[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zaczęła więc popołudniowe czytanie poświęcać bajkom.I wtedy coś się w chłopcu odmieniło.W miarę jak panna Morgan czytała o elfach,wróżkach i czarodziejach, uwaga Tularecita zaczynała się na tym skupiać, a jego zwinny ołóweknieruchomiał w ręku.A gdy usłyszał o krasnoludkach, o ich życiu i zwyczajach, wypuścił ołówekz palców i pochylił się do przodu, żeby nie uronić ani słowa.Zwykle, po zajęciach w szkole, panna Morgan szła do odległej o pół mili farmy, gdziewynajmowała pokój.Lubiła ten samotny spacer; po drodze cięła osty zerwaną witką, rzucałakamieniami w zarośla, z których podrywały się przepiórki.Nieraz myślała, że dobrze by byłomieć przy sobie hasającego, mądrego psa, który by dzielił z nią te przyjemności i umiał ocenićtajemnice wygrzebanych w piasku jam i rozproszonych po zeschłych liściach tropów, czarmelancholijnego gwizdu ptaków i ożywczego zapachu ziemi.Któregoś popołudnia panna Morgan wdrapała się wysoko na kredową skałę chcąc wyryćswe inicjały na jej białej powierzchni.Po drodze skaleczyła cierniem rękę i zamiast inicjałównapisała: Byłam tu i zostawiłam cząstkę siebie" i przycisnęła zakrwawioną dłoń do kredowejskały.Wieczorem napisała w liście do jednej ze swych przyjaciółek: Człowiek, poza zwykłąpotrzebą, żeby żyć i rozmnażać się, pragnie też pozostawić po sobie jakiś ślad, jakiś dowód, że wogóle istniał.Zostawia te ślady wyryte w drzewie lub w kamieniu, odciśnięte na życiu innych.Togłębokie pragnienie nosi w sobie każdy: od chłopca, który wypisuje świństwa w publicznejubikacji, po Buddę, który wyrył swój obraz w umysłowości całej rasy.%7łycie jest tak nierealne.Wydaje mi się, że my sami poważnie wątpimy, czy istniejemy naprawdę.I wciąż staramy siętego dowieść".Zachowała sobie kopię tego listu.Tego popołudnia, gdy czytała w szkole bajki o krasnoludkach, wracała jak zwykle dodomu.Nagle rosnąca przy drodze trawa rozchyliła się i wychynęła z niej nieforemna głowaTularecita. Och! Przestraszyłeś mnie! krzyknęła panna Morgan.Tularecito podniósł się i uśmiechnął uderzając w zakłopotaniu kapeluszem o udo.PannaMorgan przelękła się.Droga była pusta słyszała różne historie o pomyleńcach.Z trudnościąopanowała drżenie głosu. Czego.czego chcesz?Tularecito uśmiechnął się szerzej i jeszcze mocniej uderzał kapeluszem o udo. Czy tak sobie tu leżałeś, czy może chcesz czegoś ode mnie?Chłopiec usiłował coś powiedzieć, lecz wrócił do swego obronnego uśmiechu. Skoro nic ode mnie nie chcesz, to idę dalej.Chciała jak najszybciej uciec.Tularecito znowu starał się coś powiedzieć. To o tych.małych ludziach. O jakich ludziach? spytała. Tych z książki.Panna Morgan roześmiała się z ulgą czując, jak jej włosy znowu układają się na głowie. Chodzi ci.chodzi ci o krasnoludki?Tularecito skinął głową. Co o nich chcesz wiedzieć? Nigdy żadnego nie widziałem rzekł Tularecito.Jego głos nie wznosił się i nie opadał,brzmiał na jednej nucie. Zdaje się, że mało kto ich widział. Ale ja wiem o nich.W oczach panny Morgan błysnęło zaciekawienie. Kto ci o nich mówił? Nikt. Nigdy ich nie widziałeś i nikt ci o nich nie mówił.Więc skąd o nich wiesz?Panna Morgan zaczęła się zastanawiać. Czemu miałabym odebrać wiarę w krasnoludkitemu dziwnemu, nienormalnemu dziecku? myślała. Czyż jego życie nie jest szczęśliwsze ibogatsze właśnie dlatego, że w nie wierzy? I co to komu szkodzi?" Szukałeś ich kiedy? Nie.Ale wiem o nich.A teraz będę ich szukał stwierdził rzeczowo chłopiec.Pannę Morgan zachwyciła ta sytuacja.Oto skała, w której można rzezbić, oto czystakartka papieru, na której można pisać.Wyrzezbi piękną opowieść, znacznie prawdziwszą niżwszystko, co dotąd napisano. Gdzie ich będziesz szukał? spytała. Będę kopał jamy oświadczył chłopiec. Ale krasnoludki wychodzą z ziemi tylko w nocy.Musisz wypatrywać ich nocą,Tularecito.Powiesz mi, jak którego zobaczysz? Tak zgodził się.Kiedy odeszła, Tularecito patrzał za nią.Całą resztę drogi wyobrażała go sobie, jak czaisię gdzieś wśród nocy.Spodobało jej się to.Być może, spotka gdzieś krasnoludki, być może,zamieszka u nich, będzie z nimi rozmawiał [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Zaczęła więc popołudniowe czytanie poświęcać bajkom.I wtedy coś się w chłopcu odmieniło.W miarę jak panna Morgan czytała o elfach,wróżkach i czarodziejach, uwaga Tularecita zaczynała się na tym skupiać, a jego zwinny ołóweknieruchomiał w ręku.A gdy usłyszał o krasnoludkach, o ich życiu i zwyczajach, wypuścił ołówekz palców i pochylił się do przodu, żeby nie uronić ani słowa.Zwykle, po zajęciach w szkole, panna Morgan szła do odległej o pół mili farmy, gdziewynajmowała pokój.Lubiła ten samotny spacer; po drodze cięła osty zerwaną witką, rzucałakamieniami w zarośla, z których podrywały się przepiórki.Nieraz myślała, że dobrze by byłomieć przy sobie hasającego, mądrego psa, który by dzielił z nią te przyjemności i umiał ocenićtajemnice wygrzebanych w piasku jam i rozproszonych po zeschłych liściach tropów, czarmelancholijnego gwizdu ptaków i ożywczego zapachu ziemi.Któregoś popołudnia panna Morgan wdrapała się wysoko na kredową skałę chcąc wyryćswe inicjały na jej białej powierzchni.Po drodze skaleczyła cierniem rękę i zamiast inicjałównapisała: Byłam tu i zostawiłam cząstkę siebie" i przycisnęła zakrwawioną dłoń do kredowejskały.Wieczorem napisała w liście do jednej ze swych przyjaciółek: Człowiek, poza zwykłąpotrzebą, żeby żyć i rozmnażać się, pragnie też pozostawić po sobie jakiś ślad, jakiś dowód, że wogóle istniał.Zostawia te ślady wyryte w drzewie lub w kamieniu, odciśnięte na życiu innych.Togłębokie pragnienie nosi w sobie każdy: od chłopca, który wypisuje świństwa w publicznejubikacji, po Buddę, który wyrył swój obraz w umysłowości całej rasy.%7łycie jest tak nierealne.Wydaje mi się, że my sami poważnie wątpimy, czy istniejemy naprawdę.I wciąż staramy siętego dowieść".Zachowała sobie kopię tego listu.Tego popołudnia, gdy czytała w szkole bajki o krasnoludkach, wracała jak zwykle dodomu.Nagle rosnąca przy drodze trawa rozchyliła się i wychynęła z niej nieforemna głowaTularecita. Och! Przestraszyłeś mnie! krzyknęła panna Morgan.Tularecito podniósł się i uśmiechnął uderzając w zakłopotaniu kapeluszem o udo.PannaMorgan przelękła się.Droga była pusta słyszała różne historie o pomyleńcach.Z trudnościąopanowała drżenie głosu. Czego.czego chcesz?Tularecito uśmiechnął się szerzej i jeszcze mocniej uderzał kapeluszem o udo. Czy tak sobie tu leżałeś, czy może chcesz czegoś ode mnie?Chłopiec usiłował coś powiedzieć, lecz wrócił do swego obronnego uśmiechu. Skoro nic ode mnie nie chcesz, to idę dalej.Chciała jak najszybciej uciec.Tularecito znowu starał się coś powiedzieć. To o tych.małych ludziach. O jakich ludziach? spytała. Tych z książki.Panna Morgan roześmiała się z ulgą czując, jak jej włosy znowu układają się na głowie. Chodzi ci.chodzi ci o krasnoludki?Tularecito skinął głową. Co o nich chcesz wiedzieć? Nigdy żadnego nie widziałem rzekł Tularecito.Jego głos nie wznosił się i nie opadał,brzmiał na jednej nucie. Zdaje się, że mało kto ich widział. Ale ja wiem o nich.W oczach panny Morgan błysnęło zaciekawienie. Kto ci o nich mówił? Nikt. Nigdy ich nie widziałeś i nikt ci o nich nie mówił.Więc skąd o nich wiesz?Panna Morgan zaczęła się zastanawiać. Czemu miałabym odebrać wiarę w krasnoludkitemu dziwnemu, nienormalnemu dziecku? myślała. Czyż jego życie nie jest szczęśliwsze ibogatsze właśnie dlatego, że w nie wierzy? I co to komu szkodzi?" Szukałeś ich kiedy? Nie.Ale wiem o nich.A teraz będę ich szukał stwierdził rzeczowo chłopiec.Pannę Morgan zachwyciła ta sytuacja.Oto skała, w której można rzezbić, oto czystakartka papieru, na której można pisać.Wyrzezbi piękną opowieść, znacznie prawdziwszą niżwszystko, co dotąd napisano. Gdzie ich będziesz szukał? spytała. Będę kopał jamy oświadczył chłopiec. Ale krasnoludki wychodzą z ziemi tylko w nocy.Musisz wypatrywać ich nocą,Tularecito.Powiesz mi, jak którego zobaczysz? Tak zgodził się.Kiedy odeszła, Tularecito patrzał za nią.Całą resztę drogi wyobrażała go sobie, jak czaisię gdzieś wśród nocy.Spodobało jej się to.Być może, spotka gdzieś krasnoludki, być może,zamieszka u nich, będzie z nimi rozmawiał [ Pobierz całość w formacie PDF ]