[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Młodzi Tarnowscy Amor i Gratus, dawni uczniowie, znajdowali siętakże na dworze.Wszystkim im, nie wyjmując Kazmirza, Grzegorzumiał być miłym i zjednać ich sobie, chociaż żadnym pochlebstwemsię o to nie dobijał.Owszem mówił im często prawdę, ale zarazemwesoło, dobrymi słowy, z serca płynącymi.Królowa równie z niego była rada, chociaż surowego jego sąduobawiała się nieco i nie zwierzała mu z tego, czego była pewną, żepochwalić nie mógł.Odznaczał się tym, że przekonań swych dlaprzypodobania się nikomu nie zrzekał.Jak w Akademii gorszyłstarszych pomysłami nowymi, tak na dworze nieraz mu uniżający się ipłaszczący ludzie nie mogli darować tego, iż niepodległym sięokazywał.Lecz wiedziano, że na niego, raz go pozyskawszy,rachować było można.%7łycie na dworze i przy królu wcale nie przeszkadzało Grzegorzowi ponocach ślęczeć nad księgami.Właściwie, dzień dla niego był służbą,noc życiem prawdziwym, bo naówczas przy lampce zasiadał doobcowania z nieśmiertelny mi duchami swych ulubionych poetów iwczytywał się w Plauta, którego naśladować usiłował.%7łałował teraz ibolał, że za młodu przedsięwziąwszy wędrówkę nie przeciągnął jej zaAlpy, do Italii tej, z której płynęły drogocenne rękopisma, słynącejskarbami swymi.Goszcząc raz na zamku biskup Zbyszek, który piękną łacinęGrzegorza cenił wielce i przestając z nim, umyślnie może rozmowęzwracał na piśmiennictwo, aby go w inne nie wtajemniczać sprawy,usłyszał to życzenie a raczej żal, iż mu nie dano było gościć weWłoszech.Zmarszczył czoło i spojrzał bystro na młodego mistrza. Dziwnie się to składa rzekł bo życzenie wasze schodzi się zmoją pilną potrzebą wysłania zaufanego męża na dwór Ojca św.doRzymu.Gdyby królowa jejmość i młody pan zgodzili się na to,chętnie bym wam powierzył poselstwo moje.Nie od rzeczy by teżbyło może, abyście suknię nosząc duchowną i święcenia kapłańskieotrzymali, a te z łatwością byście tam uzyskali.Myśl ta uśmiechała się wielce Grzegorzowi, lecz nigdy się niespodziewając, aby ją mógł przyprowadzić do skutku, gdy nagle ujrzałbliską urzeczywistnienia, oniemiał prawie z podziwienia i radości.Okazywać jej jednak nie śmiał, bo będąc na usługach królowej niewiedział, czy go odpuścić zechce.Wszystko więc pozostawiłbiskupowi Zbyszkowi.Ile razy znajdował się w takim położeniu, w którym człowiek szukakogoś, aby się z nim myślą i uczuciem podzielić, Grzegorz nawykł byłzwracać się do dworku Balcerów.Frączkowa, prawda, była kobietą nieuczoną, jednakże przy tymmistrzu nabyła, przyswoiła sobie zdrowy sąd nawet w tych rzeczach, októrych otwarcie powiadała, że się na nich nie znała i nie rozumiała.Słuchała Grzegorza i często zdumiewała go sądem zdrowym.Z niązresztą mówił jakby sam z sobą, tak znajdował jej wyobrażeniapokrewnymi swoim.I tym więc razem, rozkołysany myślą, że podróż do Italii przyjśćmoże do skutku, poszedł się podzielić z Frączkową swoją nadzieją.Już w progu, znająca go dobrze jejmość, na twarzy wyczytała, że cośpomyślnego przynosił, bo mu się oblicze uśmiechało.Nie spieszył jednak z dobrą wieścią. Cóż mi tam przynosicie zapytała Lena siadając naprzeciw niego bo czuję i widzę, żeście nie przyszli z