[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie zniknęła jednak.Ręce mi się trzęsły, kiedy ją kartkowałam.Prawie czterysta stron o moich najskrytszychmyślach, tajemnicach, przeczuciach, o mojej sztuce medycznej, moim darze, ziołach i pacjentach.Wszystko, co kiedykolwiek opowiedziałam Alkowi o mnie i o naszych tradycjach, zwyczajachi obrzędach, wszystko tam było, ale ani śladu tego Alka, którego kochałam.Z każdego słowawyzierała obcość i ciekawość entomologa, który nabił na szpilkę wyjątkowo interesujący okazowada należącego do wymierającego gatunku.Prawdziwą podlaską szeptuchę.Jedną z ostatnich.Przecież chyba nie mógł mi tego zrobić?A jednak zrobił.Boże, mój Boże, Matko Bosko, o Jezu najsłodszy a jednak mi zrobił.Dziecko kopnęło mnie mocno.Położyłam ręce na brzuchu i zakołysałam nimuspokajająco.No tak, było jeszcze dziecko, ale ono należało tylko do mnie.Szczególnie żepodobno będzie to dziewczynka, tak przynajmniej twierdził lekarz.Będzie miała pewnie oczyniebieskie jak skrzydło sójki, oczy Alka, i moje włosy, a może na odwrót, wszystko jedno.W każdym razie będzie miała na buzi tę nieprawdopodobnie delikatną skórę, jaką mają tylkoniemowlęta, do której będę mogła przytulić mój policzek.Moja córeczka.Nauczę jąwszystkiego, co wiem, pokażę jej zioła, opowiem o babci.Może teraz nadszedł moment, żebynapisać do matki, że będzie miała wnuczkę? Nie byłam pewna, czy po tylu latach w ogóle chcęmieć matkę, ale może moja córeczka pragnęłaby mieć babcię? Może z nieudanej matki mogłabyjeszcze być czarująca babcia? Moje dziecko powinno mieć wszystko, co mają inne dzieci.Kiedy umiera ktoś bliski, człowiek najchętniej zwinąłby się gdzieś w kącie jak piesi czekał, aż ból minie, ale właśnie wtedy rozpoczyna się bezładna krzątanina, bo to i trumna,i wieniec, i pogrzeb, i różaniec, i poczęstunek dla całej wsi, mnóstwo spraw, które wydają siębezsensowne, ale których nie da się uniknąć.Kiedy umiera miłość, jest podobnie.Zawszepozostaje coś do załatwienia, klucz, który trzeba zwrócić, rozmowa, którą trzeba przeprowadzić,list, który trzeba napisać.Jak przywalić kamień na grób. Nie rozumiem powiedział Alek. Książka? Myślałem, że się ucieszysz.To mój hołddla ciebie, uczyni cię nieśmiertelną.Czy można więcej ofiarować kobiecie? Dzięki tobieodkryłem niezwykły, ginący świat.Jestem dziennikarzem i filmowcem, moim obowiązkiem byłoocalić go przed zapomnieniem.Zamknąć w obrazach i na kartach książki całe to wspaniałedziedzictwo kulturowe, tradycje, obyczaje, uwiecznić zanikający, piękny język.To mój zawód.Przeżyliśmy przecież niezapomniane chwile, prawda? Skąd ta wrogość? Nie możemy pozostaćprzyjaciółmi? Ach nie, przyjaciółmi.Dziedzictwo kulturowe.Ginący świat powtórzyłam powoli.Nie mogę uwierzyć, że rzeczywiście to powiedziałeś.Nie mogę uwierzyć, że mi to rzeczywiściezrobiłeś.No cóż, będę musiała się do tej myśli przyzwyczaić, ale wiesz co? A bał cię pies.Wyłączyłam komórkę i tak to się skończyło.Skończyło się, ale niezupełnie, bo dziecko wciąż rosło i tańczyło w moim brzuchu,którego już nie sposób było nie zauważyć, choć gapiąc się na niego, wszyscy udawali, że go niewidzą.We wsi aż huczało od plotek, w końcu poza weselami i pogrzebami niewiele się u nasciekawego działo, przy czym pogrzeby zdecydowanie przeważały.U Alka natomiast działo sięwiele.Ze względu na bezsprzeczne zasługi w propagowaniu kultury regionu jego książka zostałauhonorowana Nagrodą Kazaneckiego, chociaż autor wcale nie był związany z Białymstokiem.Nominacja do Paszportu Polityki nastąpiła wkrótce potem.Dział promocji wydawnictwaKaganek i muza rozesłał krytykom egzemplarze powieści owinięte