[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ci, którzy175/547byli wciąż w ogrodzie, spieszą z powrotem.Wszy-scy zwracają się w kierunku podium na środkusali, z którego elegancki mężczyzna w smokinguzapowiada wystąpienie: Panie i panowie, mam zaszczyt przedstawićwam człowieka, który z gotowania uczynił sztukę,ucztę tak dla oczu, jak dla podniebienia: oto szefkuchni Leonardo Ferrante.Zwiatła przygasają, temperatura sięga zenitu.W powietrze płyną dzwięki skrzypiec, a reflektoryrzucają niebieskawe światło na podwyższenie, naktórym pojawia się piękna skrzypaczka w czer-wonej sukni.Smukłymi dłońmi odzianymiw czarne koronkowe rękawiczki podnosielektryczne skrzypce z przezroczystego szkła,które za dotknięciem smyczka rozbłyskująniebieskim światłem.Chyba rozpoznaję tę sukien-kę i kobietę również.Może to tylko moja fantazja,ale wydaje mi się, że to ta sama, którą widziałamjakiś czas temu wychodzącą z pałacu razem176/547z Leonardem.Piękność z motorówki.Tak, to ona,jestem pewna. Ele, widziałaś? Gaia w czarodziejskisposób pojawia się u mojego boku. Ta laska,która gra, jest sławna. Tak? To Arina Novikov, rosyjska skrzypaczka.W zeszłą sobotę miała koncert na Areniew Weronie. A, to ta laska, z którą spędził noc Leonardo mówię, czekając na jej reakcję. Hm? Kobieta z motorówki. Naprawdę? Tak, tak, jestem pewna. Cholera! Gaia wydaje się rozbawiona, per-spektywa konkurowania z tą boginią wcale jej niemartwi, przeciwnie, podnieca ją.Jest stworzona dowyzwań.Teraz skrzypaczka rozpoczyna słynny motywz Zimy z Czterech pór roku Vivaldiego, jest wprost177/547urzekająca.W przeciwieństwie do Gai, patrząc nanią, nie potrafię nie myśleć, że jest sto razy ład-niejsza i bardziej utalentowana ode mnie.Ale teraz spojrzenia wszystkich kierują się naśrodek sali, porwane przez nowe zjawisko.Leonardo zajmuje swoje miejsce, rozlegają się ok-laski.Ma na sobie czarną marynarkę ze stójką,lamówką i białymi guzikami.Biała jedwabnachusta przewiązana na czole utrzymuje w ryzachjego falujące włosy, nadając mu wygląddalekowschodniego wojownika.Naprawdę jestw nim jakiś magnetyzm.%7łółty reflektor oświetla go od tyłu, a pobokach sceny zapalają się dwie fontanny ognia.Przy wtórze crescendo Vivaldiego rozpoczyna sięspektakl.Gaia daje mi znak, żebyśmy się zbliżyły,by mieć lepszy widok.Przeciskamy się przez tłumi udaje nam się podejść kilka metrów do przodu.Teraz jesteśmy tuż pod nim.Leonardo bierze do ręki nóż i zaczyna kroić nacieniutkie plasterki kawałek ryby-miecza, który178/547przytrzymuje ręką na marmurowym blacie.Tenpewny chwyt jest mi znajomy i moje myśli od razuwędrują do tego wieczoru, kiedy trzymał mnieuczepioną swoich pleców i zatapiał palce w moichudach.Podczas gdy rytm muzyki się wzmaga,Leonardo posypuje plasterki ryby czymś, coz naszego miejsca wygląda na ziarna maku.Spada-ją nieuchwytne spomiędzy jego ciemnych palcówi osadzają się na różowym mięsie ryby, tworząc nanim mozaikę czarnych punktów.Potem Leonardosieka czerwoną paprykę, aż ta staje się migotliwymproszkiem, a następnie z dokładnością i szybkościąmaszyny kroi w julienne koper włoski, cukiniei seler.Patrzę z zapartym tchem oto prawdziwy wir-tuoz.Odwracam się na moment w stronę Gai, żebywymienić porozumiewawcze spojrzenia,i dostrzegam, że ona też stoi jak zaczarowana,z utkwionym w nim wzrokiem i ustami roz-chylonymi w wyrazie zdumienia.179/547Leonardo rozkłada plasterki rybyw kieszonkach z ciasta francuskiego, po czymdekoruje je pastą z warzyw i kawałeczkami skórkipomarańczowej.Jest absolutnie skoncentrowany,pewny swoich ruchów, ma napięte mięśnieszczęki, na jego skroni widoczne są żyły.Kształtuje i przemienia materię dłońmi artysty, to,co robi, jest sztuką pod każdym względem,a efekty jego pracy to małe arcydzieła dla oczu i nie mam wątpliwości także dla podniebienia.Leonardo uwodzi jedzeniem i jest tego świadomy,używa tej umiejętności, by porywać zmysłyi umysły.Na moment spotykam jego ciemnespojrzenie i mam wrażenie, że posyła mi niemalniedostrzegalny uśmiech.Nie wiem, czy to tylkomoja wyobraznia, ale przyjemny dreszcz łaskoczemi kark.Utwór zbliża się do finałowego crescendo.Leonardo kładzie na desce do krojenia zbite up-rzednio surowe langustynki i kilka cienkich filetówz serioli.Urabia mięso, które w jego dłoniach180/547przelewa się niczym płyn, aż w końcu formujez nich małe serca podzielone na pół.Na koniecposypuje ich zaokrąglenia kwiatami pomarańczy,pieprzem i ziarnami