[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jedna z postaci wydała mu się znajoma.251 - Znam go - szepnął do Iliany i wskazał na młodego,jasnowłosego wojownika.Edell Vrai był częstym gościem wmuzeum.Zafascynowany architekturą z czasów Korsina, a takżeopowieściami o Omenie , potrafił o tym rozprawiaćgodzinami.Opiekun spodziewał się, że chłopak będziezachwycony widokiem statku kosmicznego z jego marzeń,jednak Edell miałponurą, nachmurzoną minę.- To obrzydliwe - usłyszał jego głos.- To coś.tarzecz.to nic więcej niż transport do przewożenia starychklamotów!Na dzwięk słów chłopaka Hilts o mało nie zerwał się narówne nogi, ale Iliana w samą porę pociągnęła go w dół.Wspólnie słuchali, jak Edell i jego towarzysze - niektórzy byliczłonkami zwalczających się wcześniej frakcji - wyrażają się zpogardą o zniszczonym statku.- Transport dla pasożytów, chciałeś powiedzieć - rzuciłktóryś z pogardą.- To od niego się zaczęło zniewolenie naszej rasy - dodałBentado.- To rzeczywiście omen.zwiastujący rozpacz!- Masz rację - powiedział Edell, a jego słowa rozległy sięechem w przestronnej komnacie.-Musimy go zniszczyć.Hilts i Iliana wymienili spojrzenia, nie wierząc własnymuszom.Na zewnątrz rozległy się okrzyki poparcia - wyrażaneprzez ludzi, którzy do tej pory nie mogli osiągnąć porozumieniaw żadnej sprawie.- Dokładnie - zagrzmiał donośny głos Bentada.- Tobędzie ostatni, śmiertelny cios.Nasz lud zginie.ale zrobi to,zaciśniętą pięścią wygrażając przeznaczeniu!- Wiem, jak to zrobić - wtrącił Edell.- To będzie naszeostatnie wspólne dzieło.Uda nam się!Kiedy Hilts usłyszał na zewnątrz odgłos kroków,kierujących się w stronę wejścia, zemdliło go.Spodziewał się,252że nowo przybyli będą chcieli wejść na pokład Omenu , alemylił się.Czyżby żądza autodestrukcji odebrała im wszystkimzmysły?Najwyrazniej tak właśnie było.- Nie zdołają zniszczyć tak wielkiego obiektu -tłumaczyła Iliana, rozglądając się gorączkowo dookoła.- Niema tu żadnych ładunków wybuchowych.Przecież chyba niepotną go mieczami świetlnymi?Hilts nie miał pojęcia, co planuje Edell - ale wiedział, żenie powinien wątpić w jego zdolności.- Znajdą sposób - mruknął, wstał i pociągnął za sobąIlianę.- Nie mamy czasu do stracenia.Musimy się dowiedzieć, co chciał nam przekazaćKorsin, zanim będzie za pózno!253 ROZDZIAA 3Kiedy Hilts wyjrzał przez wąskie okno kopuły, zobaczył,jak Edell wciela swój plan w życie.Umieszczony na szczyciedachu Zwiątyni wymyślna rotunda dawała dobry widok nagłówny dziedziniec - i z tego miejsca Opiekun obserwował zezdumieniem rozgrywające się w dole widowisko.Słońce chyliło się już ku zachodowi, ale wojownicySithów pracowali pełną parą.Było ich tu co najmniej trzydziestu- niektórzy ubrani w szaty swoich frakcji, inni w zwykłych,niewyróżniających się niczym strojach.Podczas gdy Hilts, Jayei Iliana czekali na sposobność dyskretnego opuszczenia Omenu , w dole wciąż zjawiali się kolejni i teraz wszyscy braliudział w projekcie konstrukcyjnym, zakrojonym najwyrazniejna całkiem dużą skalę.No, był to właściwie raczej destrukcyjnyprojekt.Wojownicy wspinali się właśnie na ściany strzelistejwieży