[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Will zamarł na ułamek chwili.Wojownik tak obojętnym gestem ujął broń, że ażtrudno było uwierzyć, iż zamierza uczynić dziewczynie coś złego.A jednak w następnejchwili wzniósł klingę.Evanlyn otworzyła usta, ale nie rozległ się żaden dzwięk.Will zdałsobie sprawę, że zabicie branki dla krępego wojownika o krzywych nogach jest czymśabsolutnie zwyczajnym, ot, jak zdmuchnięcie świecy.Ręce Willa, działając niezależnie od jego świadomości, wydobyły strzałę i nałożyły jąna cięciwę.Krzywa klinga błysnęła w słońcu, a Evanlyn skurczyła się i skuliła jeszczebardziej, próbując bezradnie zasłonić się przed morderczym ciosem.Will wyszedł zza drzewaz naciągniętym już łukiem, a jego umysł dokonywał błyskawicznej oceny sytuacji.Ta strzała nie zabije.W istocie nie była niczym innym, jak tylko zaostrzonympatykiem, choć jej czubek utwardzony został w ogniu.Istniała obawa, że jeśli wyceluje wtułów wojownika, lekka strzała w ogóle nie zdoła przebić się przez grube futro oraz skórzanybezrękawnik, który tamten miał na sobie.Istniał tylko jeden odkryty punkt na jego ciele, dlaWilla wszelako zasadniczy, bowiem trafienie w to miejsce dawało szansę, żeby powstrzymaćmorderczy cios szabli.Otóż, kiedy mężczyzna uniósł rękę, odsłonił nadgarstek, niewielkiobszar nagiego ciała, nieosłonięty futrzanym rękawem.Will wymierzył więc właśnie wnadgarstek, dokonując w jednym ułamku sekundy wyliczenia uwzględniającego krzywiznętoru lotu pocisku.Machinalnie wstrzymał oddech.Następnie wypuścił strzałę.Auk furknął cicho, świsnęła cięciwa, strzała pomknęła ku celowi.Wbiła się głęboko wnadgarstek.Will usłyszał zduszony okrzyk bólu, a jego ręce wykonały tymczasem wyuczoną serięczynności, zapowiadających wypuszczenie kolejnej strzały.Szabla wypadła z ręki wojownikaw gęsty śnieg; Evanlyn cofnęła się gwałtownie, gdyż krzywa klinga omal nie musnęła jejramienia.Drugi pocisk ugrzązł w futrze rękawa, nie czyniąc żadnej szkody, podczas gdywojownik ściskał lewą dłonią nadgarstek, a krew tryskała na biały śnieg.Choć zaskoczony i raniony boleśnie, mężczyzna od razu spojrzał w stronę, z którejnadleciała strzała i dostrzegł ruch, gdy Will wystrzelił drugą.Zauważył drobną postać tkwiącąna tle drzew.Wydał z siebie gniewny pomruk, a już w następnej chwili przestał się chwytaćza obolały nadgarstek i sięgnął lewą ręką po długi, zakrzywiony, zatknięty za pas puginał.Poniechał na krótką chwilę Evanlyn, zawołał swych ludzi, wskazując im kierunek, w którymznajdował się Will, wydał rozkaz, by biegli za nim, po czym sam także ruszył w stronęchłopaka.Trzecia strzała powstrzymała go na krótko, bo rzucił się w bok, by jej uniknąć.Jednaknatychmiast znów zerwał się do biegu, a za nim jeszcze dwóch jego ludzi.Jednocześnie Willujrzał czwartego, który zmierzał w stronę Evanlyn i serce ścisnęło mu się, bo zrozumiał, żezawiódł.Już bez nadziei, posłał ostatnią strzałę, wiedząc, że wszystko na nic.Rzuciłbezużyteczny łuczek na ziemię i dobył sztyletu, zwracając się ku nadbiegającemuwojownikowi.A wtedy usłyszał