[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jednak nagle między nimi pojawiła sięsmukła postać w sukni z jeleniej skóry.Sarah wzięła pergamin od Tashgui,rozwinęła go i pokazała ojcu.Ramsey niepewnie spojrzał na córkę, od-kaszlnął i zaczął głośno czytać królewski dokument.Po każdym zdaniuSarah opuszczała pergamin i tłumaczyła gromadzie zgromadzonych Iroke-zów, teraz liczącej ponad trzydzieści osób.Wodzowie słuchali w skupieniu,niektórzy wpatrywali się przy tym w drzewo.364Gdy Ramsey skończył i wyczekująco podniósł głowę, ujrzał przed sobąAowcę Kruków, podającego mu jedną z jego peruk nadzianą na laskę zniedzwiedzim łbem.- Teraz stań się tym i przeczytaj to jeszcze raz.- Bzdura - rzucił Ramsey takim tonem, jakim zwracał się do swychsług.Aowca Kruków odwrócił się i wskazał na inne peruki ułożone rządkiemna kłodzie.- Przemówisz jako każdy z tych ludzi, za których się podajesz.Ramsey zacisnął zęby, zerknął na Arnolda i wziął perukę.Kiedy skoń-czył, wódz w lisiej skórze wstał i przemówił do niego:- Co zamierzasz zrobić z tą ziemią, jeśli da ci ją twój pan? - zapytał znamysłem.- Podporządkuję ją ludziom - odparł Ramsey.- Zbuduję wielkie mia-sta.Zmienię skały w broń, drzewa w domy, strumień w młyn, który wyżywipięciuset ludzi.Co wy zrobiliście z tą ziemią? - zapytał, wskazując na poro-śnięte lasem wzgórza.- W waszych rękach to pustkowie.Czy dokonaliścietu czegoś przez te wszystkie wieki?Aowca Kruków przetłumaczył, po czym obszedł Sarah i Ramseya, gdyjego ojciec obserwował to z głębokim zaciekawieniem.- Mówisz, że twój sposób życia nakazuje ci robić różne rzeczy, ko-rzystając z ziemi - mówił dalej syn Tashgui.- Czy to jest zródłem twojejmagii?Przez moment Ramsey wyglądał na zaintrygowanego.- Tak.Przeznaczeniem ludzi jest używać narzędzi, które im dano.- A kiedy już nie będzie ziemi, w twoim świecie pozostaną tylko rzeczy.Czy one będą żywe?- Nie.Dzięki nim będzie więcej ludzi, silnych ludzi.- Zatem traktujesz ziemię jak martwą rzecz.Zabierzesz jej siłę.Jednakbez ziemi, bez niedzwiedzia, wydry, sowy i jelenia, jakie duchy będą żyły wludziach? Te duchy nigdy nie będą silniejsze, niż są dzisiaj.Duncan powoli się cofnął.Woolford wyłonił się spomiędzy skał.- Dwie łodzie towarowe Ramseya są puste - powiedział mu zwiadowca,gdy Duncan do niego podszedł.- Ludzie Pike a przenieśli ich zawartośćtutaj.Poszukam po drugiej stronie - dodał Woolford i pobiegł.Duncan natychmiast ruszył za drzewo, starając się nie zwracać na siebieuwagi.Liczne ślady butów przy podstawie pnia wskazywały, że ludzie Pike'a365wielokrotnie przechodzili tam i z powrotem.Nagle padł na niego jakiś cień.Krępy sierżant Pike'a, ten, który niedawno stał z kajdanami nad Dunca-nem, gapił się na niego z gniewnym błyskiem w oku, otwierając i zaciskającpięści, jakby chciał się na niego rzucić.Duncan przesunął się na bok, a po-tem nagłym zwodem go ominął, wychodząc na otwartą przestrzeń oboksiedzących tam Irokezów.Teraz przemawiał Arnold, trzymając w dłoni zwinięty rulon pergaminu,mówiąc ze swadą, jakby wygłaszał wielokrotnie przećwiczone kazanie.Kie-dy skończył, wepchnął dokument do rękawa płaszcza, położył go na kło-dzie, na której siedział, po czym podszedł do żołnierzy, a ci, jakby na umó-wiony sygnał, podnieśli się z pnia i rozstąpili na boki, ściągając koc, któryzakrywał dwie drewniane baryłki.Sierżant podszedł do nich, postawił jed-ną baryłkę na płaskim głazie i kamieniem zaczął podważać zalany woskiemwiklinowy pierścień przytrzymujący wieczko.Arnold zaczął wyjmowaćróżne przedmioty, odwijając je ze skórzanych zawiniątek i podając India-nom.Grzebienie.Krzesiwa.Kubki z rogu.Cynowe łyżki.Wśród zebranych Irokezów rozległ się szmer ekscytacji.Aowca Krukówspoglądał na to z niesmakiem.Tashgua pozostał niewzruszony.Sierżantpodniósł drugą beczułkę, postawił ją na dwóch kłodach i wyjął szpunt.Zotworu zaczęła się sączyć gęsta maz.Miód.Arnold gestem przywołał Indian, po czym poprowadził ich do drzewa iw ciemny otwór dziupli.Duncan z gwałtownie rosnącym niepokojem podą-żył za nimi.