[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Policja pobrała mi już krew.Prawniczka wygląda na zdziwioną.- Czy wyraziła pani na to zgodę? Pisemną zgodę?- Pisemną? Nie.Terry Crebbin powiedział, że jak się nie zamknę, tomnie zakneblują, więc przestałam krzyczeć i pozwoliłam im to zrobić.Gdyby pani Savalo mnie o to nie spytała, pewnie w ogóle bym sobietego nie przypomniała.Do licha, co się dzieje z moim mózgiem? Jedyne, comam na swoją obronę, to że zależało mi przede wszystkim na tym, by prze-konać policjantów, żeby zabrali się do poszukiwania Tommy'ego.- Ten Crebbin to zastępca szeryfa, prawda? - mówi, coś sobie zapisu-jąc.- Groził pani, więc go pani posłuchała?- Nie znoszę, jak mi ktoś zatyka usta.Nawet dla żartu.- Czy powiedziano pani, jakie są konsekwencje prawne pobrania krwi?- Chyba nie.- To może być bardzo ważne.Proszę się jeszcze zastanowić.- Nie wiem.Nie pamiętam.- Mówię prawdę, ale sama się dziwię, żemogło mi to wypaść z pamięci.- Ale niczego pani nie podpisywała?- Nie.TLR- Na pewno?- Tak.Pani Savalo uśmiecha się i cała jej twarz się rozjaśnia.- Coraz lepiej - mówi. Małomiasteczkowi policjanci, którzy wpadająw podniecenie, bo aresztowali matkę morderczynię.Zaniedbania prawne.Grozby.- Nie jestem matką morderczynią!Patrzy na mnie przepraszająco.- Przepraszam, po prostu się głośno zastanawiałam.Starałam się zro-zumieć sposób myślenia policji.Obie wiemy, że pani nie zabiła, ale oni sąprzekonani, że jest inaczej, i dlatego popełniają błędy.To bardzo dobrze.Wcale tak nie czuję.Jest mi wszystko jedno.W tej chwili myślę tylko oTommym.- Nie rozumiem, dlaczego policja nie chce uwierzyć, że uprowadzonomojego syna.Crebbin zachowuje się tak, jakby uważał, że sama go porwa-łam.To absurd!Pani Savalo patrzy na mnie ciemnymi oczami, jakby chciała sprawdzić,czy mówię prawdę.Wynik oględzin jest chyba pozytywny.- Wydaje mi się, że potrafię to wyjaśnić - mówi, wyjmując z teczki ja-kieś papiery.Biorę je do ręki.- Co to jest? - pytam.- Fotokopia dokumentu znalezionego przy szeryfie.Dlatego jest takiniewyrazny.- Wciąż nie wiem, o co chodzi - mówię, patrząc na rozmazane litery.TLR- To rewers z żądaniem dostępu do akt.Dowód na to, że dwudziestegolipca wystąpiła pani o dostęp do dokumentów.Wygląda na to, że zajmowa-ło się nimi biuro szeryfa.Mrużę oczy.- Niczego takiego nie podpisywałam mówię.Pani Savalo uśmiecha się zdawkowo.- Pewnie podpisuje pani sporo dokumentów.Mogła pani tego nie za-uważyć.Potrząsam głową.- Wszystkie dokumenty trafiają do mojego prawnika.Przynajmniejostatnio - dodaję.- A tak w ogóle, to czego to dowodzi?- Policja uważa, że pani wiedziała o tym, że naturalna matka pani synawystąpiła o przywrócenie praw rodzicielskich - mówi ostrożnie.Ręce zaczynają mi drżeć, a kartka papieru spada na podłogę.Nie schy-lam się po nią.- To niemożliwe - mówię nie swoim głosem.- Matka Tommy'ego nie żyje.Zginęła razem z mężem w wypadku sa-mochodowym w Portoryko.Pani Savalo podnosi kartkę i wkładają do teczki.- Wystąpił o to Enrico D.Vargas, który ma kancelarię w Queens.Sprawdziłam.Jest to prawnik zarejestrowany w Nowym Jorku.