[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przepłynęliśmy statkiem na drugą stronę kanału, gdzie w piętrowym gmachuwybudowanym obok dawnych spichlerzy mieściły się sale wystawowe i pozostałepomieszczenia muzeum.Anna oprowadzała nas po zadbanych salkach, pokazywała ciekawszeeksponaty i wszystko wyjaśniała w szczegółach.- Tutaj widzicie ciekawą makietę zatytułowaną Ewolucja pojazdu pływającego wrejonie południowego Bałtyku.Na początku był pień napędzany ręką człowieka i czółnadrążone napędzane wiosłem z ręki.W kolejnym etapie ewolucji człowiek wybudował czółnoo bokach podwyższonych belkami, a następnie łódz zbiorową z klepek napędzaną wiosłamiopartymi w dulkach.Potem przyszła kolej na budowę łodzi wiosłowo-żaglowej ze sterembocznym, aż w końcu na statek żaglowy korzystający z siły napędowej wiatru ze sterembocznym.- W kolejnym etapie powinno się uwzględnić Havamala - zażartowała Zośka.- I Conquistadora ! - dodał Stefan.Zmiejąc się ruszyliśmy do wyjścia na parterze.Na schodach Marczak chwycił mnie załokieć.- Pan zwolni, Pawle - szepnął.- Musimy pogadać.Nikt nie zwracał na nas uwagi, więc szybko zaczął mówić.- Tomasz prosił, abym zdobył dla niego informacje związane z przygotowaniami dooperacji Skarby wikingów.Ale niewiele zdobyłem.Wszystko odbyło się normalnie izgodnie z przepisami.Jedyne, co mam, to ręczny odpis kopii deklaracji celnej Havamala.Nie wiem, po co ona Tomaszowi, ale niech ma.Wynika z niej, że Jorgensen zgłosił doodprawy aż trzy sonary.Czy rzeczywiście widział pan aż tyle tych urządzeń na jachcie?- Nie zwróciłem uwagi.- Dalej mamy wykaz pozostałego sprzętu, w tym butli do nurkowania.W sumiegranicę przekroczyło dwanaście butli z mieszanką tlenową.Odebrałem kartkę, zerknąłem na nią pobieżnie i zadowolony schowałem starannie dokieszeni.- Jest pan nieoceniony, dyrektorze - pochwaliłem go.- Jeszcze pan nie wie, do czego byłem zdolny, gdy byłem dyrektorem - westchnął.-Ale o wszystkim przeczytacie w mojej książce.- Z pewnością będzie to bestseller - powiedziałem.- Dam panu autorski egzemplarz z autografem.- Aha, jeszcze jedno - zmieniłem temat.- Niech mi pan powie, kto wpadł na pomysłrozpoczęcia operacji Skarby wikingów od penetracji Zalewu Wiślanego? Przecież wzałożeniu miała być to operacja wybitnie morska.W ostatniej chwili zmieniono plany i szefuważa, że to pańska sprawka.- Moja sprawka? - otworzył szeroko oczy ze zdziwienia.- O czym pan mówi? Topomysł Jorgensena.Ależ tak! Na pewno jego! Ja tylko nie protestowałem.No wie pan, jakośtak samo wyszło, że dobrze by było popłynąć i zrobić dla telewizji show na tle katedry.Samjuż nie wiem, skąd się wziął ten Zalew.Otarł spocone czoło i machnął ręką na znak, że nie chce już o tym rozmawiać.Dołączyliśmy do grupy na parterze i statkiem przepłynęliśmy kanał.Rozpogodziło się na dobre i gdańskie ulice zaroiły się od ludzi.Kawiarniane stolikiuginały się od zalewu kolorowo ubranych turystów z całej Europy, sklepiki na pasażu znówprzeżywały czas prosperity.Zosia ze Stefanem zaproponowali lody, więc wolnym krokiemruszyliśmy wzdłuż pasażu.Mijając bramę nad Starym %7łurawiem intuicyjnie odwróciłemgłowę w prawo.W jej prześwicie stał zaparkowany w głębi ulicy biały polonez.Niecałedwadzieścia metrów za rogiem budynku administracyjnego muzeum, naprzeciwko jubilera.To był przecież samochód Pana Incognito!Dyskretnie odłączyłem od grupy.Moim celem było zapolowanie na Pana Incognito.Cofnąłem się za hotel Henza i z największą ostrożnością obszedłem od tyłu budynkiCentralnego Muzeum Morskiego.Teraz widziałem lewy bok poloneza.W środku nie byłonikogo.Minęło piętnaście minut, a Pan Incognito się nie pokazywał.Cofnąłem się bliżejhotelu i usiadłem na krawędzi chodnika tuż przed parkującym nissanem.W takiej pozycjibyłem mniej widoczny i miałem poloneza na oku.Kątem oka widziałem dwóch mężczyzn wychodzących z hotelu, ale nieprzypatrywałem się im dokładnie.Usłyszałem kroki, a następnie trzask zamykanychdrzwiczek samochodowych.Wreszcie spojrzałem w tamtą stronę i ujrzałem plecy magistraRzepki.Rozmawiał z mężczyzną w samochodzie opierając lewą rękę o dach toyoty.Z wrażenia przestałem oddychać.Zasłonięty przez Rzepkę kierowca wyrzucił przez szybę niedopałek, ruszył z miejsca inatychmiast skręcił w boczną uliczkę.A magister Rzepka wolnym krokiem ruszył w stronęmuzeum.Przyssałem się do ziemi tuż za lewym przednim kołem nissana, aby mnie niezauważył i odczekałem, aż znikł za rogiem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Przepłynęliśmy statkiem na drugą stronę kanału, gdzie w piętrowym gmachuwybudowanym obok dawnych spichlerzy mieściły się sale wystawowe i pozostałepomieszczenia muzeum.Anna oprowadzała nas po zadbanych salkach, pokazywała ciekawszeeksponaty i wszystko wyjaśniała w szczegółach.