[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Cienki strumyczek krwi sączył mu się z171jednego nozdrza, ściekał po brodzie na podłogę.Oczy miał podsiniaczone, twarz obitą.Jedna z dłonibyła rozcięta i kapała z niej krew.Jedna strona szczękiprzedstawiała się groteskowo wskutek zwichnięcia żuchwy.Szczęka była na wpół wybita ze stawu.Ale wszystko to niezbyt wzruszało Callaghana.Byłnieprzytomny.Jeremy stanął przed ogniem i zaczął popijać kawę.Spojrzał na najwyższego z trzech drabów, skupionych wokółCallaghana i patrzących na niego z góry.Jeden z nichpomachiwał kawałkiem trzymanej w ręku gumowej rury,mocno pokrwawionej. Zaczął gadać? spytał Jeremy.Drab odburknął z niechęcią: Ani słówka.Cholera! ani słóweczka.Od momentu,jakżeśmy się za niego wzięli, nie wydał głosu.Prawie całyczas tak się na nas obszczerzał.Już bałem się dalej posunąć.Kazałem im się wstrzymać z robotą, bo jeszcze trochę, abyśmy go całkiem wykończyli.Jeremy skinął głową.Wskazał palcem na szczękęCallaghana. Szczęka wywichnięta powiedział. Lepiej mu jąwbijcie z powrotem.Jeden z mężczyzn wziął Callaghana za tył głowy,podniósł ją, żeby nie dotykała boazerii.Ten wysoki schyliłsię i bacznym okiem wymierzył dystans.Potem zamachnąłsię prawą i grzmotnął w krzywą szczękę Callaghana.Trzasnęło i główka stawu zaskoczyła w panewkę. Na fotel go i dajcie trochę wody powiedziałspokojnie Jeremy. Dajcie mu też od razu kapkę brandy.Niemyślałem, że taki twardy.W głosie jego zabrzmiał niemalże ton podziwu.172Mgła przesłaniająca widzenie zaczęła z wolnaustępować Callaghanowi z oczu.Leżał wyciągnięty w fotelu,z głową na wysokim oparciu, a jego mózg z wysiłkiemwracał do uświadomienia chwili obecnej.Gdy spróbowałotworzyć jedno oko, prawie oślepiło go światło elektryczne iociężale znowu je zamknął.Czuł się obtłuczony na całym ciele jak jeden ogromnysiniec.Prawą dłoń miał rozciętą, a jeden z palców lewej, ten,który wyłamywano, wciąż wysyłał w górę strugi rwącegobólu.Zaczął sobie wszystko przypominać, ale spoczywał bezruchu, z wolna przychodząc do siebie, próbując ogarnąćsytuację, starając się nie zważać na sto bólów rozbiegającychsię po zmaltretowanym ciele.Ktoś przytknął mu do ust szklankę.Poczuł ostry smakbrandy spływającej mu po wyschłym języku w zaschniętegardło.Przełknął i zachłysnął się, lecz alkohol go trochęożywił.Przypomniał mu się Jeremy i rozbite wargi ściągnęłysię, obnażając zęby.Leżał z zamkniętymi oczyma, zastanawiając się, jaki wtej grze będzie następny ruch i co Jeremy teraz wymyśli.Usłyszał jego głos.Zimny i zjadliwy, dobiegał jakbygdzieś z daleka. A więc, Callaghan mówił Jeremy nawet jeśli niewydusiliśmy z ciebie informacji, w każdym razie dostałeśnauczkę, żeby nie kłapać pyskiem na lepszych od siebie.Dał znak wysokiemu. Wez go powiedział i doprowadz trochę doporządku.Jak już będzie wyglądał po ludzku, daj go tu zpowrotem.Chwycili Callaghana pod ręce i pół wyprowadzili, półwynieśli z pokoju.173Jeremy dopił kawę i zaczął cicho kląć.Był ogromnie rozczarowany.Callaghan, już pewniejszy na nogach, stał przedumywalką w toalecie, zanurzając głowę w zimnej wodzie.Wyjmował ją, znów zanurzał.Robił tak z pięć minut i potrochu odzyskiwał jasność umysłu i wraz z niąniewysłowioną nienawiść do Jeremego, do Mayoli i całejreszty.Wziął mydło i zaczął myć ręce.Rozglądając sięstwierdził, że toaleta ma dwoje drzwi.Jedne wychodziły nakorytarz, gdzie tuż za polem widzenia Callaghana łamignatstał oparty o ścianę i palił papierosa; drugie do przyległejłazienki.Callaghan wytarł dłonie w ręcznik, czujnie i zwysiłkiem postąpił w stronę tych drzwi.Zajrzał.Na kratceleżącej w poprzek wanny zobaczył szczotkę kąpielową wmahoniowej oprawie, z rękojeścią długą na trzydzieścicentymetrów.Wśliznął się tam po cichu, podniósł szczotkę,zważył ją w dłoni.Dosyć ciężka! pomyślał.Wsadził szczotkędo prawej tylnej