dzwięk z przeszłości, dzwięk dziwnie znajomy i przywodzący mu namyśl długie godziny spędzone w lasach otaczających Zamek Redmont.Z tyłu za nim coś brzęknęło i zaświszczało, gdy ciężki grot przeszył powietrze zniewiarygodną prędkością i siłą.Rozległo się głuche uderzenie, kiedy strzała trafiła w cel.Jakby znikąd, jej czarne drzewce i bełt z szarych piór pojawiły się nagle pośrodkupiersi nadbiegającego wojownika.Nim mężczyzna zdążył upaść na wznak, świst rozległ sięznowu i kolejny pocisk powalił drugiego Temudżeina.Trzeci nie czekał, lecz natychmiastodwrócił się i popędził do uwiązanych koni.Stukot kopyt uświadomił Willowi, że dwajpozostali zdążyli już umknąć, nie zamierzając ryzykować trafienia strzałą z długiego łuku,który w mgnieniu oka wysłał w zaświaty aż dwóch ich towarzyszy.Will na krótką chwilę znieruchomiał, w jego myślach zapanował dziwny zamęt.Instynktownie wiedział, co się wydarzyło.Lecz jak do tego doszło? Nie miał pojęcia.Odwrócił się i dostrzegł jakieś trzydzieści metrów za sobą postać w szarozielonym płaszczu,dzierżącą wielki długi łuk, gotowy do oddania następnego strzału.- Halt! - zawołał łamiącym się głosem.Już miał rzucić się ku niemu, kiedy nagleuświadomił sobie, że Evanlyn wciąż grozi niebezpieczeństwo.Odwrócił się znów ku niej iusłyszał szczęk stali o stal.Dziewczyna zdołała pochwycić krzywą szablę, która upadła naziemię obok niej i odparowała pierwsze uderzenie.Jednak w ten sposób powstrzymała przeciwnika tylko na krótką chwilę; miała wciążograniczoną swobodę ruchów - ze skrępowanymi nadgarstkami i uwiązana do drzewa.Wskazał ręką w jej stronę i chciał krzyknąć do Halta, żeby ten czym prędzej strzelał, alezdołał wydać z siebie tylko nieartykułowany bełkot, a potem zdał sobie sprawę, że zwiadowcanie mógł widzieć tej sceny, bowiem zasłaniały ją drzewa.Jednak pojawiła się jeszcze inna postać, która długimi susami dopadła atakującegodziewczynę wojownika.Postać wysoka i barczysta, dziwnie znajoma, okryta kolczugą i białątuniką, którą zdobił osobliwy herb, najbardziej przypominający stylizowany liść dębu.Długi i prosty miecz powstrzymał uderzenie zakrzywionej klingi.Znalazł się międzyEvanlyn i człowiekiem, który usiłował ją zabić i w jednej chwili serią błyskawicznychuderzeń zmusił go do cofnięcia się.Miecz zadawał ciosy tak szybkie, że nie zawsze możnabyło je dostrzec, od razu zyskując w widoczny sposób przewagę nad szablą przeciwnika.Obcy bronił się coraz bardziej rozpaczliwie, uczynił jeszcze desperacki wypad, klinga jegoszabli została odbita bez trudu, stracił równowagę i runął do przodu; długi miecz już miał godosięgnąć.- Nie zabijaj! - krzyknął Halt w samą porę, by Horace zdążył obrócić dłoń wnadgarstku, tak by w tył głowy jego przeciwnika uderzył płaz, a nie ostrze miecza.Tamtenopadł bezwładnie na ziemię, nieprzytomny.Miał szczęście, bo od nieuchronnej śmierci dzieliła go tylko szerokość klingi.