- Tutaj widzicie ciekawą makietę zatytułowaną Ewolucja pojazdu pływającego wrejonie południowego Bałtyku.Na początku był pień napędzany ręką człowieka i czółnadrążone napędzane wiosłem z ręki.W kolejnym etapie ewolucji człowiek wybudował czółnoo bokach podwyższonych belkami, a następnie łódz zbiorową z klepek napędzaną wiosłamiopartymi w dulkach.Potem przyszła kolej na budowę łodzi wiosłowo-żaglowej ze sterembocznym, aż w końcu na statek żaglowy korzystający z siły napędowej wiatru ze sterembocznym.- W kolejnym etapie powinno się uwzględnić Havamala - zażartowała Zośka.- I Conquistadora ! - dodał Stefan.Zmiejąc się ruszyliśmy do wyjścia na parterze.Na schodach Marczak chwycił mnie załokieć.- Pan zwolni, Pawle - szepnął.- Musimy pogadać.Nikt nie zwracał na nas uwagi, więc szybko zaczął mówić.- Tomasz prosił, abym zdobył dla niego informacje związane z przygotowaniami dooperacji Skarby wikingów.Ale niewiele zdobyłem.Wszystko odbyło się normalnie izgodnie z przepisami.Jedyne, co mam, to ręczny odpis kopii deklaracji celnej Havamala.Nie wiem, po co ona Tomaszowi, ale niech ma.Wynika z niej, że Jorgensen zgłosił doodprawy aż trzy sonary.Czy rzeczywiście widział pan aż tyle tych urządzeń na jachcie?- Nie zwróciłem uwagi.- Dalej mamy wykaz pozostałego sprzętu, w tym butli do nurkowania.W sumiegranicę przekroczyło dwanaście butli z mieszanką tlenową.Odebrałem kartkę, zerknąłem na nią pobieżnie i zadowolony schowałem starannie dokieszeni.- Jest pan nieoceniony, dyrektorze - pochwaliłem go.- Jeszcze pan nie wie, do czego byłem zdolny, gdy byłem dyrektorem - westchnął.-Ale o wszystkim przeczytacie w mojej książce.- Z pewnością będzie to bestseller - powiedziałem.- Dam panu autorski egzemplarz z autografem.- Aha, jeszcze jedno - zmieniłem temat.- Niech mi pan powie, kto wpadł na pomysłrozpoczęcia operacji Skarby wikingów od penetracji Zalewu Wiślanego? Przecież wzałożeniu miała być to operacja wybitnie morska.W ostatniej chwili zmieniono plany i szefuważa, że to pańska sprawka.- Moja sprawka? - otworzył szeroko oczy ze zdziwienia.- O czym pan mówi? Topomysł Jorgensena.Ależ tak! Na pewno jego! Ja tylko nie protestowałem.No wie pan, jakośtak samo wyszło, że dobrze by było popłynąć i zrobić dla telewizji show na tle katedry.Samjuż nie wiem, skąd się wziął ten Zalew.Otarł spocone czoło i machnął ręką na znak, że nie chce już o tym rozmawiać.Dołączyliśmy do grupy na parterze i statkiem przepłynęliśmy kanał.Rozpogodziło się na dobre i gdańskie ulice zaroiły się od ludzi.Kawiarniane stolikiuginały się od zalewu kolorowo ubranych turystów z całej Europy, sklepiki na pasażu znówprzeżywały czas prosperity.Zosia ze Stefanem zaproponowali lody, więc wolnym krokiemruszyliśmy wzdłuż pasażu.Mijając bramę nad Starym %7łurawiem intuicyjnie odwróciłemgłowę w prawo.W jej prześwicie stał zaparkowany w głębi ulicy biały polonez.Niecałedwadzieścia metrów za rogiem budynku administracyjnego muzeum, naprzeciwko jubilera.To był przecież samochód Pana Incognito!Dyskretnie odłączyłem od grupy.Moim celem było zapolowanie na Pana Incognito.Cofnąłem się za hotel Henza i z największą ostrożnością obszedłem od tyłu budynkiCentralnego Muzeum Morskiego.Teraz widziałem lewy bok poloneza.W środku nie byłonikogo.Minęło piętnaście minut, a Pan Incognito się nie pokazywał.Cofnąłem się bliżejhotelu i usiadłem na krawędzi chodnika tuż przed parkującym nissanem.W takiej pozycjibyłem mniej widoczny i miałem poloneza na oku.Kątem oka widziałem dwóch mężczyzn wychodzących z hotelu, ale nieprzypatrywałem się im dokładnie.Usłyszałem kroki, a następnie trzask zamykanychdrzwiczek samochodowych.Wreszcie spojrzałem w tamtą stronę i ujrzałem plecy magistraRzepki.Rozmawiał z mężczyzną w samochodzie opierając lewą rękę o dach toyoty.Z wrażenia przestałem oddychać.Zasłonięty przez Rzepkę kierowca wyrzucił przez szybę niedopałek, ruszył z miejsca inatychmiast skręcił w boczną uliczkę.A magister Rzepka wolnym krokiem ruszył w stronęmuzeum.Przyssałem się do ziemi tuż za lewym przednim kołem nissana, aby mnie niezauważył i odczekałem, aż znikł za rogiem [ Pobierz całość w formacie PDF ]