strażniczej, oplątując wsporniki długimi, skórzanymilinami.Wartownia była imponującą konstrukcją, najeżoną naszczycie licznymi platformami obserwacyjnymi; obalenie jejbędzie wymagało ogromnego wysiłku.Hilts dobrze wiedział, gdzie miała upaść.Edell stał naplacu, dyrygując wojownikami i instruując ich, jak mająustawiać swoje zespoły uvaków.Zgodnie z jego założeniami,umieszczone w odpowiednich punktach w powietrzu i na ziemibestie, ciągnąc jednocześnie liny, miały sprawić, że najcięższepiętro kamiennej wieży wyląduje dokładnie na samym środkukomnaty, w której spoczywał Omen.- To solidna konstrukcja - oceniła Iliana, oglądając sięprzez ramię.- Myślisz, że zdoła ją uszkodzić?254 - Pęknie jak jajo uvaka pod uderzeniem młotka -mruknął Hilts.Znał Edella; chłopak byłporywczy, ale i skrupulatny.Wiedział, jak zostaływzniesione starożytne budowle, i widział z bliska miejscespoczynku Omenu.- Nie mogą wysadzić statku w powietrze,więc postanowili go pogrzebać w ruinach Zwiątyni.Iliana prychnęła lekceważąco.- I tak już był martwy.I pogrzebany.Hilts tylko pokręcił głową; nie mógł oderwać oczu odrojących się w dole żołnierzy - tylu ludzi, pracujących wspólnie,żeby osiągnąć niszczycielski cel.Rozpoznał Neerę, muskularną,okaleczoną przywódczynię Siły Pięćdziesięciu Siedmiu,pracującą ramię w ramię z innymi wojownikami.- Czy nie ma z nimi przypadkiem kilku twoich SióstrSeelah? - spytał, mrużąc oczy w gęstniejącym mroku.- Przecieżim przewodziłaś.Nie posłuchałyby cię?- Nie widziałeś, co się ostatnio działo? - odburknęła,wzruszając ramionami [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Jedna z postaci wydała mu się znajoma.251 - Znam go - szepnął do Iliany i wskazał na młodego,jasnowłosego wojownika.Edell Vrai był częstym gościem wmuzeum.Zafascynowany architekturą z czasów Korsina, a takżeopowieściami o Omenie , potrafił o tym rozprawiaćgodzinami.Opiekun spodziewał się, że chłopak będziezachwycony widokiem statku kosmicznego z jego marzeń,jednak Edell miałponurą, nachmurzoną minę.- To obrzydliwe - usłyszał jego głos.- To coś.tarzecz.to nic więcej niż transport do przewożenia starychklamotów!Na dzwięk słów chłopaka Hilts o mało nie zerwał się narówne nogi, ale Iliana w samą porę pociągnęła go w dół.Wspólnie słuchali, jak Edell i jego towarzysze - niektórzy byliczłonkami zwalczających się wcześniej frakcji - wyrażają się zpogardą o zniszczonym statku.- Transport dla pasożytów, chciałeś powiedzieć - rzuciłktóryś z pogardą.- To od niego się zaczęło zniewolenie naszej rasy - dodałBentado.- To rzeczywiście omen.zwiastujący rozpacz!- Masz rację - powiedział Edell, a jego słowa rozległy sięechem w przestronnej komnacie.-Musimy go zniszczyć.Hilts i Iliana wymienili spojrzenia, nie wierząc własnymuszom.Na zewnątrz rozległy się okrzyki poparcia - wyrażaneprzez ludzi, którzy do tej pory nie mogli osiągnąć porozumieniaw żadnej sprawie.- Dokładnie - zagrzmiał donośny głos Bentada.- Tobędzie ostatni, śmiertelny cios.Nasz lud zginie.ale zrobi to,zaciśniętą pięścią wygrażając przeznaczeniu!- Wiem, jak to zrobić - wtrącił Edell.