[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Najpierw całe miesiące nie daję znaku życia, a potem ni stąd, nizowąd pukam do drzwi i oczekuję, że mnie wpuści.Mimo że obiecałam217sobie nie podsłuchiwać jej myśli, chcąc nie chcąc, słyszę, co krąży w jejgłowie.Chociaż właściwie nie muszę się specjalnie wysilać, żeby tousłyszeć - jej energia buzuje dokoła, iskrząc się wściekle.A jednak otwiera szeroko drzwi, gestem zaprasza mnie do środka iidzie za mną do salonu.Ja siadam na jednym z solidnych, miękkich fote-li, a Sabine i Munoz na stojącej naprzeciwko kanapie.- Czego się napijesz? - pyta oschle i z powrotem wstaje.Nie dokońca radzi sobie ze swoją nagromadzoną energią, nie jest też pewna,jak zachować się w obliczu mojego nieoczekiwanego powrotu.Wchodziwięc w rolę, którą dobrze zna: rolę pani domu.- Poproszę wody.Sabine ściąga brwi.Przyzwyczaiła się, że pijam wyłącznie eliksir.Nie wie, że od zażycia ostatniej porcji minęło już pół roku.- Wystarczy woda.Dzięki - dodaję.Cofam się w fotelu i krzyżujęnogi w kostkach.Sabine znika w kuchni, a Munoz sadowi się wygodniej na kanapie,opierając ramiona o poduszki.Widać, że jest w pełni zrelaksowany iczuje się u siebie.- Nie spodziewaliśmy się twojej wizyty.- W jego głosie wyczuwamostrożność.Jest trochę niepewny, co oznacza moja obecność i co sprawi-ło, że do nich przyszłam.Rozglądam się po pokoju.Z ulgą stwierdzam, że wygląda tak jakzawsze, pomimo że tyle innych rzeczy się zmieniło.Potem zerkam naswoje obdarte ubranie i pospiesznie unaoczniam na sobie nowy, czystystrój.- Ever - szepcze Munoz, żeby nie usłyszała go Sabine.- To chybanie jest najlepszy pomysł.Spuszczam wzrok na swoją nową niebieską sukienkę i beżowe skó-rzane sandały.Wzruszam ramionami.- Proszę pana - mówię, bębniąc palcami o podłokietnik - być możebędę potrzebowała pańskiej pomocy.Proszę mi zaufać.Nie przyszłam218tu po to, żeby się kłócić czy jeszcze pogarszać sytuację.Chcę po prostuwyjaśnić parę spraw, zanim będzie za pózno.Munoz spogląda na mnie zaniepokojony i już ma domagać się wyja-śnień, gdy do pokoju wraca Sabine.Wręcza mi szklankę wody i siada ujego boku.Krzyżuję i rozkrzyżowuję nogi, wygładzam dłonią pofałdowany dółsięgającej mi do kolan sukienki.Wszystkie te mało subtelne gesty mająjeden cel: zwrócić uwagę Sabine, że mam na sobie inny strój niż zaled-wie chwilę wcześniej.Chcę ją sprowokować, żeby powiedziała coś naten temat, może zapytała, jak to się stało.Niestety, nadal ciężko przebićsię przez jej mur zaprzeczenia.Ciężko, ale warto spróbować.Nie mogę myśleć, że to niemożliwe.Przecież właśnie po to tu przy-szłam - żeby ją przekonać.Stawiam więc wszystko na jedną kartę.- Tęskniłam za tobą - mówię, patrząc jej w oczy.Ona wierci się niespokojnie, przytakuje i przysuwa bliżej Munoza,który obejmuje ją, po czym delikatnie i krzepiąco ściska za ramię.Nie-stety, jedyna odpowiedz, na jaką zdobywa się Sabine, brzmi:- To jak, powiesz, gdzie się podziewałaś?Zaskoczona jej reakcją, zaciskam usta.Dochodzę do wniosku, żepewnie zbyt wiele kosztowałoby ją przyznanie, że ona także za mnątęskniła.Ale nie szkodzi.Ja to w i e m , nawet jeśli ona nie chce tegoprzyznać.Zdradza to jej aura - nadal wściekle czerwona, ale gdzienieg-dzie przebłyskująca na różowo.Tylko ludzie kłamią.Aury zawsze mówią prawdę.- Byłam w Summerlandzie.- Patrzę to na Sabine, to na Munoza.- W Santa Barbara? - Ciotka przygląda mi się podejrzliwie.- Nie, nie mam na myśli tej plaży w Santa Barbara - wyjaśniam po-spiesznie.- Chodzi mi o prawdziwy Summerland.Magiczny wymiar,który istnieje pomiędzy naszym światem a zaświatami.219Munoz napina się czujnie.Jest przygotowany na najgorsze.Sabine robi kwaśną minę i mruży oczy.