[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie miała też torebki, aprawie wszystkie dziwki mają.Nie wyglądała na dziewczynę pracującą przy drodze.Właśnie takiej potrzebował.Pociągnął łyk piwa, przy-glądając się miękkim ruchom bioder tej kobiety, iuśmiechnął się.Niezła laska.Potem jednak pomyślał: Do diabła z tym.Wygląddziewczyny zapowiadał kłopoty.Ale kłopoty go pociągały.To stanowiło jego pro-blem przez cale życie.Jakby pakowanie się w nie po-zwalało na dowartościowanie takiego nieudacznika,jakim był.Kłopoty przyciągały go jak magnes, nawetjeśli w głębi duszy wiedział, że doprowadzą go do.kolejnych kłopotów.A ta zgrabna laska w szortach bez wątpienia zapo-wiadała kłopoty.Tych przynajmniej można było uniknąć.jeśli męż-czyzna potrafiłby uniknąć jej.Cofnął się głębiej pomiędzy drzewa, żeby nie mogłazobaczyć jego twarzy.Po co ją płoszyć.Gdy Beth weszła do sklepu, Willis uśmiechnął się doniej jak zawsze.Mógłby być jej ojcem, ale widziała, wjaki sposób jej się przygląda, więc trzymała go na86dystans.Zachowywała się jak dama.Nie chciała, żebyjakieś złe plotki dotarły do Roya.- Sześciopak dla ciebie? - spytał Willis, gdy pacnę-ła zimnym kartonowym pudłem o ladę.- Dla Roya - odparła.Willis roześmiał się.- Może zacząłby pić jakieś inne piwo, w wygod-niejszych kartonach, takich z uchwytami? Będzie ciciężko nieść je do domu.- Niech pan nie żartuje.To tylko sześć małych piw.Willis westchnął i wpakował karton do dużej papie-rowej torby, żeby zapewnić kobiecie choć takie udo-godnienie.Beth schowała resztę do tylnej kieszeni w szortach, apotem uśmiechnęła się do Willisa i wyszła ze sklepu ztorbą pod pachą.Pod napiętym na jej pupie materiałemwidać było zarysy monet.Ten pobożny osioł Roy nie wie, co posiada - pomy-ślał Willis, żałując, że nie jest o dwadzieścia lat młod-szy.No, chociażby o dziesięć.Beth nie uszła daleko, gdy zdała sobie sprawę, żeWillis miał rację - piwo zrobiło się naprawdę ciężkie.APick Road była równie nieprzyjazna w drodze do domu,jak do sklepu Willisa.Trawiasto-kamieniste poboczenie stało się wcale gładsze.Od czasu do czasu ostryżwir dostawał się pomiędzy podeszwy klapek i skórę87bosych stóp.Musiała przez to stawać na jednej nodze, adrugą potrząsać w powietrzu, by pozbyć się kamyków.Najgorsze jednak było to, że przez powolny marszzimne piwo, wyjęte z chłodziarki u Willisa, robiło sięciepłe.Roy nie cierpiał ciepłego piwa.Lubił nawet, gdy by-ło tak zimne, że pływały w nim kryształki lodu.Zatrzymała się i zerknęła na księżyc.Był w kwadrzei błyszczał niby jakaś lśniąca łódz.Powinno być dośćjasno, żeby pójść skrótem wśród drzew.Może nadziejesię na parę zeschłych badyli, ale dotrze do domu dwarazy szybciej.Obawiała się trochę ciemnego lasu, lecz jednocze-śnie karciła się w duchu za to, że się boi.Bała się oczy-wiście Roya, ale to inna sprawa - był jej mężem.I mu-siała przyznać, że kary, jakie jej wymierzał, były spra-wiedliwe i niezbyt częste.W życiu istniało wiele rzeczy,których Beth powinna lub mogła się bać.Ale nocny lasnie powinien do nich należeć.Nie.Zbliżała się już do wąskiej ścieżki, prowadzącej oddrogi w stronę lasu.Potem nie było już jak zawrócić.Zresztą to nie miało sensu.W głowie utkwiła jej myśl: Stąd nie ma odwrotu.Spojrzała jeszcze na księżyc płynący po letnim nie-bie i weszła między drzewa.12.Nowy Jork, obecnieNora Noon dojechała metrem do stacji oddalonej odwie przecznice od jej mieszkania.W zatłoczonympociągu miała wrażenie, że jest obserwowana.I takoczywiście było.Każda atrakcyjna kobieta w przepeł-nionym nowojorskim metrze staje się obiektem męskiejuwagi.Cóż - ciała przywierają do ciał.Czasami, gdypociąg hamuje albo podskakuje na torach, dochodzi domniej czy bardziej przypadkowych dotknięć.Nora byłado takich sytuacji przyzwyczajona.Ale tym razem chodziło o coś innego.A może tylkotak jej się zdawało, bo czuła się zmęczona, a człowiek,który ją kiedyś zgwałcił, wyszedł właśnie z więzienia [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Nie miała też torebki, aprawie wszystkie dziwki mają.Nie wyglądała na dziewczynę pracującą przy drodze.Właśnie takiej potrzebował.Pociągnął łyk piwa, przy-glądając się miękkim ruchom bioder tej kobiety, iuśmiechnął się.Niezła laska.Potem jednak pomyślał: Do diabła z tym.Wygląddziewczyny zapowiadał kłopoty.Ale kłopoty go pociągały.To stanowiło jego pro-blem przez cale życie.Jakby pakowanie się w nie po-zwalało na dowartościowanie takiego nieudacznika,jakim był.Kłopoty przyciągały go jak magnes, nawetjeśli w głębi duszy wiedział, że doprowadzą go do.kolejnych kłopotów.A ta zgrabna laska w szortach bez wątpienia zapo-wiadała kłopoty.Tych przynajmniej można było uniknąć.jeśli męż-czyzna potrafiłby uniknąć jej.Cofnął się głębiej pomiędzy drzewa, żeby nie mogłazobaczyć jego twarzy.Po co ją płoszyć.Gdy Beth weszła do sklepu, Willis uśmiechnął się doniej jak zawsze.Mógłby być jej ojcem, ale widziała, wjaki sposób jej się przygląda, więc trzymała go na86dystans.Zachowywała się jak dama.Nie chciała, żebyjakieś złe plotki dotarły do Roya.- Sześciopak dla ciebie? - spytał Willis, gdy pacnę-ła zimnym kartonowym pudłem o ladę.- Dla Roya - odparła.Willis roześmiał się.- Może zacząłby pić jakieś inne piwo, w wygod-niejszych kartonach, takich z uchwytami? Będzie ciciężko nieść je do domu.- Niech pan nie żartuje.To tylko sześć małych piw.Willis westchnął i wpakował karton do dużej papie-rowej torby, żeby zapewnić kobiecie choć takie udo-godnienie.Beth schowała resztę do tylnej kieszeni w szortach, apotem uśmiechnęła się do Willisa i wyszła ze sklepu ztorbą pod pachą.Pod napiętym na jej pupie materiałemwidać było zarysy monet.Ten pobożny osioł Roy nie wie, co posiada - pomy-ślał Willis, żałując, że nie jest o dwadzieścia lat młod-szy.No, chociażby o dziesięć.Beth nie uszła daleko, gdy zdała sobie sprawę, żeWillis miał rację - piwo zrobiło się naprawdę ciężkie.APick Road była równie nieprzyjazna w drodze do domu,jak do sklepu Willisa.Trawiasto-kamieniste poboczenie stało się wcale gładsze.Od czasu do czasu ostryżwir dostawał się pomiędzy podeszwy klapek i skórę87bosych stóp.Musiała przez to stawać na jednej nodze, adrugą potrząsać w powietrzu, by pozbyć się kamyków.Najgorsze jednak było to, że przez powolny marszzimne piwo, wyjęte z chłodziarki u Willisa, robiło sięciepłe.Roy nie cierpiał ciepłego piwa.Lubił nawet, gdy by-ło tak zimne, że pływały w nim kryształki lodu.Zatrzymała się i zerknęła na księżyc.Był w kwadrzei błyszczał niby jakaś lśniąca łódz.Powinno być dośćjasno, żeby pójść skrótem wśród drzew.Może nadziejesię na parę zeschłych badyli, ale dotrze do domu dwarazy szybciej.Obawiała się trochę ciemnego lasu, lecz jednocze-śnie karciła się w duchu za to, że się boi.Bała się oczy-wiście Roya, ale to inna sprawa - był jej mężem.I mu-siała przyznać, że kary, jakie jej wymierzał, były spra-wiedliwe i niezbyt częste.W życiu istniało wiele rzeczy,których Beth powinna lub mogła się bać.Ale nocny lasnie powinien do nich należeć.Nie.Zbliżała się już do wąskiej ścieżki, prowadzącej oddrogi w stronę lasu.Potem nie było już jak zawrócić.Zresztą to nie miało sensu.W głowie utkwiła jej myśl: Stąd nie ma odwrotu.Spojrzała jeszcze na księżyc płynący po letnim nie-bie i weszła między drzewa.12.Nowy Jork, obecnieNora Noon dojechała metrem do stacji oddalonej odwie przecznice od jej mieszkania.W zatłoczonympociągu miała wrażenie, że jest obserwowana.I takoczywiście było.Każda atrakcyjna kobieta w przepeł-nionym nowojorskim metrze staje się obiektem męskiejuwagi.Cóż - ciała przywierają do ciał.Czasami, gdypociąg hamuje albo podskakuje na torach, dochodzi domniej czy bardziej przypadkowych dotknięć.Nora byłado takich sytuacji przyzwyczajona.Ale tym razem chodziło o coś innego.A może tylkotak jej się zdawało, bo czuła się zmęczona, a człowiek,który ją kiedyś zgwałcił, wyszedł właśnie z więzienia [ Pobierz całość w formacie PDF ]