kieszeni w spodniach, tak że rączka sterczałado góry; wrócił do toalety i popluskał trochę, żeby niezwrócić uwagi zbira stojącego na korytarzu.Potem nałożyłmarynarkę i wyszedł.Goryl spojrzał na niego szczerząc zęby. Trochę lepiej powiedział. Ale idę o zakład, że niejesteś już taki kozak jak dawniej, zanim tu przyjechałeś.Nojazda, tędy.Callaghan poszedł za nim z powrotem, przez ukośniebiegnący korytarz, do tego samego pokoju.Jeremy stał ciągleprzed ogniem palącym się na kominku.WskazałCallaghanowi fotel, wręczył mu whisky z wodą sodową.Po174czym kiwnięciem głowy odprawił draba, który wyszedłzamykając za sobą drzwi. Wyglądałoby na to rzekł Jeremy że trzeba z tobąpogadać o interesie, Callaghan.Ale przynajmniej jednegojestem pewien: że gdybyś wiedział, gdzie znajduje siętestament, to byś wyśpiewał.Callaghan wyszczerzył zęby.W tym uśmiechuzabolały go rozcięte wargi. Może tak powiedział a może nie. Chcę mieć ten testament rzekł Jeremy to ciotwarcie mówię.Uczciwie czy nieuczciwie, będę go miał. Jest tylko jeden sposób, żebyś go dostał, Meraulton odparł Callaghan mianowicie jak mi wypłacisz tę gotówkę,o którą cię proszę.Jeremy zapalił papierosa. Zaczynam wierzyć, że masz rację powiedział.Chyba się już zorientowałeś, że nie wyszłoby ci na dobre,gdybyś chciał prowadzić ze mną podwójną grę.Mógłby ci sięzdarzyć o wiele gorszy masaż niż ten dzisiejszy.Włożył rękę do wewnętrznej kieszeni marynarki iwyjął portfel.Wręczył Callaghanowi plik banknotów. Masz tu dwieście pięćdziesiąt funtów, Callaghan powiedział. Kiedy mi przyniesiesz testament AugustaMeraultona, ten, który miał w zegarku w nocy, kiedy gozamordowano a pamiętaj, że ja doskonale znam jego podpis dam ci drugie dwieście pięćdziesiąt.Obawiam się, że cięprzepłacam ciągnął ale jak słusznie zauważyłeś, muszęzaryzykować.Daję ci czas do jutra, do dziesiątej wieczór.Zdobędziesz testament i przywieziesz go tutaj [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Cienki strumyczek krwi sączył mu się z171jednego nozdrza, ściekał po brodzie na podłogę.Oczy miał podsiniaczone, twarz obitą.Jedna z dłonibyła rozcięta i kapała z niej krew.Jedna strona szczękiprzedstawiała się groteskowo wskutek zwichnięcia żuchwy.Szczęka była na wpół wybita ze stawu.Ale wszystko to niezbyt wzruszało Callaghana.Byłnieprzytomny.Jeremy stanął przed ogniem i zaczął popijać kawę.Spojrzał na najwyższego z trzech drabów, skupionych wokółCallaghana i patrzących na niego z góry.Jeden z nichpomachiwał kawałkiem trzymanej w ręku gumowej rury,mocno pokrwawionej. Zaczął gadać? spytał Jeremy.Drab odburknął z niechęcią: Ani słówka.Cholera! ani słóweczka.Od momentu,jakżeśmy się za niego wzięli, nie wydał głosu.Prawie całyczas tak się na nas obszczerzał.Już bałem się dalej posunąć.Kazałem im się wstrzymać z robotą, bo jeszcze trochę, abyśmy go całkiem wykończyli.Jeremy skinął głową.Wskazał palcem na szczękęCallaghana. Szczęka wywichnięta powiedział. Lepiej mu jąwbijcie z powrotem.Jeden z mężczyzn wziął Callaghana za tył głowy,podniósł ją, żeby nie dotykała boazerii.Ten wysoki schyliłsię i bacznym okiem wymierzył dystans.Potem zamachnąłsię prawą i grzmotnął w krzywą szczękę Callaghana.Trzasnęło i główka stawu zaskoczyła w panewkę. Na fotel go i dajcie trochę wody powiedziałspokojnie Jeremy. Dajcie mu też od razu kapkę brandy.Niemyślałem, że taki twardy.W głosie jego zabrzmiał niemalże ton podziwu.172Mgła przesłaniająca widzenie zaczęła z wolnaustępować Callaghanowi z oczu.Leżał wyciągnięty w fotelu,z głową na wysokim oparciu, a jego mózg z wysiłkiemwracał do uświadomienia chwili obecnej.Gdy spróbowałotworzyć jedno oko, prawie oślepiło go światło elektryczne iociężale znowu je zamknął.Czuł się obtłuczony na całym ciele jak jeden ogromnysiniec.Prawą dłoń miał rozciętą, a jeden z palców lewej, ten,który wyłamywano, wciąż wysyłał