[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przyniesiono limonadę; krajczy skrzywił się na nią, popatrzył, anareszcie wypił. Poncz bym wolał mruknął.Loiska ciągle się trzymała z dala; gość oczyma ją pożerał. Wiecznie młoda i piękna! zawołał. Ale cóżeś to tak samajedna? Hrabia W.grywał u ciebie, hę? Odprawiłaś go czy on się samwyabszytował?Loiska ruszyła ramionami.Pragnęła pozbyć się go przed przybyciemstarosty. Chciałam dziś wyjechać z domu szepnęła.Krajczy jakby nie słyszał. Ja tu do ciebie nie bez interesu przybyłem rzekł. Chciałem cijeszcze tę refleksją uczynić, że dobrze byś zrobiła, idąc za mnie.Maszdużo rozumku i śmiałości, pomagałabyś mi dokuczać familii mojej.We dwoje łatwiej nad nią odnieślibyśmy zwycięstwo.Samo ożenieniejuż by ich do pasji doprowadziło (zaczął się śmiać), a to by mi byłobardzo miłym.Loiska aż nogami tupała z niecierpliwości.Krajczy śmiał się, ale murazem łzy z oczów ciekły. Rozmyśl się, kochaneczko dodał jam gotów.Familia będziesię wściekała. Zdaje mi się odrzuciła Loiska że panu właściwiej myśleć odoktorze niż o żonie. Jedno drugiemu nie przeszkadza odparł gość. A choć nogitrochę strzykają, serce gorące mam, królowo moja i bóstwo ty moje!Wiesz dodał przypominasz mi margrabinę de St.Adelgonde,Francuzkę, dla której się z pierwszą żoną rozwiodłem; kubek w kubekbyła jak ty.Miałem się z nią żenić.Szczęściem Francuz mniewyręczył.Kochała się szalenie we mnie.byłem młody.Loiska odwróciła się od niego.Byłaby wiele dała, żeby go się pozbyć,gdy w przedpokoju poznała głosy Tytusa i starosty.Młody panicz wszedł już do salonu zmieszany i nieswój, azobaczywszy krajczego, którego znał z reputacji i z widzenia, jeszczebardziej się zakłopotał.Stary, przymrużywszy oczy i popatrzywszy nań, ruszył się, na lascepodpierając, aby go przywitać.Loiska, z wyrazem wstrętu na twarzy,odwracała się od niego ku nowo przybyłym.Ci nie bardzo mieliochotę kumać się z rozgłośnym awanturnikiem, lecz krajczy zmusiłich do tego.Podszedł sam do starosty. Cieszę się, że asindzieja tu widzę rzekł to dowodzi, że gustmasz dobry.Pięć grubych palców złożył razem i w końce ich się pocałował,patrząc na gospodynię.Po czym rozśmiał się cynicznie.Loiskagniewem pałała.Starosta, zimno powitawszy natręta, ustąpił nieco nabok.Krajczy przyczepił się do Tytusa. Spotkaliśmy się już gdzieś z asindzim, fizjognomia mi znajoma.Przyjacielujesz staroście? Ano, powinien ci być wdzięczny zazrobioną znajomość z tą piękną panią.Tytus się nasrożył i chciał odchodzić, ale krajczy nie zważał na to. Nie myślicie zagrać? Tu co wieczór grywają, hę? Miałem i jaochotę rzekł, potrząsając kilkunastą dukatami w kieszeni Jagram w co kto chce: lombra, tryszaka, faraona, vingt et un.Nikt nie odpowiadał.Wszyscy, nie wyjmując gospodyni, taki muchłód okazywali, że krajczy w końcu, mimo nawyknienia do awarij,obruszył się.Kapelusz trzymany w ręku nałożył na głowę, laskępostawił naprzód i nadąwszy się, począł iść ku drzwiom, z salonu jużwołając na lokaja: Gerome, futerko!Wyszedł tak, nie żegnając się i nie żegnany, w progu, choć z wielkątrudnością, umyślnie zaczynając poświstywać.Loiska, której z gniewumdło się robiło, padła na krzesło, zakrywając sobie oczy. Mój Boże rzekł Tytus nie potrzeba tego tak brać do serca!Jest to człowiek znany ze swego cynizmu i bezczelności.Niedawnotoż samo zrobił u księżny hetmanowej, która go zle przyjęła.Loiska pomyślała, że łatwiej to było znieść