- Przyda nam się jeniec - uzupełnił spokojnym głosem zwiadowca.W następnej chwilistęknął, bo zderzyła się z nim drobna postać, która biegła ku niemu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Will zamarł na ułamek chwili.Wojownik tak obojętnym gestem ujął broń, że ażtrudno było uwierzyć, iż zamierza uczynić dziewczynie coś złego.A jednak w następnejchwili wzniósł klingę.Evanlyn otworzyła usta, ale nie rozległ się żaden dzwięk.Will zdałsobie sprawę, że zabicie branki dla krępego wojownika o krzywych nogach jest czymśabsolutnie zwyczajnym, ot, jak zdmuchnięcie świecy.Ręce Willa, działając niezależnie od jego świadomości, wydobyły strzałę i nałożyły jąna cięciwę.Krzywa klinga błysnęła w słońcu, a Evanlyn skurczyła się i skuliła jeszczebardziej, próbując bezradnie zasłonić się przed morderczym ciosem.Will wyszedł zza drzewaz naciągniętym już łukiem, a jego umysł dokonywał błyskawicznej oceny sytuacji.Ta strzała nie zabije.W istocie nie była niczym innym, jak tylko zaostrzonympatykiem, choć jej czubek utwardzony został w ogniu.Istniała obawa, że jeśli wyceluje wtułów wojownika, lekka strzała w ogóle nie zdoła przebić się przez grube futro oraz skórzanybezrękawnik, który tamten miał na sobie.Istniał tylko jeden odkryty punkt na jego ciele, dlaWilla wszelako zasadniczy, bowiem trafienie w to miejsce dawało szansę, żeby powstrzymaćmorderczy cios szabli.Otóż, kiedy mężczyzna uniósł rękę, odsłonił nadgarstek, niewielkiobszar nagiego ciała, nieosłonięty futrzanym rękawem.Will wymierzył więc właśnie wnadgarstek, dokonując w jednym ułamku sekundy wyliczenia uwzględniającego krzywiznętoru lotu pocisku.Machinalnie wstrzymał oddech.Następnie wypuścił strzałę.Auk furknął cicho, świsnęła cięciwa, strzała pomknęła ku celowi.Wbiła się głęboko wnadgarstek.Will usłyszał zduszony okrzyk bólu, a jego ręce wykonały tymczasem wyuczoną serięczynności, zapowiadających wypuszczenie kolejnej strzały.Szabla wypadła z ręki wojownikaw gęsty śnieg; Evanlyn cofnęła się gwałtownie, gdyż krzywa klinga omal nie musnęła jejramienia.Drugi pocisk ugrzązł w futrze rękawa, nie czyniąc żadnej szkody, podczas gdywojownik ściskał lewą dłonią nadgarstek, a krew tryskała na biały śnieg.Choć zaskoczony i raniony boleśnie, mężczyzna od razu spojrzał w stronę, z którejnadleciała strzała i dostrzegł ruch, gdy Will wystrzelił drugą.Zauważył drobną postać tkwiącąna tle drzew.Wydał z siebie gniewny pomruk, a już w następnej chwili przestał się chwytaćza obolały nadgarstek i sięgnął lewą ręką po długi, zakrzywiony, zatknięty za pas puginał.Poniechał na krótką chwilę Evanlyn, zawołał swych ludzi, wskazując im kierunek, w którymznajdował się Will, wydał rozkaz, by biegli za nim, po czym sam także ruszył w stronęchłopaka.Trzecia strzała powstrzymała go na krótko, bo rzucił się w bok, by jej uniknąć.Jednaknatychmiast znów zerwał się do biegu, a za nim jeszcze dwóch jego ludzi.Jednocześnie Willujrzał czwartego, który zmierzał w stronę Evanlyn i serce ścisnęło mu się, bo zrozumiał, żezawiódł.Już bez nadziei, posłał ostatnią strzałę, wiedząc, że wszystko na nic.Rzuciłbezużyteczny łuczek na ziemię i dobył sztyletu, zwracając się ku nadbiegającemuwojownikowi.A wtedy usłyszał dzwięk z