[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Obsesję? - nie mógł uwierzyć własnym uszom.- Rozesłali za nami listy gończe - zamorderstwo.Jesteśmy na pierwszym miejscu listy najbardziej poszukiwanych - przynajmniejbyliśmy.A ja mam obsesję, bo chcę zachować parę rzeczy w tajemnicy!Carolyn podniosła ręce, jakby się poddawała.- Posłuchaj - powiedziała.- Mówię tylko, \e mo\e powinniśmy opracować lepszy planod tego, który zakłada jazdę nie wiadomo dokąd, \eby tam oczekiwać na Bóg wie co.Jake walnął otwartą dłonią w kierownicę.- A wymyśliłabyś coś lepszego? Mo\e mamy wsiąść do samolotu? Autobusu? Mo\e nastatek? A mo\e wrócimy do Rebel Yell i zatrzymamy się na cały rok? Do diabła, z forsą jakąmamy, moglibyśmy przez miesiąc byczyć się w Pla\a! Ale wiesz co? Tam są ludzie, Carolyn.Nie ma ani jednego samolotu, pociągu, autobusu czy statku, którym moglibyśmy sobie podró-\ować niepostrze\enie.Wzięła głęboki oddech, zbierając siły przed dalszym sporem, lecz Jake nie dał jej dojśćdo słowa.- Nie, zaczekaj.Posłuchaj, co mam do powiedzenia.Od czternastu lat opracowujemyten plan, zgadza się? Musisz uwierzyć, \e zrobiliśmy co w naszej mocy.To miejsce na nasczeka i my równie\ musimy być na nie gotowi.Je\eli teraz stracisz pewność siebie, Travisstraci oparcie.- A jeśli ju\ mowa o Travisie - podjęła Carolyn - postanowiliśmy, \e będziemy go samikształcić, ale nie mam pojęcia, czego powinni się uczyć ósmoklasiści.A jak zawalimy tęsprawę?Jake westchnął.W jego pojęciu planowanie zawsze koncentrowało się wokół ucieczki iprzyzwoitej kryjówki.Reszta była zbyt trudna do przewidzenia.Teraz, pośród tego piekła, ona oczekiwała szczegółowego planu, biorącego pod uwagąka\dą ewentualność.Dlaczego nie potrafiła być elastyczna? Od wczoraj, kiedy się to wszystkozaczęło, wynajdywała jedynie same negatywy i zaczynał mieć tego dość.Co za ró\nica, do diabła, jeśli coś się nie powiedzie? Albo dojdą do siebie, albo nie.Nicwięcej.Zamartwianie się tylko komplikowało sytuację.- Chryste, Carolyn - odezwał się łagodniejszym tonem.- Je\eli zawalimy sprawę, tozawalimy.śycie będzie toczyło się dalej.Wszystko w naszych rękach, kochanie.Jest za pózno,\eby się martwić o szczegóły.Opuściła głowę na piersi i odezwała się cicho:- To wszystko jest takie niesprawiedliwe.Travis na to nie zasłu\ył.Jezu.- Carolyn, posłuchaj.Najpierw rodzina, pamiętasz? Wszystko inne jest mniej wa\ne.Je\eli dobrze się sprawimy, Travis dorośnie i zapamięta to sobie jako jedną wielką przygodę.Carolyn oddychała przez usta, \eby się nie rozpłakać.Nie wytrzymała zbyt długo.- Bo\e, dopomó\ nam - wyszeptała.Travis obudził się po piętnastu minutach, kiedy Jake zwolnił na szczycie grani FallsRidge, \eby skręcić w lewo na bitą drogę, która w końcu miała ich doprowadzić do JaskiniDonovanów.- Gdzie jesteśmy? - zapytał chłopiec zaspanym głosem.- Prawie na miejscu.- Co znaczy "na miejscu"?Odpowiedz wkrótce stała się jasna."Na miejscu" oznaczało dwa kilometry na wschóddonikąd.Bita droga urywała się jakieś trzydzieści metrów od autostrady.Dalej była tylko trawai piach; paradoksalnie teren bardziej gładki i równy ni\ większość dróg, którymi podró\owalitego ranka.Biała przyczepa - Jaskinia Donovanów - stała pośrodku zarośniętego pola, wy-glądając jak gigantyczny grzyb w paski na tle wielobarwnego lasu.Wysoka trawa zasłaniałacałkowicie koła, sięgając do parapetów du\ych okien.Minęło zbyt du\o czasu.Carolyn pamiętała, \e ta kryjówka wygląda prymitywnie, aleabsolutnie nie była przygotowana na coś takiego.Travis wypowiedział jej myśli na głos.