- Nie rozumiem - rzuca.Przesuwam się na sam brzeg fotela.- Wiem.To oczywiste, że nie rozumiesz.Przecież nigdy w życiu otym miejscu nie słyszałaś.Ja zareagowałam podobnie.Bardzo długo poprostu nie przyjmowałam tego do wiadomości.Zapierałam się rękami inogami.Domyślam się, że dla ciebie to jeszcze trudniejsze, bo nie lu-bisz, gdy narusza się twoją skorupę bezpieczeństwa.Niechętnie wierzyszw rzeczy, których nie zobaczysz na własne oczy.Ale pomimo oporu,jaki napotykam, postanowiłam cię wtajemniczyć, bo nie mam już siłyprowadzić z tobą tej gry.Nie mam siły dłużej cię okłamywać i ukrywaćprzed tobą mojego życia.I, co najważniejsze, nie mam już siły za wszel-ką cenę odgrywać kogoś innego, niż jestem, tylko po to, żebyś mogławierzyć w to, w co wierzyć ci najwygodniej.- Na chwilę przerywam, bydać jej możliwość odpowiedzi.Ona jednak siedzi z twarzą nieruchomąniczym kamień.- Przez pierwsze dwa tygodnie byłam u Damena.Wiem,że ci o tym powiedział.Pewnie nawet nie podejrzewasz, że obiecałamsobie już do ciebie nie wrócić.Po skończeniu szkoły zamierzałam wy-prowadzić się gdzieś bardzo daleko.Nigdy byśmy się już nie zobaczyły.Nie chodziło o to, że czułam się urażona albo że chciałam cię ukarać.Wbrew temu, co pewnie sądzisz, naprawdę nie miałam ci nic za złe.Postanowiłam odejść na zawsze, ponieważ byłam przekonana, że to uła-twi nam obydwu życie.Ale teraz sytuacja zmieniła się diametralnie.aprzynajmniej na to się zanosi.- Z trudem przełykam ślinę.Zerkam naMunoza, który kiwa zachęcająco głową.- Ale zanim ta wielka zmiananastąpi, chciałabym wyjaśnić sobie z tobą kilka spraw.Zamierzam pod-jąć ostatnią próbę przekonania cię, żebyś uwierzyła.- Uwierzyła w co? - pyta, lecz jej wojowniczo uniesiona brew i har-dy ton zdradzają, że doskonale wie, o czym mówię.220- Chciałabym, żebyś uwierzyła, że nie jestem jakąś żałosną, zabie-gającą o uwagę wszystkich nastolatką, tak zdruzgotaną rodzinną trage-dią, że wymyśliła sobie magiczne moce.Nie jestem żyjącą z oszustwailuzjonistką.Musisz w to uwierzyć, ponieważ to prawda.Mam paranor-malne moce.Słyszę myśli innych.Wystarczy, że kogoś dotknę, a stajemi przed oczyma cała jego przeszłość.Widzę aurę i potrafię porozumie-wać się z duchami ludzi, którzy nie spieszą się z przejściem na drugąstronę.W dodatku jestem nieśmiertelna.Milknę, żeby Sabine miała czas poukładać sobie wszystko, co wła-śnie usłyszała.Kiedy jej aura zaczyna jarzyć się intensywnie, wiem, żemoje słowa do niej dotarły.Jestem nieco zdziwiona, że z jej nosa i uszunie bucha dym.- Pamiętasz ten czerwony napój, który często piję? - Przechylamgłowę i przyglądam jej się uważnie.- To właśnie jest eliksir nieśmiertel-ności.Całe stulecia ludzie usiłowali go stworzyć.Damen poznał jegoskład sześćset lat temu.- Ever, jeżeli sądzisz.- Sabine kręci głową.Jest tak wściekła, żenie potrafi wyartykułować zdania.Kończy je jednak w głowie; tym ra-zem zaglądam do jej myśli.Pomoże mi to udowodnić, że mówię prawdę.Patrzę prosto na nią.- Nie, nie sądzę, że zamierzasz choćby na sekundę uwierzyć w taknonsensowne, naciągane bajki.- Cedzę pomyślane przez Sabine słowa.Ona ze zdumienia otwiera coraz szerzej oczy, ale szybko otrząsa się zszoku.Tłumaczy sobie, że jej myśli były łatwe do przewidzenia.Może ibyły, ale na tym nie koniec.