- Nic z tego nie rozumiem - powtarzam to niczym mantrę.- O przywrócenie praw rodzicielskich wystąpiła Teresa Alonzo, alemam tu tylko adres jej prawnika - wyjaśnia pani Savalo. Oczywiście wTLRkońcu będą nam musieli powiedzieć, gdzie mieszka, ale to zajmie trochęczasu.Wystąpimy o to do sądu.- Urywa i patrzy mi prosto w oczy.- Jest pani pewna, że nie miała pani żadnych informacji od Enrica Var-gasa? %7łe nie kontaktował się z panią albo z pani prawnikiem?- Nigdy o nim nie słyszałam - odpowiadasłabym głosem. Naturalnamatka? To niemożliwe.Rodzice Tommy'ego nie żyją.Tak nam powiedzia-no.- Kto to pani powiedział, pani Bickford?- Pracownicy agencji adopcyjnej Family Finders.- Widziała pani świadectwo ich zgonu?Potrząsam głową.- Mój mąż zajmował się wszystkimi dokumentami, ale nie sądzę, żebyto sprawdzał.To była bardzo wiarygodna agencja.Droga, ale wiarygodna.- Więc po prostu uwierzyła im pani na słowo? I nikt pózniej nie zabie-gał o prawo do opieki nad dzieckiem?- Nie, nikt.- Dobrze, sprawdzimy to - mówi.- Ale skąd ten dokument wziął się u Freda?- Freda? Ach, chodzi pani o zamordowanego szeryfa.Nikt tego nie wiena pewno, ale policja uważa, że udał się z nim do pani domu, żeby poroz-mawiać o Tommym i że zdemaskował pani plany uprowadzenia syna.I żewłaśnie dlatego go pani zastrzeliła, a potem wymyśliła tego mężczyznę wkominiarce.Patrzę na nią z otwartymi ustami.- Dobry Boże!TLR- Oczywiście utrzymuje pani, że to porywacz wrobił panią w tę spra-wę.Zamykam usta i patrzę na nią groznie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.- Policja pobrała mi już krew.Prawniczka wygląda na zdziwioną.- Czy wyraziła pani na to zgodę? Pisemną zgodę?- Pisemną? Nie.Terry Crebbin powiedział, że jak się nie zamknę, tomnie zakneblują, więc przestałam krzyczeć i pozwoliłam im to zrobić.Gdyby pani Savalo mnie o to nie spytała, pewnie w ogóle bym sobietego nie przypomniała.Do licha, co się dzieje z moim mózgiem? Jedyne, comam na swoją obronę, to że zależało mi przede wszystkim na tym, by prze-konać policjantów, żeby zabrali się do poszukiwania Tommy'ego.- Ten Crebbin to zastępca szeryfa, prawda? - mówi, coś sobie zapisu-jąc.- Groził pani, więc go pani posłuchała?- Nie znoszę, jak mi ktoś zatyka usta.Nawet dla żartu.- Czy powiedziano pani, jakie są konsekwencje prawne pobrania krwi?- Chyba nie.- To może być bardzo ważne.Proszę się jeszcze zastanowić.- Nie wiem.Nie pamiętam.- Mówię prawdę, ale sama się dziwię, żemogło mi to wypaść z pamięci.- Ale niczego pani nie podpisywała?- Nie.TLR- Na pewno?- Tak.Pani Savalo uśmiecha się i cała jej twarz się rozjaśnia.- Coraz lepiej - mówi. Małomiasteczkowi policjanci, którzy wpadająw podniecenie, bo aresztowali matkę morderczynię.Zaniedbania prawne.Grozby.- Nie jestem matką morderczynią!Patrzy na mnie przepraszająco.- Przepraszam, po prostu się głośno zastanawiałam.Starałam się zro-zumieć sposób myślenia policji.Obie wiemy, że pani nie zabiła, ale oni sąprzekonani, że jest inaczej, i dlatego popełniają błędy.To bardzo dobrze.Wcale tak nie czuję.Jest mi wszystko jedno.W tej chwili myślę tylko oTommym.