- Chyba \artujecie.- Nawet najskromniejszy - stwierdził Jake, starając się jak mógł ukryć własnąniepewność - dom to zawsze dom.- Nie ma mowy - powiedział Travis akcentując ka\de słowo.- Nie ma mowy, kurczę!Kiedy samochód się zatrzymał, chłopak otworzył tylne drzwi i wysiadł.Z otwartymi zezdumienia ustami poprowadził rodzinę w kierunku wejścia do ich nowego domu.Jedyniewysilając wyobraznię mógł dopatrzyć się ście\ki wśród chwastów.- Co to jest? - zapytał.- To nasz dom - odparł groznym głosem ojciec, który zdą\ył ju\ przeprowadzićnieprzyjemną rozmowę z Carolyn i nie miał ochoty na drugą rundę z synem.- Zaraz wyjmęklucz.- Nie ma potrzeby - odezwał się Travis, popychając drzwi palcem.- Otwarte.Jake wyciągnął spod kurtki glocka, wyminął syna i wszedł ostro\nie do środka.Travispodą\ał tu\ za nim.- Jest tu kto? - zawołał Jake.Odpowiedziało mu jedynie urągliwe brzęczenie cykady.Wewnątrz przyczepa cuchnęła jak stara gąbka, mokra i brudna.Z przodu, w kuchni -czyli aneksie z kempingową kuchenką gazową i blatem - okna z \aluzjami otwarte były akuratna tyle szeroko, \eby padający deszcz przemoczył pufy z piankowej gąbki.Linoleum napodłodze popękało wokół podstawy szafek, ukazując dwie równoległe linie \ółtego klejubiegnące przez krótki korytarzyk, który prowadził do pojedynczej sypialni po przeciwnej stro-nie.Całkowita długość przyczepy wynosiła jakieś siedem do ośmiu metrów [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.- Obsesję? - nie mógł uwierzyć własnym uszom.- Rozesłali za nami listy gończe - zamorderstwo.Jesteśmy na pierwszym miejscu listy najbardziej poszukiwanych - przynajmniejbyliśmy.A ja mam obsesję, bo chcę zachować parę rzeczy w tajemnicy!Carolyn podniosła ręce, jakby się poddawała.- Posłuchaj - powiedziała.- Mówię tylko, \e mo\e powinniśmy opracować lepszy planod tego, który zakłada jazdę nie wiadomo dokąd, \eby tam oczekiwać na Bóg wie co.Jake walnął otwartą dłonią w kierownicę.- A wymyśliłabyś coś lepszego? Mo\e mamy wsiąść do samolotu? Autobusu? Mo\e nastatek? A mo\e wrócimy do Rebel Yell i zatrzymamy się na cały rok? Do diabła, z forsą jakąmamy, moglibyśmy przez miesiąc byczyć się w Pla\a! Ale wiesz co? Tam są ludzie, Carolyn.Nie ma ani jednego samolotu, pociągu, autobusu czy statku, którym moglibyśmy sobie podró-\ować niepostrze\enie.Wzięła głęboki oddech, zbierając siły przed dalszym sporem, lecz Jake nie dał jej dojśćdo słowa.- Nie, zaczekaj.Posłuchaj, co mam do powiedzenia.Od czternastu lat opracowujemyten plan, zgadza się? Musisz uwierzyć, \e zrobiliśmy co w naszej mocy.To miejsce na nasczeka i my równie\ musimy być na nie gotowi.Je\eli teraz stracisz pewność siebie, Travisstraci oparcie.- A jeśli ju\ mowa o Travisie - podjęła Carolyn - postanowiliśmy, \e będziemy go samikształcić, ale nie mam pojęcia, czego powinni się uczyć ósmoklasiści.A jak zawalimy tęsprawę?Jake westchnął.W jego pojęciu planowanie zawsze koncentrowało się wokół ucieczki iprzyzwoitej kryjówki.Reszta była zbyt trudna do przewidzenia.Teraz, pośród tego piekła, ona oczekiwała szczegółowego planu, biorącego pod uwagąka\dą ewentualność.Dlaczego nie potrafiła być elastyczna? Od wczoraj, kiedy się to wszystkozaczęło, wynajdywała jedynie same negatywy i zaczynał mieć tego dość.Co za ró\nica, do diabła, jeśli coś się nie powiedzie? Albo dojdą do siebie, albo nie.Nicwięcej.Zamartwianie się tylko komplikowało sytuację.