w urocze, haftowaneręczniczki, przewiązane słomianym powrósłem, co ogromnie się spodobało i spopularyzowałoobrzędową szmatkę na tyle, że każdy ją chciał mieć.Sklepy z pamiątkami nie nadążały z podażą.Basia dostała duże zamówienie, dzięki czemu mogła wreszcie wymienić przedni reflektorw swoim maluchu, który stłukł się, kiedy wjechała na Carskim Trakcie na łosia.Zimą łosiechętnie układają się na asfalcie Traktu do drzemki, bo jest cieplejszy od otoczenia.Basia jechałapowoli, więc łosiowi nic się nie stało, popatrzył na nią tylko z wyrzutem i spał dalej.Wawrzyniecskleił reflektor zgrabnie czarną taśmą klejącą, ale już słabo świecił i Basia obawiała się jezdzićo zmroku, żeby nie skosić jakiegoś rowerzysty.Jeśli ktokolwiek we wsi przeczytał książkę Alka o ginącym świecie, czyli o nas, to niemówił o tym, przynajmniej nie ze mną.Na Matki Boskiej Zielnej proboszcz miał co prawdadługie kazanie o niebezpieczeństwach związanych z okultyzmem i tak zwaną medycynąludową , ale nie mogłam się zorientować, czy zainspirowała go książka Alka, czy też jakaśkościelna strona internetowa o zagrożeniach duchowych.Zachowanie proboszcza wydało mi siętrochę nielogiczne, bo po kazaniu poświęcił jak zwykle równianki, czyli wiązanki z kłosów i ziół,choć dla niego również musiało być oczywiste, że posłużą pózniej do okadzania chorychi zauroczonych, a więc znajdą zastosowanie w medycynie ludowej najczystszej wody.Będęmusiała go o to zapytać, kiedy znowu przyjdzie do mnie po maść na hemoroidy z kwiatówkocanki.W każdym razie nikt ze mną na tematy literackie bądz połogowe nie rozmawiał, wprostprzeciwnie.Ludzie taktownie omijali wzrokiem mój brzuch, wbijając oczy w jakiś punktoddalony od niego o dobre dwadzieścia centymetrów, jakby za moimi plecami znajdowało sięcoś wyjątkowo ciekawego.Jedynie Basia Czykwin pogłaskała mnie któregoś dnia po ramieniui powiedziała: Tylko nie kupuj żadnego wózka, bo jest ten po Szymusiu.Przez cały czas stał w stodoleprzykryty plandeką, żeby myszy do niego nie sikały, więc wygląda jak nowy.Zrobiłam się już bardzo ociężała i czasami zdarzało mi się w środku dnia przysnąć naprzyzbie, jak starej babie.Im żywiej podskakiwało dziecko w moim brzuchu, tym leniwiejpłynęły moje myśli.Zanim udało mi się jakąkolwiek doprowadzić do końca, już zapominałam jejpoczątku.Czułam się tak, jakbym unosiła się w dziwnie gęstej wodzie, przez którą wszystkodocierało do mnie z trudem i dużym opóznieniem.Na każde rzucone mi pytanie odpowiadałamnajpierw ospałym: Hę? , co zmuszało rozmówcę do powtórzenia kwestii i dawało mi szansęzrozumienia, o co mu właściwie chodzi.Nie tylko dla oszczędności przestałam kupowaćkolorowe pisma w błyszczących, sztywnych okładkach.Denerwowały mnie okropnie, bowynikało z nich, że znajduję się obecnie w najbardziej kreatywnym okresie mojego życia,w którym wyzwalają się w moim organizmie niespotykane zasoby energii, tymczasem widaćbyło gołym okiem, że jest zupełnie odwrotnie.Doszłam do wniosku, że te artykuły piszą faceci.Mój lekarz też był facetem i jego wiedza na temat ciąży była czysto teoretyczna.Zupełnie seriodoradzał mi, żebym w czasie porodu koncentrowała moje myśli na czymś emanującym pięknemi spokojem, na przykład falach morza liżących piasek plaży.Tak jakbym kiedykolwiek w życiuwidziała morze i potrafiła je sobie w sytuacji podbramkowej wyobrazić.Miało to ponoćcałkowicie uśmierzyć ból.Nic się na to nie odezwałam, ale odbierałam już porody i wiedziałamz całą pewnością, że lizanie piasku na niewiele tu się zda.Siedziałam więc na przyzbie jak wielki, zanurzony w niebycie archaiczny stwór, co i razzapadając w drzemkę [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Nie zniknęła jednak.Ręce mi się trzęsły, kiedy ją kartkowałam.Prawie czterysta stron o moich najskrytszychmyślach, tajemnicach, przeczuciach, o mojej sztuce medycznej, moim darze, ziołach i pacjentach.Wszystko, co kiedykolwiek opowiedziałam Alkowi o mnie i o naszych tradycjach, zwyczajachi obrzędach, wszystko tam było, ale ani śladu tego Alka, którego kochałam.Z każdego słowawyzierała obcość i ciekawość entomologa, który nabił na szpilkę wyjątkowo interesujący okazowada należącego do wymierającego gatunku.Prawdziwą podlaską szeptuchę.Jedną z ostatnich.Przecież chyba nie mógł mi tego zrobić?A jednak zrobił.Boże, mój Boże, Matko Bosko, o Jezu najsłodszy a jednak mi zrobił.Dziecko kopnęło mnie mocno.Położyłam ręce na brzuchu i zakołysałam nimuspokajająco.No tak, było jeszcze dziecko, ale ono należało tylko do mnie.Szczególnie żepodobno będzie to dziewczynka, tak przynajmniej twierdził lekarz.Będzie miała pewnie oczyniebieskie jak skrzydło sójki, oczy Alka, i moje włosy, a może na odwrót, wszystko jedno.W każdym razie będzie miała na buzi tę nieprawdopodobnie delikatną skórę, jaką mają tylkoniemowlęta, do której będę mogła przytulić mój policzek.Moja córeczka.Nauczę jąwszystkiego, co wiem, pokażę jej zioła, opowiem o babci.Może teraz nadszedł moment, żebynapisać do matki, że będzie miała wnuczkę? Nie byłam pewna, czy po tylu latach w ogóle chcęmieć matkę, ale może moja córeczka pragnęłaby mieć babcię? Może z nieudanej matki mogłabyjeszcze być czarująca babcia? Moje dziecko powinno mieć wszystko, co mają inne dzieci.Kiedy umiera ktoś bliski, człowiek najchętniej zwinąłby się gdzieś w kącie jak piesi czekał, aż ból minie, ale właśnie wtedy rozpoczyna się bezładna krzątanina, bo to i trumna,i wieniec, i pogrzeb, i różaniec, i poczęstunek dla całej wsi, mnóstwo spraw, które wydają siębezsensowne, ale których nie da się uniknąć.Kiedy umiera miłość, jest podobnie.Zawszepozostaje coś do załatwienia, klucz, który trzeba zwrócić, rozmowa, którą trzeba przeprowadzić,list, który trzeba napisać.Jak przywalić kamień na grób. Nie rozumiem powiedział Alek. Książka? Myślałem, że się ucieszysz.To mój hołddla ciebie, uczyni cię nieśmiertelną.Czy można więcej ofiarować kobiecie? Dzięki tobieodkryłem niezwykły, ginący świat.Jestem dziennikarzem i filmowcem, moim obowiązkiem byłoocalić go przed zapomnieniem.Zamknąć w obrazach i na kartach książki całe to wspaniałedziedzictwo kulturowe, tradycje, obyczaje, uwiecznić zanikający, piękny język.To mój zawód.Przeżyliśmy przecież niezapomniane chwile, prawda? Skąd ta wrogość? Nie możemy pozostaćprzyjaciółmi? Ach nie, przyjaciółmi.Dziedzictwo kulturowe.Ginący świat powtórzyłam powoli.Nie mogę uwierzyć, że rzeczywiście to powiedziałeś.Nie mogę uwierzyć, że mi to rzeczywiściezrobiłeś.No cóż, będę musiała się do tej myśli przyzwyczaić, ale wiesz co? A bał cię pies.Wyłączyłam komórkę i tak to się skończyło.Skończyło się, ale niezupełnie, bo dziecko wciąż rosło i tańczyło w moim brzuchu,którego już nie sposób było nie zauważyć, choć gapiąc się na niego, wszyscy udawali, że go niewidzą.We wsi aż huczało od plotek, w końcu poza weselami i pogrzebami niewiele się u nasciekawego działo, przy czym pogrzeby zdecydowanie przeważały.U Alka natomiast działo sięwiele.Ze względu na bezsprzeczne zasługi w propagowaniu kultury regionu jego książka zostałauhonorowana Nagrodą Kazaneckiego, chociaż autor wcale nie był związany z Białymstokiem.Nominacja do Paszportu Polityki nastąpiła wkrótce potem.Dział promocji wydawnictwaKaganek i muza rozesłał krytykom egzemplarze powieści owinięte w