa moje ojczyste! jeSli Niebo zdarzy,Bym wróci³ was ogl¹daæ, przyjaciele starzy,Czyli was znajdê jeszcze? czy dot¹d ¿yjecie?Wy, ko³o których niegdyS pe³za³em jak dzieciê.Czy ¿yje wielki Baublis, w którego ogromieWiekami wydr¹¿onym, jakby w dobrym domie,106Dwunastu ludzi mog³o wieczerzaæ za sto³em?Czy kwitnie gaj Mendoga pod farnym koScio³em?I tam na Ukrainie, czy siê dot¹d wznosiPrzed Ho³owiñskich domem, nad brzegami Rosi,Lipa tak rozroSniona, ¿e pod jej cieniamiStu m³odzieñców, sto panien sz³o w taniec parami?Pomniki nasze! ile¿ co rok was po¿eraKupiecka lub rz¹dowa, moskiewska siekiera!Nie zostawia przytu³ku ni leSnym Spiewakom,Ni wieszczom, którym cieñ wasz tak mi³y jak ptakom.Wszak lipa czarnolaska, na g³os Jana czu³a,Tyle rymów natchnê³a! Wszak ów d¹b gadu³aKozackiemu wieszczowi tyle cudów Spiewa!Ja ile¿ wam winienem, o domowe drzewa!B³ahy strzelec, uchodz¹c szyderstw towarzyszyZa chybion¹ xwierzynê, ile¿ w waszej ciszyUpolowa³em dumañ, gdy w dzikim ostêpieZapomniawszy o ³owach usiad³em na kêpie,A ko³o mnie srebrzy³ siê tu mech siwobrody,Zlany granatem czarnej zgniecionej jagody,A tam siê czerwieni³y wrzosiste pagórki,Strojne w brusznice jakby w koralów paciorki.Woko³o by³a ciemnoSæ; ga³êzie u góryWisia³y jak zielone, gêste, niskie chmury;Wicher kêdyS nad sklepem szala³ nieruchomym,Jêkiem, szumami, wyciem, ³oskotami, gromem:Dziwny, odurzaj¹cy ha³as! Mnie siê zda³o,¯e tam nad g³ow¹ morze wisz¹ce szala³o.107Na dole jak ruiny miast: tu wywrot dêbuWysterka z ziemi na kszta³t ogromnego zrêbu;Na nim oparte, jak Scian i kolumn ob³amy:Tam ga³êziste k³ody, tu wpó³ zgni³e tramy,Ogrodzone parkanem traw.W Srodek tarasuZajrzeæ straszno, tam siedz¹ gospodarze lasu:Dziki, niedxwiedzie, wilki; u wrót le¿¹ koSciNa pó³ zgryzione jakichS nieostro¿nych goSci.Czasem wymkn¹ siê w górê przez trawy zielenie,Jakby dwa wodotryski, dwa rogi jelenieI mignie miêdzy drzewa xwierz ¿Ã³³tawym pasem,Jak promieñ, kiedy wpad³szy gaSnie miêdzy lasem.I znowu cichoSæ w dole.Dziêcio³ na jedlinieStuka z lekka i dalej odlatuje, ginie,Schowa³ siê, ale dziobem nie przestaje pukaæ,Jak dziecko, gdy schowane wo³a, by go szukaæ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Przerwa³ siê obiad, dzieñ zszed³ na kowaniu koni,Karmieniu psów, zbieraniu i czyszczeniu broni;U wieczerzy zaledwie kto przysiad³ do sto³a;Nawet strona Kusego z partyj¹ Soko³aPrzesta³a dawnym wielkim zatrudniaæ siê sporem:Pobrawszy siê pod rêce Rejent z AsesoremWyszukuj¹ o³owiu.Reszta, spracowana,Sz³a spaæ wczeSnie, a¿eby przebudziæ siê z rana.104KSIÊGA CZWARTADYPLOMATYKA I £OWYTreSæ:Zjawisko w papilotach budzi Tadeusza - Za póxne postrze¿enie omy³ki -Karczma - Emisariusz - Zrêczne u¿ycie tabakiery zwraca dyskusjê naw³aSciw¹ drogê - Matecznik - Niedxwiedx- Niebezpieczeñstwo Tadeusza iHrabiego - Trzy strza³y - Spór Sagalasówki z Sanguszkówk¹,rozstrzygniony na stronê jednorurki Horeszkowskiej - Bigos - WojskiegopowieSæ o pojedynku Dowejki z Domejk¹, przerwana szczuciem kota -Koniec powieSci o Dowejce i Domejce.105Rówienniki litewskich wielkich