- Nie rozumiem, dlaczego policja nie chce uwierzyć, że uprowadzonomojego syna.Crebbin zachowuje się tak, jakby uważał, że sama go porwa-łam.To absurd!Pani Savalo patrzy na mnie ciemnymi oczami, jakby chciała sprawdzić,czy mówię prawdę.Wynik oględzin jest chyba pozytywny.- Wydaje mi się, że potrafię to wyjaśnić - mówi, wyjmując z teczki ja-kieś papiery.Biorę je do ręki.- Co to jest? - pytam.- Fotokopia dokumentu znalezionego przy szeryfie.Dlatego jest takiniewyrazny.- Wciąż nie wiem, o co chodzi - mówię, patrząc na rozmazane litery.TLR- To rewers z żądaniem dostępu do akt.Dowód na to, że dwudziestegolipca wystąpiła pani o dostęp do dokumentów.Wygląda na to, że zajmowa-ło się nimi biuro szeryfa.Mrużę oczy.- Niczego takiego nie podpisywałam mówię.Pani Savalo uśmiecha się zdawkowo.- Pewnie podpisuje pani sporo dokumentów.Mogła pani tego nie za-uważyć.Potrząsam głową.- Wszystkie dokumenty trafiają do mojego prawnika.Przynajmniejostatnio - dodaję.- A tak w ogóle, to czego to dowodzi?- Policja uważa, że pani wiedziała o tym, że naturalna matka pani synawystąpiła o przywrócenie praw rodzicielskich - mówi ostrożnie.Ręce zaczynają mi drżeć, a kartka papieru spada na podłogę.Nie schy-lam się po nią.- To niemożliwe - mówię nie swoim głosem.- Matka Tommy'ego nie żyje.Zginęła razem z mężem w wypadku sa-mochodowym w Portoryko.Pani Savalo podnosi kartkę i wkładają do teczki.- Wystąpił o to Enrico D.Vargas, który ma kancelarię w Queens.Sprawdziłam.Jest to prawnik zarejestrowany w Nowym Jorku.- Nic z tego nie rozumiem - powtarzam to niczym mantrę.- O przywrócenie praw rodzicielskich wystąpiła Teresa Alonzo, alemam tu tylko adres jej prawnika - wyjaśnia pani Savalo. Oczywiście wTLRkońcu będą nam musieli powiedzieć, gdzie mieszka, ale to zajmie trochęczasu.Wystąpimy o to do sądu.- Urywa i patrzy mi prosto w oczy.- Jest pani pewna, że nie miała pani żadnych informacji od Enrica Var-gasa? %7łe nie kontaktował się z panią albo z pani prawnikiem?- Nigdy o nim nie słyszałam - odpowiadasłabym głosem. Naturalnamatka? To niemożliwe.Rodzice Tommy'ego nie żyją.Tak nam powiedzia-no.- Kto to pani powiedział, pani Bickford?- Pracownicy agencji adopcyjnej Family Finders.- Widziała pani świadectwo ich zgonu?Potrząsam głową.- Mój mąż zajmował się wszystkimi dokumentami, ale nie sądzę, żebyto sprawdzał.To była bardzo wiarygodna agencja.Droga, ale wiarygodna.- Więc po prostu uwierzyła im pani na słowo? I nikt pózniej nie zabie-gał o prawo do opieki nad dzieckiem?- Nie, nikt.- Dobrze, sprawdzimy to - mówi.- Ale skąd ten dokument wziął się u Freda?- Freda? Ach, chodzi pani o zamordowanego szeryfa.Nikt tego nie wiena pewno, ale policja uważa, że udał się z nim do pani domu, żeby poroz-mawiać o Tommym i że zdemaskował pani plany uprowadzenia syna.I żewłaśnie dlatego go pani zastrzeliła, a potem wymyśliła tego mężczyznę wkominiarce.Patrzę na nią z otwartymi ustami.- Dobry Boże!TLR- Oczywiście utrzymuje pani, że to porywacz wrobił panią w tę spra-wę.Zamykam usta i patrzę na nią groznie [ Pobierz całość w formacie PDF ]