urocze, haftowaneręczniczki, przewiązane słomianym powrósłem, co ogromnie się spodobało i spopularyzowałoobrzędową szmatkę na tyle, że każdy ją chciał mieć.Sklepy z pamiątkami nie nadążały z podażą.Basia dostała duże zamówienie, dzięki czemu mogła wreszcie wymienić przedni reflektorw swoim maluchu, który stłukł się, kiedy wjechała na Carskim Trakcie na łosia.Zimą łosiechętnie układają się na asfalcie Traktu do drzemki, bo jest cieplejszy od otoczenia.Basia jechałapowoli, więc łosiowi nic się nie stało, popatrzył na nią tylko z wyrzutem i spał dalej.Wawrzyniecskleił reflektor zgrabnie czarną taśmą klejącą, ale już słabo świecił i Basia obawiała się jezdzićo zmroku, żeby nie skosić jakiegoś rowerzysty.Jeśli ktokolwiek we wsi przeczytał książkę Alka o ginącym świecie, czyli o nas, to niemówił o tym, przynajmniej nie ze mną.Na Matki Boskiej Zielnej proboszcz miał co prawdadługie kazanie o niebezpieczeństwach związanych z okultyzmem i tak zwaną medycynąludową , ale nie mogłam się zorientować, czy zainspirowała go książka Alka, czy też jakaśkościelna strona internetowa o zagrożeniach duchowych.Zachowanie proboszcza wydało mi siętrochę nielogiczne, bo po kazaniu poświęcił jak zwykle równianki, czyli wiązanki z kłosów i ziół,choć dla niego również musiało być oczywiste, że posłużą pózniej do okadzania chorychi zauroczonych, a więc znajdą zastosowanie w medycynie ludowej najczystszej wody.Będęmusiała go o to zapytać, kiedy znowu przyjdzie do mnie po maść na hemoroidy z kwiatówkocanki.W każdym razie nikt ze mną na tematy literackie bądz połogowe nie rozmawiał, wprostprzeciwnie.Ludzie taktownie omijali wzrokiem mój brzuch, wbijając oczy w jakiś punktoddalony od niego o dobre dwadzieścia centymetrów, jakby za moimi plecami znajdowało sięcoś wyjątkowo ciekawego.Jedynie Basia Czykwin pogłaskała mnie któregoś dnia po ramieniui powiedziała: Tylko nie kupuj żadnego wózka, bo jest ten po Szymusiu.Przez cały czas stał w stodoleprzykryty plandeką, żeby myszy do niego nie sikały, więc wygląda jak nowy.Zrobiłam się już bardzo ociężała i czasami zdarzało mi się w środku dnia przysnąć naprzyzbie, jak starej babie.Im żywiej podskakiwało dziecko w moim brzuchu, tym leniwiejpłynęły moje myśli.Zanim udało mi się jakąkolwiek doprowadzić do końca, już zapominałam jejpoczątku.Czułam się tak, jakbym unosiła się w dziwnie gęstej wodzie, przez którą wszystkodocierało do mnie z trudem i dużym opóznieniem.Na każde rzucone mi pytanie odpowiadałamnajpierw ospałym: Hę? , co zmuszało rozmówcę do powtórzenia kwestii i dawało mi szansęzrozumienia, o co mu właściwie chodzi.Nie tylko dla oszczędności przestałam kupowaćkolorowe pisma w błyszczących, sztywnych okładkach.Denerwowały mnie okropnie, bowynikało z nich, że znajduję się obecnie w najbardziej kreatywnym okresie mojego życia,w którym wyzwalają się w moim organizmie niespotykane zasoby energii, tymczasem widaćbyło gołym okiem, że jest zupełnie odwrotnie.Doszłam do wniosku, że te artykuły piszą faceci.Mój lekarz też był facetem i jego wiedza na temat ciąży była czysto teoretyczna.Zupełnie seriodoradzał mi, żebym w czasie porodu koncentrowała moje myśli na czymś emanującym pięknemi spokojem, na przykład falach morza liżących piasek plaży.Tak jakbym kiedykolwiek w życiuwidziała morze i potrafiła je sobie w sytuacji podbramkowej wyobrazić.Miało to ponoćcałkowicie uśmierzyć ból.Nic się na to nie odezwałam, ale odbierałam już porody i wiedziałamz całą pewnością, że lizanie piasku na niewiele tu się zda.Siedziałam więc na przyzbie jak wielki, zanurzony w niebycie archaiczny stwór, co i razzapadając w drzemkę [ Pobierz całość w formacie PDF ]