- Chryste, Carolyn - odezwał się łagodniejszym tonem.- Je\eli zawalimy sprawę, tozawalimy.śycie będzie toczyło się dalej.Wszystko w naszych rękach, kochanie.Jest za pózno,\eby się martwić o szczegóły.Opuściła głowę na piersi i odezwała się cicho:- To wszystko jest takie niesprawiedliwe.Travis na to nie zasłu\ył.Jezu.- Carolyn, posłuchaj.Najpierw rodzina, pamiętasz? Wszystko inne jest mniej wa\ne.Je\eli dobrze się sprawimy, Travis dorośnie i zapamięta to sobie jako jedną wielką przygodę.Carolyn oddychała przez usta, \eby się nie rozpłakać.Nie wytrzymała zbyt długo.- Bo\e, dopomó\ nam - wyszeptała.Travis obudził się po piętnastu minutach, kiedy Jake zwolnił na szczycie grani FallsRidge, \eby skręcić w lewo na bitą drogę, która w końcu miała ich doprowadzić do JaskiniDonovanów.- Gdzie jesteśmy? - zapytał chłopiec zaspanym głosem.- Prawie na miejscu.- Co znaczy "na miejscu"?Odpowiedz wkrótce stała się jasna."Na miejscu" oznaczało dwa kilometry na wschóddonikąd.Bita droga urywała się jakieś trzydzieści metrów od autostrady.Dalej była tylko trawai piach; paradoksalnie teren bardziej gładki i równy ni\ większość dróg, którymi podró\owalitego ranka.Biała przyczepa - Jaskinia Donovanów - stała pośrodku zarośniętego pola, wy-glądając jak gigantyczny grzyb w paski na tle wielobarwnego lasu.Wysoka trawa zasłaniałacałkowicie koła, sięgając do parapetów du\ych okien.Minęło zbyt du\o czasu.Carolyn pamiętała, \e ta kryjówka wygląda prymitywnie, aleabsolutnie nie była przygotowana na coś takiego.Travis wypowiedział jej myśli na głos.- Chyba \artujecie.- Nawet najskromniejszy - stwierdził Jake, starając się jak mógł ukryć własnąniepewność - dom to zawsze dom.- Nie ma mowy - powiedział Travis akcentując ka\de słowo.- Nie ma mowy, kurczę!Kiedy samochód się zatrzymał, chłopak otworzył tylne drzwi i wysiadł.Z otwartymi zezdumienia ustami poprowadził rodzinę w kierunku wejścia do ich nowego domu.Jedyniewysilając wyobraznię mógł dopatrzyć się ście\ki wśród chwastów.- Co to jest? - zapytał.- To nasz dom - odparł groznym głosem ojciec, który zdą\ył ju\ przeprowadzićnieprzyjemną rozmowę z Carolyn i nie miał ochoty na drugą rundę z synem.- Zaraz wyjmęklucz.- Nie ma potrzeby - odezwał się Travis, popychając drzwi palcem.- Otwarte.Jake wyciągnął spod kurtki glocka, wyminął syna i wszedł ostro\nie do środka.Travispodą\ał tu\ za nim.- Jest tu kto? - zawołał Jake.Odpowiedziało mu jedynie urągliwe brzęczenie cykady.Wewnątrz przyczepa cuchnęła jak stara gąbka, mokra i brudna.Z przodu, w kuchni -czyli aneksie z kempingową kuchenką gazową i blatem - okna z \aluzjami otwarte były akuratna tyle szeroko, \eby padający deszcz przemoczył pufy z piankowej gąbki.Linoleum napodłodze popękało wokół podstawy szafek, ukazując dwie równoległe linie \ółtego klejubiegnące przez krótki korytarzyk, który prowadził do pojedynczej sypialni po przeciwnej stro-nie.Całkowita długość przyczepy wynosiła jakieś siedem do ośmiu metrów [ Pobierz całość w formacie PDF ]