próżnymi rękami. Otóżeście się omylili rozśmiał się mistrz bo naprawdę tylkowiatr i dym przynoszą w nich! Nadziei wszelkich inaczej nazywać sięnie godzi. A z jakąż nadzieją przychodzicie? nalegała Frączkowa.Grzegorz się wstrzymał trochę z przyznaniem do niej, przypomniałsobie, że jejmość nie była rada, gdy podróżował. Dawnom marzył odezwał się w końcu aby się do Italiidostać, bo to królestwo ksiąg i nieprzebrane zródło nauki.Otóż, otóżsię tak składa, że ks.biskup potrzebuje posła do Rzymu, a po drodzebym i o Bononię, i Padwę zawadził.Skrzywiła się Frączkowa. Ks.biskup zapytała głową potrząsając znacząco i ironicznie sięuśmiechnęła a wy, człowiecze dobroduszny, cieszycie się z tego?Zdumiał się Grzegorz. A dlaczegóż radować bym się nie miał? odparł niemalobrażony. Dlatego poczęła Lena że on by was rad ode dworu, króla ikrólowej oddalić, bo może wam rosnącego wpływu zazdrości, możesię go obawia!Grzegorz na chwilę się zadumał, ale gdy podniósł rozumne i spokojnewejrzenie na siedzącą naprzeciw Frączkową, która triumfowała zeswojej przenikliwości, wzrok jego niemal ją upokorzył, oznaczał onpolitowanie jakieś, miał siłę i wyższość, którą uczuła Lena. Przyjaciółko moja dobra rzekł powoli zaprawdę, zaprawdę wtroskliwości waszej o mnie wy nigdy wszelako nie zrozumiecie, doczego ja dążę i czego pragnę! Sądzicie, że wysokie stanowisko przykrólu, że stanowczy głos w radzie, że udział w rządzie, mogą być dlamnie celem pożądanym i że ja o nie dobijać się myślę.Tak nie jest!Marne to są sprawy, które za sobą wloką troski wielkie, walkę iodpowiedzialność [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Młodzi Tarnowscy Amor i Gratus, dawni uczniowie, znajdowali siętakże na dworze.Wszystkim im, nie wyjmując Kazmirza, Grzegorzumiał być miłym i zjednać ich sobie, chociaż żadnym pochlebstwemsię o to nie dobijał.Owszem mówił im często prawdę, ale zarazemwesoło, dobrymi słowy, z serca płynącymi.Królowa równie z niego była rada, chociaż surowego jego sąduobawiała się nieco i nie zwierzała mu z tego, czego była pewną, żepochwalić nie mógł.Odznaczał się tym, że przekonań swych dlaprzypodobania się nikomu nie zrzekał.Jak w Akademii gorszyłstarszych pomysłami nowymi, tak na dworze nieraz mu uniżający się ipłaszczący ludzie nie mogli darować tego, iż niepodległym sięokazywał.Lecz wiedziano, że na niego, raz go pozyskawszy,rachować było można.%7łycie na dworze i przy królu wcale nie przeszkadzało Grzegorzowi ponocach ślęczeć nad księgami.Właściwie, dzień dla niego był służbą,noc życiem prawdziwym, bo naówczas przy lampce zasiadał doobcowania z nieśmiertelny mi duchami swych ulubionych poetów iwczytywał się w Plauta, którego naśladować usiłował.%7łałował teraz ibolał, że za młodu przedsięwziąwszy wędrówkę nie przeciągnął jej zaAlpy, do Italii tej, z której płynęły drogocenne rękopisma, słynącejskarbami swymi.Goszcząc raz na zamku biskup Zbyszek, który piękną łacinęGrzegorza cenił wielce i przestając z nim, umyślnie może rozmowęzwracał na piśmiennictwo, aby go w inne nie wtajemniczać sprawy,usłyszał to życzenie a raczej żal, iż mu nie dano było gościć weWłoszech.Zmarszczył czoło i spojrzał bystro na młodego mistrza. Dziwnie się