%7łołnierze zmienili dziuplę w magazyn.Około czterdziestu be-czek ustawiono w wysoki na pięć rzędów stos.Wszystkie miały wypalonąliterę R - były to te same beczki, które Duncan widział w piwnicy Ramseya.Gdy Arnold zaczął mówić o tym, że są to dary, jakie należy rozdzielić po-między poszczególne plemiona, Duncan obserwował żołnierzy, którzydwieście stóp dalej rozpalili ognisko i napełniali Irokezom cynowe kubki.Pozostał w środku, gdy wodzowie wyszli się napić gorącej herbaty za-parzonej przez żołnierzy.W świetle wpadającym przez dziury i szpary upodstawy pnia pospiesznie szukał ukrytej broni.Nie było żadnej, tylkobeczki z darami dla Irokezów, mające być dowodem siły chroniącego Ram-seya ducha.Duncan wyszedł z mrocznego wnętrza i ponownie obszedł po-tężny pień, niczego nie znajdując.Na pniu przed nim leżał płaszcz i kape-lusz Arnolda.Obok znajdował się wydrążony pień, którego poprzedniegodnia Tashgua i jego syn używali jako bębna.Arnold był przy ognisku, razem366z Ramseyem, nalewając herbatę z dzbana.Tashgua siedział dziesięć stópdalej, z zamkniętymi oczami, szepcząc coś śpiewnie.Jednym szybkim ru-chem Duncan wyjął dokument z rękawa płaszcza Arnolda i wsunął w wy-drążony pień.Oburącz podniósł bęben i niespiesznie zaniósł do dziupli,gdzie przyklęknął na środku, w kręgu światła wpadającego przez otwór.Podniósł głowę i zobaczył spoglądającego na niego Arnolda.Skinął du-chownemu głową i powoli przesunął dłonią po pniu.Arnold spojrzał naniego z urazą i zrobił krok w jego kierunku, lecz powstrzymała go Sarah,która wzięła go pod rękę i poprowadziła w przeciwną stronę.Z powrotemdo ogniska.Nagle Duncan zobaczył Woolforda, który rozpryskując wodę, prze-kroczył strumień i pędem ruszył w kierunku obozu.Pełen złych przeczućDuncan patrzył, jak zwiadowca znika za skałami.Nie odważył się iść zanim, zostawiając Ramseya z Indianami [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Jednak nagle między nimi pojawiła sięsmukła postać w sukni z jeleniej skóry.Sarah wzięła pergamin od Tashgui,rozwinęła go i pokazała ojcu.Ramsey niepewnie spojrzał na córkę, od-kaszlnął i zaczął głośno czytać królewski dokument.Po każdym zdaniuSarah opuszczała pergamin i tłumaczyła gromadzie zgromadzonych Iroke-zów, teraz liczącej ponad trzydzieści osób.Wodzowie słuchali w skupieniu,niektórzy wpatrywali się przy tym w drzewo.364Gdy Ramsey skończył i wyczekująco podniósł głowę, ujrzał przed sobąAowcę Kruków, podającego mu jedną z jego peruk nadzianą na laskę zniedzwiedzim łbem.- Teraz stań się tym i przeczytaj to jeszcze raz.- Bzdura - rzucił Ramsey takim tonem, jakim zwracał się do swychsług.Aowca Kruków odwrócił się i wskazał na inne peruki ułożone rządkiemna kłodzie.- Przemówisz jako każdy z tych ludzi, za których się podajesz.Ramsey zacisnął zęby, zerknął na Arnolda i wziął perukę.Kiedy skoń-czył, wódz w lisiej skórze wstał i przemówił do niego:- Co zamierzasz zrobić z tą ziemią, jeśli da ci ją twój pan? - zapytał znamysłem.- Podporządkuję ją ludziom - odparł Ramsey.- Zbuduję wielkie mia-sta.Zmienię skały w broń, drzewa w domy, strumień w młyn, który wyżywipięciuset ludzi.Co wy zrobiliście z tą ziemią? - zapytał, wskazując na poro-śnięte lasem wzgórza.- W waszych rękach to pustkowie.Czy dokonaliścietu czegoś przez te wszystkie wieki?Aowca Kruków przetłumaczył, po czym obszedł Sarah i Ramseya, gdyjego ojciec obserwował to z głębokim zaciekawieniem.- Mówisz, że twój sposób życia nakazuje ci robić różne rzeczy, ko-rzystając z ziemi - mówił dalej syn Tashgui.- Czy to jest zródłem twojejmagii?Przez moment Ramsey wyglądał na zaintrygowanego.- Tak.Przeznaczeniem ludzi jest używać narzędzi, które im dano.- A kiedy już nie będzie ziemi, w twoim świecie pozostaną tylko rzeczy.Czy one będą żywe?- Nie.Dzięki nim będzie więcej ludzi, silnych ludzi.