księżnie niż jej.Starostastarał się niby nie widzieć wypadku, a osłodzić przypomnienie jegogrzecznością i zwróconą na inny przedmiot rozmową.Ale wieczór byłstruty.Gospodyni nadąsana nie mogła już przyjść do siebie iwszystkie jej plany zdobywcze w połykanych łzach gniewu sięrozpłynęły.Starosta też sztywniejszym był niż dawniej, mniej poufnym,niezmiernie grzecznym, nadskakującym, ale zimnym.Loiska uczuła, że musiano go przestrzec, że miał się na baczności i żena opanowanie go tak bardzo liczyć nie mogła.Z rozpaczy wróciła dozwykłego sobie, śmiałego tonu, do rozmowy bez rachuby, do ostrychdowcipów, które ją czyniły jeśli niezbyt idealną, to bardzointeresującą.Z goryczą poczęła mówić o wielkim świecie, o tych,którzy na nią patrzyć i znać jej nie chcieli.A że dla starosty ten ton i taśmiałość były rzeczą nową, potrafiła go rozbawić i zatrzymać dowieczerzy.Zrozpaczone to postępowanie lepszy skutek zrobiło niż dawna duma iprzesadna surowość.Starosta wyszedł znowu zachwycony.A jednak była to wedle potajemnego jego postanowienia ostatnia, dla przyzwoitości oddana wizyta, gdyż chciał się wycofać inic nie mówiąc Tytusowi, stosunek ten zerwać.Wpłynęły na toprzestrogi żebraka zagadkowego i tu i owdzie w czasie wizytoddawanych w mieście pochwytane wyrazy.Wiedziano już, że bywału tak zwanej kasztelanicowej i nie odradzając mu wyraznie,mimochodem ostrzegano o niebezpieczeństwie.Właśnie w tychkołach, do których zajrzał, odwiedzając Ignacego i StanisławaPotockich, wiedziano o stosunkach Loiski z obozem przeciwnym.Zwrócono uwagę młodego chłopaka na to, iż może zetknąć się zludzmi, z którymi stosunki mogłyby go tam zaprowadzić, gdzie zajśćani chciał, ani był powinien [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Przyniesiono limonadę; krajczy skrzywił się na nią, popatrzył, anareszcie wypił. Poncz bym wolał mruknął.Loiska ciągle się trzymała z dala; gość oczyma ją pożerał. Wiecznie młoda i piękna! zawołał. Ale cóżeś to tak samajedna? Hrabia W.grywał u ciebie, hę? Odprawiłaś go czy on się samwyabszytował?Loiska ruszyła ramionami.Pragnęła pozbyć się go przed przybyciemstarosty. Chciałam dziś wyjechać z domu szepnęła.Krajczy jakby nie słyszał. Ja tu do ciebie nie bez interesu przybyłem rzekł. Chciałem cijeszcze tę refleksją uczynić, że dobrze byś zrobiła, idąc za mnie.Maszdużo rozumku i śmiałości, pomagałabyś mi dokuczać familii mojej.We dwoje łatwiej nad nią odnieślibyśmy zwycięstwo.Samo ożenieniejuż by ich do pasji doprowadziło (zaczął się śmiać), a to by mi byłobardzo miłym.Loiska aż nogami tupała z niecierpliwości.Krajczy śmiał się, ale murazem łzy z oczów ciekły. Rozmyśl się, kochaneczko dodał jam gotów.Familia będziesię wściekała. Zdaje mi się odrzuciła Loiska że panu właściwiej myśleć odoktorze niż o żonie. Jedno drugiemu nie przeszkadza odparł gość. A choć nogitrochę strzykają, serce gorące mam, królowo moja i bóstwo ty moje!Wiesz dodał przypominasz mi margrabinę de St.Adelgonde,Francuzkę, dla której się z pierwszą żoną rozwiodłem; kubek w kubekbyła jak ty.Miałem się z nią żenić.Szczęściem Francuz mniewyręczył.Kochała się szalenie we mnie.byłem młody.Loiska odwróciła się od niego.Byłaby wiele dała, żeby go się pozbyć,gdy w przedpokoju poznała głosy Tytusa i starosty.Młody panicz wszedł już do salonu zmieszany i nieswój, azobaczywszy krajczego, którego znał z reputacji i z widzenia, jeszczebardziej się zakłopotał.Stary, przymrużywszy