kniaziów, drzewaBia³owie¿y, Rwitezi, Ponar, Kuszelewa!Których cieñ spada³ niegdyS na koronne g³owyGroxnego Witenesa, wielkiego MindowyI Giedymina, kiedy na Ponarskiej górze,Przy ognisku mySliwskiem, na niedxwiedziej skórzeLe¿a³, s³uchaj¹c pieSni m¹drego Lizdejki,A Wiliji widokiem i szumem WilejkiUko³ysany, marzy³ o wilku ¿elaznym;I zbudzony, za bogów rozkazem wyraxnymZbudowa³ miasto Wilno, które w lasach siedziJak wilk poSrodku ¿ubrów, dzików i niedxwiedzi.Z tego to miasta Wilna, jak z rzymskiej wilczycy,Wyszed³ Kiejstut i Olgierd, i Olgierdowicy,Równie mySliwi wielcy jak s³awni rycerze,Czyli wroga Scigali, czyli dzikie xwierze.Sen mySliwski nam odkry³ tajnie przysz³ych czasów,¯e Litwie trzeba zawsze ¿elaza i lasów.Knieje! do was ostatni przyje¿d¿a³ na ³owy,Ostatni król, co nosi³ ko³pak Witoldowy,Ostatni z Jagiellonów wojownik szczêSliwyI ostatni na Litwie monarcha mySliwy.Drzewa moje ojczyste! jeSli Niebo zdarzy,Bym wróci³ was ogl¹daæ, przyjaciele starzy,Czyli was znajdê jeszcze? czy dot¹d ¿yjecie?Wy, ko³o których niegdyS pe³za³em jak dzieciê.Czy ¿yje wielki Baublis, w którego ogromieWiekami wydr¹¿onym, jakby w dobrym domie,106Dwunastu ludzi mog³o wieczerzaæ za sto³em?Czy kwitnie gaj Mendoga pod farnym koScio³em?I tam na Ukrainie, czy siê dot¹d wznosiPrzed Ho³owiñskich domem, nad brzegami Rosi,Lipa tak rozroSniona, ¿e pod jej cieniamiStu m³odzieñców, sto panien sz³o w taniec parami?Pomniki nasze! ile¿ co rok was po¿eraKupiecka lub rz¹dowa, moskiewska siekiera!Nie zostawia przytu³ku ni leSnym Spiewakom,Ni wieszczom, którym cieñ wasz tak mi³y jak ptakom.Wszak lipa czarnolaska, na g³os Jana czu³a,Tyle rymów natchnê³a! Wszak ów d¹b gadu³aKozackiemu wieszczowi tyle cudów Spiewa!Ja ile¿ wam winienem, o domowe drzewa!B³ahy strzelec, uchodz¹c szyderstw towarzyszyZa chybion¹ xwierzynê, ile¿ w waszej ciszyUpolowa³em dumañ, gdy w dzikim ostêpieZapomniawszy o ³owach usiad³em na kêpie,A ko³o mnie srebrzy³ siê tu mech siwobrody,Zlany granatem czarnej zgniecionej jagody,A tam siê czerwieni³y wrzosiste pagórki,Strojne w brusznice jakby w koralów paciorki.Woko³o by³a ciemnoSæ; ga³êzie u góryWisia³y jak zielone, gêste, niskie chmury;Wicher kêdyS nad sklepem szala³ nieruchomym,Jêkiem, szumami, wyciem, ³oskotami, gromem:Dziwny, odurzaj¹cy ha³as! Mnie siê zda³o,¯e tam nad g³ow¹ morze wisz¹ce szala³o.107Na dole jak ruiny miast: tu wywrot dêbuWysterka z ziemi na kszta³t ogromnego zrêbu;Na nim oparte, jak Scian i kolumn ob³amy:Tam ga³êziste k³ody, tu wpó³ zgni³e tramy,Ogrodzone parkanem traw.W Srodek tarasuZajrzeæ straszno, tam siedz¹ gospodarze lasu:Dziki, niedxwiedzie, wilki; u wrót le¿¹ koSciNa pó³ zgryzione jakichS nieostro¿nych goSci.Czasem wymkn¹ siê w górê przez trawy zielenie,Jakby dwa wodotryski, dwa rogi jelenieI mignie miêdzy drzewa xwierz ¿Ã³³tawym pasem,Jak promieñ, kiedy wpad³szy gaSnie miêdzy lasem.I znowu cichoSæ w dole.Dziêcio³ na jedlinieStuka z lekka i dalej odlatuje, ginie,Schowa³ siê, ale dziobem nie przestaje pukaæ,Jak dziecko, gdy schowane wo³a, by go szukaæ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]