w górę strugi rwącegobólu.Zaczął sobie wszystko przypominać, ale spoczywał bezruchu, z wolna przychodząc do siebie, próbując ogarnąćsytuację, starając się nie zważać na sto bólów rozbiegającychsię po zmaltretowanym ciele.Ktoś przytknął mu do ust szklankę.Poczuł ostry smakbrandy spływającej mu po wyschłym języku w zaschniętegardło.Przełknął i zachłysnął się, lecz alkohol go trochęożywił.Przypomniał mu się Jeremy i rozbite wargi ściągnęłysię, obnażając zęby.Leżał z zamkniętymi oczyma, zastanawiając się, jaki wtej grze będzie następny ruch i co Jeremy teraz wymyśli.Usłyszał jego głos.Zimny i zjadliwy, dobiegał jakbygdzieś z daleka. A więc, Callaghan mówił Jeremy nawet jeśli niewydusiliśmy z ciebie informacji, w każdym razie dostałeśnauczkę, żeby nie kłapać pyskiem na lepszych od siebie.Dał znak wysokiemu. Wez go powiedział i doprowadz trochę doporządku.Jak już będzie wyglądał po ludzku, daj go tu zpowrotem.Chwycili Callaghana pod ręce i pół wyprowadzili, półwynieśli z pokoju.173Jeremy dopił kawę i zaczął cicho kląć.Był ogromnie rozczarowany.Callaghan, już pewniejszy na nogach, stał przedumywalką w toalecie, zanurzając głowę w zimnej wodzie.Wyjmował ją, znów zanurzał.Robił tak z pięć minut i potrochu odzyskiwał jasność umysłu i wraz z niąniewysłowioną nienawiść do Jeremego, do Mayoli i całejreszty.Wziął mydło i zaczął myć ręce.Rozglądając sięstwierdził, że toaleta ma dwoje drzwi.Jedne wychodziły nakorytarz, gdzie tuż za polem widzenia Callaghana łamignatstał oparty o ścianę i palił papierosa; drugie do przyległejłazienki.Callaghan wytarł dłonie w ręcznik, czujnie i zwysiłkiem postąpił w stronę tych drzwi.Zajrzał.Na kratceleżącej w poprzek wanny zobaczył szczotkę kąpielową wmahoniowej oprawie, z rękojeścią długą na trzydzieścicentymetrów.Wśliznął się tam po cichu, podniósł szczotkę,zważył ją w dłoni.Dosyć ciężka! pomyślał.Wsadził szczotkędo prawej tylnej kieszeni w spodniach, tak że rączka sterczałado góry; wrócił do toalety i popluskał trochę, żeby niezwrócić uwagi zbira stojącego na korytarzu.Potem nałożyłmarynarkę i wyszedł.Goryl spojrzał na niego szczerząc zęby. Trochę lepiej powiedział. Ale idę o zakład, że niejesteś już taki kozak jak dawniej, zanim tu przyjechałeś.Nojazda, tędy.Callaghan poszedł za nim z powrotem, przez ukośniebiegnący korytarz, do tego samego pokoju.Jeremy stał ciągleprzed ogniem palącym się na kominku.WskazałCallaghanowi fotel, wręczył mu whisky z wodą sodową.Po174czym kiwnięciem głowy odprawił draba, który wyszedłzamykając za sobą drzwi. Wyglądałoby na to rzekł Jeremy że trzeba z tobąpogadać o interesie, Callaghan.Ale przynajmniej jednegojestem pewien: że gdybyś wiedział, gdzie znajduje siętestament, to byś wyśpiewał.Callaghan wyszczerzył zęby.W tym uśmiechuzabolały go rozcięte wargi. Może tak powiedział a może nie. Chcę mieć ten testament rzekł Jeremy to ciotwarcie mówię.Uczciwie czy nieuczciwie, będę go miał. Jest tylko jeden sposób, żebyś go dostał, Meraulton odparł Callaghan mianowicie jak mi wypłacisz tę gotówkę,o którą cię proszę.Jeremy zapalił papierosa. Zaczynam wierzyć, że masz rację powiedział.Chyba się już zorientowałeś, że nie wyszłoby ci na dobre,gdybyś chciał prowadzić ze mną podwójną grę.Mógłby ci sięzdarzyć o wiele gorszy masaż niż ten dzisiejszy.Włożył rękę do wewnętrznej kieszeni marynarki iwyjął portfel.Wręczył Callaghanowi plik banknotów. Masz tu dwieście pięćdziesiąt funtów, Callaghan powiedział. Kiedy mi przyniesiesz testament AugustaMeraultona, ten, który miał w zegarku w nocy, kiedy gozamordowano a pamiętaj, że ja doskonale znam jego podpis dam ci drugie dwieście pięćdziesiąt.Obawiam się, że cięprzepłacam ciągnął ale jak słusznie zauważyłeś, muszęzaryzykować.Daję ci czas do jutra, do dziesiątej wieczór.Zdobędziesz testament i przywieziesz go tutaj [ Pobierz całość w formacie PDF ]