oczy i popatrzywszy nań, ruszył się, na lascepodpierając, aby go przywitać.Loiska, z wyrazem wstrętu na twarzy,odwracała się od niego ku nowo przybyłym.Ci nie bardzo mieliochotę kumać się z rozgłośnym awanturnikiem, lecz krajczy zmusiłich do tego.Podszedł sam do starosty. Cieszę się, że asindzieja tu widzę rzekł to dowodzi, że gustmasz dobry.Pięć grubych palców złożył razem i w końce ich się pocałował,patrząc na gospodynię.Po czym rozśmiał się cynicznie.Loiskagniewem pałała.Starosta, zimno powitawszy natręta, ustąpił nieco nabok.Krajczy przyczepił się do Tytusa. Spotkaliśmy się już gdzieś z asindzim, fizjognomia mi znajoma.Przyjacielujesz staroście? Ano, powinien ci być wdzięczny zazrobioną znajomość z tą piękną panią.Tytus się nasrożył i chciał odchodzić, ale krajczy nie zważał na to. Nie myślicie zagrać? Tu co wieczór grywają, hę? Miałem i jaochotę rzekł, potrząsając kilkunastą dukatami w kieszeni Jagram w co kto chce: lombra, tryszaka, faraona, vingt et un.Nikt nie odpowiadał.Wszyscy, nie wyjmując gospodyni, taki muchłód okazywali, że krajczy w końcu, mimo nawyknienia do awarij,obruszył się.Kapelusz trzymany w ręku nałożył na głowę, laskępostawił naprzód i nadąwszy się, począł iść ku drzwiom, z salonu jużwołając na lokaja: Gerome, futerko!Wyszedł tak, nie żegnając się i nie żegnany, w progu, choć z wielkątrudnością, umyślnie zaczynając poświstywać.Loiska, której z gniewumdło się robiło, padła na krzesło, zakrywając sobie oczy. Mój Boże rzekł Tytus nie potrzeba tego tak brać do serca!Jest to człowiek znany ze swego cynizmu i bezczelności.Niedawnotoż samo zrobił u księżny hetmanowej, która go zle przyjęła.Loiska pomyślała, że łatwiej to było znieść księżnie niż jej.Starostastarał się niby nie widzieć wypadku, a osłodzić przypomnienie jegogrzecznością i zwróconą na inny przedmiot rozmową.Ale wieczór byłstruty.Gospodyni nadąsana nie mogła już przyjść do siebie iwszystkie jej plany zdobywcze w połykanych łzach gniewu sięrozpłynęły.Starosta też sztywniejszym był niż dawniej, mniej poufnym,niezmiernie grzecznym, nadskakującym, ale zimnym.Loiska uczuła, że musiano go przestrzec, że miał się na baczności i żena opanowanie go tak bardzo liczyć nie mogła.Z rozpaczy wróciła dozwykłego sobie, śmiałego tonu, do rozmowy bez rachuby, do ostrychdowcipów, które ją czyniły jeśli niezbyt idealną, to bardzointeresującą.Z goryczą poczęła mówić o wielkim świecie, o tych,którzy na nią patrzyć i znać jej nie chcieli.A że dla starosty ten ton i taśmiałość były rzeczą nową, potrafiła go rozbawić i zatrzymać dowieczerzy.Zrozpaczone to postępowanie lepszy skutek zrobiło niż dawna duma iprzesadna surowość.Starosta wyszedł znowu zachwycony.A jednak była to wedle potajemnego jego postanowienia ostatnia, dla przyzwoitości oddana wizyta, gdyż chciał się wycofać inic nie mówiąc Tytusowi, stosunek ten zerwać.Wpłynęły na toprzestrogi żebraka zagadkowego i tu i owdzie w czasie wizytoddawanych w mieście pochwytane wyrazy.Wiedziano już, że bywału tak zwanej kasztelanicowej i nie odradzając mu wyraznie,mimochodem ostrzegano o niebezpieczeństwie.Właśnie w tychkołach, do których zajrzał, odwiedzając Ignacego i StanisławaPotockich, wiedziano o stosunkach Loiski z obozem przeciwnym.Zwrócono uwagę młodego chłopaka na to, iż może zetknąć się zludzmi, z którymi stosunki mogłyby go tam zaprowadzić, gdzie zajśćani chciał, ani był powinien [ Pobierz całość w formacie PDF ]