- Jeżeli nadal nie jesteś przekonana, to spróbuję czegoś innego.Udowodnię ci, że nie jestem jakąś porąbaną szarlatanką, ale ostrzegam,że pójdę na całość i zademonstruję ci absolutnie wszystko, co potrafię [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Najpierw całe miesiące nie daję znaku życia, a potem ni stąd, nizowąd pukam do drzwi i oczekuję, że mnie wpuści.Mimo że obiecałam217sobie nie podsłuchiwać jej myśli, chcąc nie chcąc, słyszę, co krąży w jejgłowie.Chociaż właściwie nie muszę się specjalnie wysilać, żeby tousłyszeć - jej energia buzuje dokoła, iskrząc się wściekle.A jednak otwiera szeroko drzwi, gestem zaprasza mnie do środka iidzie za mną do salonu.Ja siadam na jednym z solidnych, miękkich fote-li, a Sabine i Munoz na stojącej naprzeciwko kanapie.- Czego się napijesz? - pyta oschle i z powrotem wstaje.Nie dokońca radzi sobie ze swoją nagromadzoną energią, nie jest też pewna,jak zachować się w obliczu mojego nieoczekiwanego powrotu.Wchodziwięc w rolę, którą dobrze zna: rolę pani domu.- Poproszę wody.Sabine ściąga brwi.Przyzwyczaiła się, że pijam wyłącznie eliksir.Nie wie, że od zażycia ostatniej porcji minęło już pół roku.- Wystarczy woda.Dzięki - dodaję.Cofam się w fotelu i krzyżujęnogi w kostkach.Sabine znika w kuchni, a Munoz sadowi się wygodniej na kanapie,opierając ramiona o poduszki.Widać, że jest w pełni zrelaksowany iczuje się u siebie.- Nie spodziewaliśmy się twojej wizyty.- W jego głosie wyczuwamostrożność.Jest trochę niepewny, co oznacza moja obecność i co sprawi-ło, że do nich przyszłam.Rozglądam się po pokoju.Z ulgą stwierdzam, że wygląda tak jakzawsze, pomimo że tyle innych rzeczy się zmieniło.Potem zerkam naswoje obdarte ubranie i pospiesznie unaoczniam na sobie nowy, czystystrój.- Ever - szepcze Munoz, żeby nie usłyszała go Sabine.- To chybanie jest najlepszy pomysł.Spuszczam wzrok na swoją nową niebieską sukienkę i beżowe skó-rzane sandały.Wzruszam ramionami.- Proszę pana - mówię, bębniąc palcami o podłokietnik - być możebędę potrzebowała pańskiej pomocy.Proszę mi zaufać.Nie przyszłam218tu po to, żeby się kłócić czy jeszcze pogarszać sytuację.Chcę po prostuwyjaśnić parę spraw, zanim będzie za pózno.Munoz spogląda na mnie zaniepokojony i już ma domagać się wyja-śnień, gdy do pokoju wraca Sabine.Wręcza mi szklankę wody i siada ujego boku.Krzyżuję i rozkrzyżowuję nogi, wygładzam dłonią pofałdowany dółsięgającej mi do kolan sukienki.Wszystkie te mało subtelne gesty mająjeden cel: zwrócić uwagę Sabine, że mam na sobie inny strój niż zaled-wie chwilę wcześniej.Chcę ją sprowokować, żeby powiedziała coś naten temat, może zapytała, jak to się stało.Niestety, nadal ciężko przebićsię przez jej mur zaprzeczenia.Ciężko, ale warto spróbować.Nie mogę myśleć, że to niemożliwe.Przecież właśnie po to tu przy-szłam - żeby ją przekonać.Stawiam więc wszystko na jedną kartę.- Tęskniłam za tobą - mówię, patrząc jej w oczy.Ona wierci się niespokojnie, przytakuje i przysuwa bliżej Munoza,który obejmuje ją, po czym delikatnie i krzepiąco ściska za ramię.Nie-stety, jedyna odpowiedz, na jaką zdobywa się Sabine, brzmi:- To jak, powiesz, gdzie się podziewałaś?Zaskoczona jej reakcją, zaciskam usta.Dochodzę do wniosku, żepewnie zbyt wiele kosztowałoby ją przyznanie, że ona także za mnątęskniła.Ale nie szkodzi.Ja to w i e m , nawet jeśli ona nie chce tegoprzyznać.Zdradza to jej aura - nadal wściekle czerwona, ale gdzienieg-dzie przebłyskująca na różowo.Tylko ludzie kłamią.Aury zawsze mówią prawdę.- Byłam w Summerlandzie.- Patrzę to na Sabine, to na Munoza.- W Santa Barbara? - Ciotka przygląda mi się podejrzliwie.- Nie, nie mam na myśli tej plaży w Santa Barbara - wyjaśniam po-spiesznie.- Chodzi mi o prawdziwy Summerland.Magiczny wymiar,który istnieje pomiędzy naszym światem a zaświatami.219Munoz napina się czujnie.Jest przygotowany na najgorsze.Sabine robi kwaśną minę i mruży oczy.