to składa rzekł bo życzenie wasze schodzi się zmoją pilną potrzebą wysłania zaufanego męża na dwór Ojca św.doRzymu.Gdyby królowa jejmość i młody pan zgodzili się na to,chętnie bym wam powierzył poselstwo moje.Nie od rzeczy by teżbyło może, abyście suknię nosząc duchowną i święcenia kapłańskieotrzymali, a te z łatwością byście tam uzyskali.Myśl ta uśmiechała się wielce Grzegorzowi, lecz nigdy się niespodziewając, aby ją mógł przyprowadzić do skutku, gdy nagle ujrzałbliską urzeczywistnienia, oniemiał prawie z podziwienia i radości.Okazywać jej jednak nie śmiał, bo będąc na usługach królowej niewiedział, czy go odpuścić zechce.Wszystko więc pozostawiłbiskupowi Zbyszkowi.Ile razy znajdował się w takim położeniu, w którym człowiek szukakogoś, aby się z nim myślą i uczuciem podzielić, Grzegorz nawykł byłzwracać się do dworku Balcerów.Frączkowa, prawda, była kobietą nieuczoną, jednakże przy tymmistrzu nabyła, przyswoiła sobie zdrowy sąd nawet w tych rzeczach, októrych otwarcie powiadała, że się na nich nie znała i nie rozumiała.Słuchała Grzegorza i często zdumiewała go sądem zdrowym.Z niązresztą mówił jakby sam z sobą, tak znajdował jej wyobrażeniapokrewnymi swoim.I tym więc razem, rozkołysany myślą, że podróż do Italii przyjśćmoże do skutku, poszedł się podzielić z Frączkową swoją nadzieją.Już w progu, znająca go dobrze jejmość, na twarzy wyczytała, że cośpomyślnego przynosił, bo mu się oblicze uśmiechało.Nie spieszył jednak z dobrą wieścią. Cóż mi tam przynosicie zapytała Lena siadając naprzeciw niego bo czuję i widzę, żeście nie przyszli z próżnymi rękami. Otóżeście się omylili rozśmiał się mistrz bo naprawdę tylkowiatr i dym przynoszą w nich! Nadziei wszelkich inaczej nazywać sięnie godzi. A z jakąż nadzieją przychodzicie? nalegała Frączkowa.Grzegorz się wstrzymał trochę z przyznaniem do niej, przypomniałsobie, że jejmość nie była rada, gdy podróżował. Dawnom marzył odezwał się w końcu aby się do Italiidostać, bo to królestwo ksiąg i nieprzebrane zródło nauki.Otóż, otóżsię tak składa, że ks.biskup potrzebuje posła do Rzymu, a po drodzebym i o Bononię, i Padwę zawadził.Skrzywiła się Frączkowa. Ks.biskup zapytała głową potrząsając znacząco i ironicznie sięuśmiechnęła a wy, człowiecze dobroduszny, cieszycie się z tego?Zdumiał się Grzegorz. A dlaczegóż radować bym się nie miał? odparł niemalobrażony. Dlatego poczęła Lena że on by was rad ode dworu, króla ikrólowej oddalić, bo może wam rosnącego wpływu zazdrości, możesię go obawia!Grzegorz na chwilę się zadumał, ale gdy podniósł rozumne i spokojnewejrzenie na siedzącą naprzeciw Frączkową, która triumfowała zeswojej przenikliwości, wzrok jego niemal ją upokorzył, oznaczał onpolitowanie jakieś, miał siłę i wyższość, którą uczuła Lena. Przyjaciółko moja dobra rzekł powoli zaprawdę, zaprawdę wtroskliwości waszej o mnie wy nigdy wszelako nie zrozumiecie, doczego ja dążę i czego pragnę! Sądzicie, że wysokie stanowisko przykrólu, że stanowczy głos w radzie, że udział w rządzie, mogą być dlamnie celem pożądanym i że ja o nie dobijać się myślę.Tak nie jest!Marne to są sprawy, które za sobą wloką troski wielkie, walkę iodpowiedzialność [ Pobierz całość w formacie PDF ]