przeszłości, dzwięk dziwnie znajomy i przywodzący mu namyśl długie godziny spędzone w lasach otaczających Zamek Redmont.Z tyłu za nim coś brzęknęło i zaświszczało, gdy ciężki grot przeszył powietrze zniewiarygodną prędkością i siłą.Rozległo się głuche uderzenie, kiedy strzała trafiła w cel.Jakby znikąd, jej czarne drzewce i bełt z szarych piór pojawiły się nagle pośrodkupiersi nadbiegającego wojownika.Nim mężczyzna zdążył upaść na wznak, świst rozległ sięznowu i kolejny pocisk powalił drugiego Temudżeina.Trzeci nie czekał, lecz natychmiastodwrócił się i popędził do uwiązanych koni.Stukot kopyt uświadomił Willowi, że dwajpozostali zdążyli już umknąć, nie zamierzając ryzykować trafienia strzałą z długiego łuku,który w mgnieniu oka wysłał w zaświaty aż dwóch ich towarzyszy.Will na krótką chwilę znieruchomiał, w jego myślach zapanował dziwny zamęt.Instynktownie wiedział, co się wydarzyło.Lecz jak do tego doszło? Nie miał pojęcia.Odwrócił się i dostrzegł jakieś trzydzieści metrów za sobą postać w szarozielonym płaszczu,dzierżącą wielki długi łuk, gotowy do oddania następnego strzału.- Halt! - zawołał łamiącym się głosem.Już miał rzucić się ku niemu, kiedy nagleuświadomił sobie, że Evanlyn wciąż grozi niebezpieczeństwo.Odwrócił się znów ku niej iusłyszał szczęk stali o stal.Dziewczyna zdołała pochwycić krzywą szablę, która upadła naziemię obok niej i odparowała pierwsze uderzenie.Jednak w ten sposób powstrzymała przeciwnika tylko na krótką chwilę; miała wciążograniczoną swobodę ruchów - ze skrępowanymi nadgarstkami i uwiązana do drzewa.Wskazał ręką w jej stronę i chciał krzyknąć do Halta, żeby ten czym prędzej strzelał, alezdołał wydać z siebie tylko nieartykułowany bełkot, a potem zdał sobie sprawę, że zwiadowcanie mógł widzieć tej sceny, bowiem zasłaniały ją drzewa.Jednak pojawiła się jeszcze inna postać, która długimi susami dopadła atakującegodziewczynę wojownika.Postać wysoka i barczysta, dziwnie znajoma, okryta kolczugą i białątuniką, którą zdobił osobliwy herb, najbardziej przypominający stylizowany liść dębu.Długi i prosty miecz powstrzymał uderzenie zakrzywionej klingi.Znalazł się międzyEvanlyn i człowiekiem, który usiłował ją zabić i w jednej chwili serią błyskawicznychuderzeń zmusił go do cofnięcia się.Miecz zadawał ciosy tak szybkie, że nie zawsze możnabyło je dostrzec, od razu zyskując w widoczny sposób przewagę nad szablą przeciwnika.Obcy bronił się coraz bardziej rozpaczliwie, uczynił jeszcze desperacki wypad, klinga jegoszabli została odbita bez trudu, stracił równowagę i runął do przodu; długi miecz już miał godosięgnąć.- Nie zabijaj! - krzyknął Halt w samą porę, by Horace zdążył obrócić dłoń wnadgarstku, tak by w tył głowy jego przeciwnika uderzył płaz, a nie ostrze miecza.Tamtenopadł bezwładnie na ziemię, nieprzytomny.Miał szczęście, bo od nieuchronnej śmierci dzieliła go tylko szerokość klingi.- Przyda nam się jeniec - uzupełnił spokojnym głosem zwiadowca.W następnej chwilistęknął, bo zderzyła się z nim drobna postać, która biegła ku niemu [ Pobierz całość w formacie PDF ]