- To będzie naszeostatnie wspólne dzieło.Uda nam się!Kiedy Hilts usłyszał na zewnątrz odgłos kroków,kierujących się w stronę wejścia, zemdliło go.Spodziewał się,252że nowo przybyli będą chcieli wejść na pokład Omenu , alemylił się.Czyżby żądza autodestrukcji odebrała im wszystkimzmysły?Najwyrazniej tak właśnie było.- Nie zdołają zniszczyć tak wielkiego obiektu -tłumaczyła Iliana, rozglądając się gorączkowo dookoła.- Niema tu żadnych ładunków wybuchowych.Przecież chyba niepotną go mieczami świetlnymi?Hilts nie miał pojęcia, co planuje Edell - ale wiedział, żenie powinien wątpić w jego zdolności.- Znajdą sposób - mruknął, wstał i pociągnął za sobąIlianę.- Nie mamy czasu do stracenia.Musimy się dowiedzieć, co chciał nam przekazaćKorsin, zanim będzie za pózno!253 ROZDZIAA 3Kiedy Hilts wyjrzał przez wąskie okno kopuły, zobaczył,jak Edell wciela swój plan w życie.Umieszczony na szczyciedachu Zwiątyni wymyślna rotunda dawała dobry widok nagłówny dziedziniec - i z tego miejsca Opiekun obserwował zezdumieniem rozgrywające się w dole widowisko.Słońce chyliło się już ku zachodowi, ale wojownicySithów pracowali pełną parą.Było ich tu co najmniej trzydziestu- niektórzy ubrani w szaty swoich frakcji, inni w zwykłych,niewyróżniających się niczym strojach.Podczas gdy Hilts, Jayei Iliana czekali na sposobność dyskretnego opuszczenia Omenu , w dole wciąż zjawiali się kolejni i teraz wszyscy braliudział w projekcie konstrukcyjnym, zakrojonym najwyrazniejna całkiem dużą skalę.No, był to właściwie raczej destrukcyjnyprojekt.Wojownicy wspinali się właśnie na ściany strzelistejwieży strażniczej, oplątując wsporniki długimi, skórzanymilinami.Wartownia była imponującą konstrukcją, najeżoną naszczycie licznymi platformami obserwacyjnymi; obalenie jejbędzie wymagało ogromnego wysiłku.Hilts dobrze wiedział, gdzie miała upaść.Edell stał naplacu, dyrygując wojownikami i instruując ich, jak mająustawiać swoje zespoły uvaków.Zgodnie z jego założeniami,umieszczone w odpowiednich punktach w powietrzu i na ziemibestie, ciągnąc jednocześnie liny, miały sprawić, że najcięższepiętro kamiennej wieży wyląduje dokładnie na samym środkukomnaty, w której spoczywał Omen.- To solidna konstrukcja - oceniła Iliana, oglądając sięprzez ramię.- Myślisz, że zdoła ją uszkodzić?254 - Pęknie jak jajo uvaka pod uderzeniem młotka -mruknął Hilts.Znał Edella; chłopak byłporywczy, ale i skrupulatny.Wiedział, jak zostaływzniesione starożytne budowle, i widział z bliska miejscespoczynku Omenu.- Nie mogą wysadzić statku w powietrze,więc postanowili go pogrzebać w ruinach Zwiątyni.Iliana prychnęła lekceważąco.- I tak już był martwy.I pogrzebany.Hilts tylko pokręcił głową; nie mógł oderwać oczu odrojących się w dole żołnierzy - tylu ludzi, pracujących wspólnie,żeby osiągnąć niszczycielski cel.Rozpoznał Neerę, muskularną,okaleczoną przywódczynię Siły Pięćdziesięciu Siedmiu,pracującą ramię w ramię z innymi wojownikami.- Czy nie ma z nimi przypadkiem kilku twoich SióstrSeelah? - spytał, mrużąc oczy w gęstniejącym mroku.- Przecieżim przewodziłaś.Nie posłuchałyby cię?- Nie widziałeś, co się ostatnio działo? - odburknęła,wzruszając ramionami [ Pobierz całość w formacie PDF ]