sezamu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Ci, którzy175/547byli wciąż w ogrodzie, spieszą z powrotem.Wszy-scy zwracają się w kierunku podium na środkusali, z którego elegancki mężczyzna w smokinguzapowiada wystąpienie: Panie i panowie, mam zaszczyt przedstawićwam człowieka, który z gotowania uczynił sztukę,ucztę tak dla oczu, jak dla podniebienia: oto szefkuchni Leonardo Ferrante.Zwiatła przygasają, temperatura sięga zenitu.W powietrze płyną dzwięki skrzypiec, a reflektoryrzucają niebieskawe światło na podwyższenie, naktórym pojawia się piękna skrzypaczka w czer-wonej sukni.Smukłymi dłońmi odzianymiw czarne koronkowe rękawiczki podnosielektryczne skrzypce z przezroczystego szkła,które za dotknięciem smyczka rozbłyskująniebieskim światłem.Chyba rozpoznaję tę sukien-kę i kobietę również.Może to tylko moja fantazja,ale wydaje mi się, że to ta sama, którą widziałamjakiś czas temu wychodzącą z pałacu razem176/547z Leonardem.Piękność z motorówki.Tak, to ona,jestem pewna. Ele, widziałaś? Gaia w czarodziejskisposób pojawia się u mojego boku. Ta laska,która gra, jest sławna. Tak? To Arina Novikov, rosyjska skrzypaczka.W zeszłą sobotę miała koncert na Areniew Weronie. A, to ta laska, z którą spędził noc Leonardo mówię, czekając na jej reakcję. Hm? Kobieta z motorówki. Naprawdę? Tak, tak, jestem pewna. Cholera! Gaia wydaje się rozbawiona, per-spektywa konkurowania z tą boginią wcale jej niemartwi, przeciwnie, podnieca ją.Jest stworzona dowyzwań.Teraz skrzypaczka rozpoczyna słynny motywz Zimy z Czterech pór roku Vivaldiego, jest wprost177/547urzekająca.W przeciwieństwie do Gai, patrząc nanią, nie potrafię nie myśleć, że jest sto razy ład-niejsza i bardziej utalentowana ode mnie.Ale teraz spojrzenia wszystkich kierują się naśrodek sali, porwane przez nowe zjawisko.Leonardo zajmuje swoje miejsce, rozlegają się ok-laski.Ma na sobie czarną marynarkę ze stójką,lamówką i białymi guzikami.Biała jedwabnachusta przewiązana na czole utrzymuje w ryzachjego falujące włosy, nadając mu wygląddalekowschodniego wojownika.Naprawdę jestw nim jakiś magnetyzm.%7łółty reflektor oświetla go od tyłu, a pobokach sceny zapalają się dwie fontanny ognia.Przy wtórze crescendo Vivaldiego rozpoczyna sięspektakl.Gaia daje mi znak, żebyśmy się zbliżyły,by mieć lepszy widok.Przeciskamy się przez tłumi udaje nam się podejść kilka metrów do przodu.Teraz jesteśmy tuż pod nim.Leonardo bierze do ręki nóż i zaczyna kroić nacieniutkie plasterki kawałek ryby-miecza, który178/547przytrzymuje ręką na marmurowym blacie.Tenpewny chwyt jest mi znajomy i moje myśli od razuwędrują do tego wieczoru, kiedy trzymał mnieuczepioną swoich pleców i zatapiał palce w moichudach.Podczas gdy rytm muzyki się wzmaga,Leonardo posypuje plasterki ryby czymś, coz naszego miejsca wygląda na ziarna maku.Spada-ją nieuchwytne spomiędzy jego ciemnych palcówi osadzają się na różowym mięsie ryby, tworząc nanim mozaikę czarnych punktów.Potem Leonardosieka czerwoną paprykę, aż ta staje się migotliwymproszkiem, a następnie z dokładnością i szybkościąmaszyny kroi w julienne koper włoski, cukiniei seler.Patrzę z zapartym tchem oto prawdziwy wir-tuoz.Odwracam się na moment w stronę Gai, żebywymienić porozumiewawcze spojrzenia,i dostrzegam, że ona też stoi jak zaczarowana,z utkwionym w nim wzrokiem i ustami roz-chylonymi w wyrazie zdumienia.179/547Leonardo rozkłada plasterki rybyw kieszonkach z ciasta francuskiego, po czymdekoruje je pastą z warzyw i kawałeczkami skórkipomarańczowej.Jest absolutnie skoncentrowany,pewny swoich ruchów, ma napięte mięśnieszczęki, na jego skroni widoczne są żyły.Kształtuje i przemienia materię dłońmi artysty, to,co robi, jest sztuką pod każdym względem,a efekty jego pracy to małe arcydzieła dla oczu i nie mam wątpliwości także dla podniebienia.Leonardo uwodzi jedzeniem i jest tego świadomy,używa tej umiejętności, by porywać zmysłyi umysły.Na moment spotykam jego ciemnespojrzenie i mam wrażenie, że posyła mi niemalniedostrzegalny uśmiech.Nie wiem, czy to tylkomoja wyobraznia, ale przyjemny dreszcz łaskoczemi kark.Utwór zbliża się do finałowego crescendo.Leonardo kładzie na desce do krojenia zbite up-rzednio surowe langustynki i kilka cienkich filetówz serioli.Urabia mięso, które w jego dłoniach180/547przelewa się niczym płyn, aż w końcu formujez nich małe serca podzielone na pół.Na koniecposypuje ich zaokrąglenia kwiatami pomarańczy,pieprzem i ziarnami sezamu [ Pobierz całość w formacie PDF ]