- Zatem traktujesz ziemię jak martwą rzecz.Zabierzesz jej siłę.Jednakbez ziemi, bez niedzwiedzia, wydry, sowy i jelenia, jakie duchy będą żyły wludziach? Te duchy nigdy nie będą silniejsze, niż są dzisiaj.Duncan powoli się cofnął.Woolford wyłonił się spomiędzy skał.- Dwie łodzie towarowe Ramseya są puste - powiedział mu zwiadowca,gdy Duncan do niego podszedł.- Ludzie Pike a przenieśli ich zawartośćtutaj.Poszukam po drugiej stronie - dodał Woolford i pobiegł.Duncan natychmiast ruszył za drzewo, starając się nie zwracać na siebieuwagi.Liczne ślady butów przy podstawie pnia wskazywały, że ludzie Pike'a365wielokrotnie przechodzili tam i z powrotem.Nagle padł na niego jakiś cień.Krępy sierżant Pike'a, ten, który niedawno stał z kajdanami nad Dunca-nem, gapił się na niego z gniewnym błyskiem w oku, otwierając i zaciskającpięści, jakby chciał się na niego rzucić.Duncan przesunął się na bok, a po-tem nagłym zwodem go ominął, wychodząc na otwartą przestrzeń oboksiedzących tam Irokezów.Teraz przemawiał Arnold, trzymając w dłoni zwinięty rulon pergaminu,mówiąc ze swadą, jakby wygłaszał wielokrotnie przećwiczone kazanie.Kie-dy skończył, wepchnął dokument do rękawa płaszcza, położył go na kło-dzie, na której siedział, po czym podszedł do żołnierzy, a ci, jakby na umó-wiony sygnał, podnieśli się z pnia i rozstąpili na boki, ściągając koc, któryzakrywał dwie drewniane baryłki.Sierżant podszedł do nich, postawił jed-ną baryłkę na płaskim głazie i kamieniem zaczął podważać zalany woskiemwiklinowy pierścień przytrzymujący wieczko.Arnold zaczął wyjmowaćróżne przedmioty, odwijając je ze skórzanych zawiniątek i podając India-nom.Grzebienie.Krzesiwa.Kubki z rogu.Cynowe łyżki.Wśród zebranych Irokezów rozległ się szmer ekscytacji.Aowca Krukówspoglądał na to z niesmakiem.Tashgua pozostał niewzruszony.Sierżantpodniósł drugą beczułkę, postawił ją na dwóch kłodach i wyjął szpunt.Zotworu zaczęła się sączyć gęsta maz.Miód.Arnold gestem przywołał Indian, po czym poprowadził ich do drzewa iw ciemny otwór dziupli.Duncan z gwałtownie rosnącym niepokojem podą-żył za nimi.%7łołnierze zmienili dziuplę w magazyn.Około czterdziestu be-czek ustawiono w wysoki na pięć rzędów stos.Wszystkie miały wypalonąliterę R - były to te same beczki, które Duncan widział w piwnicy Ramseya.Gdy Arnold zaczął mówić o tym, że są to dary, jakie należy rozdzielić po-między poszczególne plemiona, Duncan obserwował żołnierzy, którzydwieście stóp dalej rozpalili ognisko i napełniali Irokezom cynowe kubki.Pozostał w środku, gdy wodzowie wyszli się napić gorącej herbaty za-parzonej przez żołnierzy.W świetle wpadającym przez dziury i szpary upodstawy pnia pospiesznie szukał ukrytej broni.Nie było żadnej, tylkobeczki z darami dla Irokezów, mające być dowodem siły chroniącego Ram-seya ducha.Duncan wyszedł z mrocznego wnętrza i ponownie obszedł po-tężny pień, niczego nie znajdując.Na pniu przed nim leżał płaszcz i kape-lusz Arnolda.Obok znajdował się wydrążony pień, którego poprzedniegodnia Tashgua i jego syn używali jako bębna.Arnold był przy ognisku, razem366z Ramseyem, nalewając herbatę z dzbana.Tashgua siedział dziesięć stópdalej, z zamkniętymi oczami, szepcząc coś śpiewnie.Jednym szybkim ru-chem Duncan wyjął dokument z rękawa płaszcza Arnolda i wsunął w wy-drążony pień.Oburącz podniósł bęben i niespiesznie zaniósł do dziupli,gdzie przyklęknął na środku, w kręgu światła wpadającego przez otwór.Podniósł głowę i zobaczył spoglądającego na niego Arnolda.Skinął du-chownemu głową i powoli przesunął dłonią po pniu.Arnold spojrzał naniego z urazą i zrobił krok w jego kierunku, lecz powstrzymała go Sarah,która wzięła go pod rękę i poprowadziła w przeciwną stronę.Z powrotemdo ogniska.Nagle Duncan zobaczył Woolforda, który rozpryskując wodę, prze-kroczył strumień i pędem ruszył w kierunku obozu.Pełen złych przeczućDuncan patrzył, jak zwiadowca znika za skałami.Nie odważył się iść zanim, zostawiając Ramseya z Indianami [ Pobierz całość w formacie PDF ]