- Nie rozumiem - rzuca.Przesuwam się na sam brzeg fotela.- Wiem.To oczywiste, że nie rozumiesz.Przecież nigdy w życiu otym miejscu nie słyszałaś.Ja zareagowałam podobnie.Bardzo długo poprostu nie przyjmowałam tego do wiadomości.Zapierałam się rękami inogami.Domyślam się, że dla ciebie to jeszcze trudniejsze, bo nie lu-bisz, gdy narusza się twoją skorupę bezpieczeństwa.Niechętnie wierzyszw rzeczy, których nie zobaczysz na własne oczy.Ale pomimo oporu,jaki napotykam, postanowiłam cię wtajemniczyć, bo nie mam już siłyprowadzić z tobą tej gry.Nie mam siły dłużej cię okłamywać i ukrywaćprzed tobą mojego życia.I, co najważniejsze, nie mam już siły za wszel-ką cenę odgrywać kogoś innego, niż jestem, tylko po to, żebyś mogławierzyć w to, w co wierzyć ci najwygodniej.- Na chwilę przerywam, bydać jej możliwość odpowiedzi.Ona jednak siedzi z twarzą nieruchomąniczym kamień.- Przez pierwsze dwa tygodnie byłam u Damena.Wiem,że ci o tym powiedział.Pewnie nawet nie podejrzewasz, że obiecałamsobie już do ciebie nie wrócić.Po skończeniu szkoły zamierzałam wy-prowadzić się gdzieś bardzo daleko.Nigdy byśmy się już nie zobaczyły.Nie chodziło o to, że czułam się urażona albo że chciałam cię ukarać.Wbrew temu, co pewnie sądzisz, naprawdę nie miałam ci nic za złe.Postanowiłam odejść na zawsze, ponieważ byłam przekonana, że to uła-twi nam obydwu życie.Ale teraz sytuacja zmieniła się diametralnie.aprzynajmniej na to się zanosi.- Z trudem przełykam ślinę.Zerkam naMunoza, który kiwa zachęcająco głową.- Ale zanim ta wielka zmiananastąpi, chciałabym wyjaśnić sobie z tobą kilka spraw.Zamierzam pod-jąć ostatnią próbę przekonania cię, żebyś uwierzyła.- Uwierzyła w co? - pyta, lecz jej wojowniczo uniesiona brew i har-dy ton zdradzają, że doskonale wie, o czym mówię.220- Chciałabym, żebyś uwierzyła, że nie jestem jakąś żałosną, zabie-gającą o uwagę wszystkich nastolatką, tak zdruzgotaną rodzinną trage-dią, że wymyśliła sobie magiczne moce.Nie jestem żyjącą z oszustwailuzjonistką.Musisz w to uwierzyć, ponieważ to prawda.Mam paranor-malne moce.Słyszę myśli innych.Wystarczy, że kogoś dotknę, a stajemi przed oczyma cała jego przeszłość.Widzę aurę i potrafię porozumie-wać się z duchami ludzi, którzy nie spieszą się z przejściem na drugąstronę.W dodatku jestem nieśmiertelna.Milknę, żeby Sabine miała czas poukładać sobie wszystko, co wła-śnie usłyszała.Kiedy jej aura zaczyna jarzyć się intensywnie, wiem, żemoje słowa do niej dotarły.Jestem nieco zdziwiona, że z jej nosa i uszunie bucha dym.- Pamiętasz ten czerwony napój, który często piję? - Przechylamgłowę i przyglądam jej się uważnie.- To właśnie jest eliksir nieśmiertel-ności.Całe stulecia ludzie usiłowali go stworzyć.Damen poznał jegoskład sześćset lat temu.- Ever, jeżeli sądzisz.- Sabine kręci głową.Jest tak wściekła, żenie potrafi wyartykułować zdania.Kończy je jednak w głowie; tym ra-zem zaglądam do jej myśli.Pomoże mi to udowodnić, że mówię prawdę.Patrzę prosto na nią.- Nie, nie sądzę, że zamierzasz choćby na sekundę uwierzyć w taknonsensowne, naciągane bajki.- Cedzę pomyślane przez Sabine słowa.Ona ze zdumienia otwiera coraz szerzej oczy, ale szybko otrząsa się zszoku.Tłumaczy sobie, że jej myśli były łatwe do przewidzenia.Może ibyły, ale na tym nie koniec.- Jeżeli nadal nie jesteś przekonana, to spróbuję czegoś innego.Udowodnię ci, że nie jestem jakąś porąbaną szarlatanką, ale ostrzegam,że pójdę na całość i zademonstruję ci absolutnie wszystko, co potrafię [ Pobierz całość w formacie PDF ]