[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Postanowiłmimo wszystko dać nurka i przekonać się, czy nabrzeże schodzi aż na dno.Nie wie-dział, jak głębokie jest jezioro w tym miejscu.Toby był bardzo dobrym nurkiem.Sta-nąwszy w wodzie opuścił się pionowo w dół i gdy zaczął przechodzić do pozycji po-ziomej, namacał ręką kamienną pochyłość.Otworzył oczy i zobaczył mętną, zieloną,przenikniętą promieniami słońca wodę i jaśniejsze kamienie rampy, poznaczone cęt-kami ruchomego światła odbijanego przez maleńkie fale na powierzchni.Po chwilinabrzeże skończyło się, znikło w mulistym dnie jeziora.Ręka Toby'ego zagłębiła sięw szlamie.Wyciągnął ją prędko i wypłynął na powierzchnię.Więc jednak jezioro niejest głębokie.Odpłynął kawałek od brzegu i tym razem nurkował pionowo w dół do miejsca,gdzie kończyła się pochyłość kamiennego nabrzeża, a potem płynął tuż nad miękkimdnem.Otworzył oczy, ale nie było widać nic prócz mrocznego, zielonkawego światła.Zafascynowany przejechał rękami przez bardzo miękki szlam dna.Dno było takmiękkie, prawie tak miękkie i poddające się jak woda, a jednak miało w sobie cośzłowrogiego.Powiedzmy, że znajdzie trupa czy coś w tym rodzaju, ludzki kształt napół zagrzebany w tych pradawnych nawarstwionych złożach? Gdy ta myśl przemykałamu przez głowę, jego ręka natrafiła na coś twardego i chropowatego.Na pół przestra-szony wypłynął na powierzchnię i dysząc zataczał małe kółka.Przebywał pod wodąstosunkowo długo.Po chwili wrócił mu oddech.Przedmiot, którego dotknął, był napewno starą puszką po konserwach; obejrzał rękę i sprawdził, czy nie jest skaleczona.Wiedział z doświadczenia, że pod wodą można się poważnie zranić wcale tego niezauważywszy.Ale nie zobaczył żadnej rany.Już chyba pora wracać na obiad.Postanowił, że jeszcze raz da nurka i sprawdzi, co to było.Poszedł prosto w dół, jakkamień, otwierając oczy i szeroko rozpościerając ręce nad dnem.Grzebał chwilę wszlamie, a potem natrafił na twardą powierzchnię czegoś sterczącego z dna.Wsunąłpalce pod spód i szarpnął.Przedmiot  cokolwiek to było  wydawał się bardzo du-ży i głęboko zaryty.Woda, jeszcze gęstsza teraz od poruszonego mułu, była zupełnienieprzezroczysta.Toby, uczepiony jedną ręką przedmiotu, drugą badał jego po-wierzchnię.Wymacał grubą krawędz w kształcie łuku, sterczącą ponad szlamem i za-grzebaną w nim oboma końcami.Wyglądało to na duży wazon; tylko że łuk był zbytszeroki jak na wazon.Jest to chyba coś dużego, może stary kocioł.Bardzo ostrożniezaczął obmacywać zewnętrzną powierzchnię przedmiotu, poza krawędzią.Zdawała siępełna dołków i wypukłości, może od rdzy czy jakichś wodorostów.Zabrakło mu tchu iznowu musiał wypłynąć na powierzchnię.Utrzymując się w pozycji pionowej i oddychając spokojnie usłyszał rozbrzmiewają-cy nad terenem Opactwa dzwięk ręcznego dzwonka wzywającego na Anioł Pański.113 Wynikało stąd, że jeśli nie chce odbyć całej drogi powrotne; biegiem, musi wracaćniemal zaraz.Postanowił, że da jeszcze jednego nurka i spróbuje wykopać tajemniczyprzedmiot.Zszedł na dno i tym razem znalazł go natychmiast, i uczepiony jedną rękągrubej krawędzi zaczął odgarniać szlam.Górna część przedmiotu dała się oczyścić zbłota bez większych trudności.Brzeg, którego się Toby uczepił, był najszerszą częściąi teraz, po dokładniejszym obmacaniu łuku, wydało mu się, że jego rozpiętość wynosikilka stóp.A właściwie nie był to łuk, tylko koło, którego dolna część wciąż tkwiła w'szlamie.W środku przedmiot wydawał się pusty, zwężający ku dołowi.Toby'emuprzyszło na myśl, że jest to może duży: dzwon.Ale tymczasem znowu zabrakło mupowietrza i musiał wrócić na powierzchnię.Podpłynął do nabrzeża i chwilę odpoczywał.Wyprawa badawcza była dość męczą-ca.Sięgnął ociekającą ręką do ubrania i wyjął z kieszeni spodni zegarek.Boże, jakpózno! Wylazł szybko na brzeg, otarł się byle jak ręcznikiem i zaczął wkładać ubra-nie.Była to naprawdę wspaniała wyprawa; wróci tu niedługo.Będzie miał mnóstwofrajdy badając tę rzecz w wodzie, chociaż na pewno nie jest to nic specjalnie ciekawe-go.Postanowił nie wspominać nikomu o tym ślicznym zakątku i zachować go wy-łącznie dla siebie.ROZDZIAA XITo James Tayper Pace podsunął Michałowi myśl o zabraniu Toby'ego Land-Roverem.Michał jechał do Swin-don kupić kultywator mechaniczny.Chociaż minęłojuż kilka dni od narady i Michał marzył o swojej zabawce, nie miał czasu wyprawićsię do miasta.We wtorek postanowił, że niech się dzieje co chce  pojedzie póznympopołudniem! Zanim dotrze na miejsce, sklep będzie już zamknięty, ale załatwiłwszystko przez telefon i obsługa sklepu, W którym sporo już kupował, zgodziła się,żeby odebrał swój sprawunek obojętnie o jakiej porze, byle przed godziną siódmą. Dlaczego nie miałbyś wziąć Toby'ego?  powiedział James.Wychodzili razemz kancelarii. Raptem zarwie pół godziny.Powinien zwiedzać trochę okolicę.Pra-cował jak Murzyn [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkasanepid.xlx.pl