[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Próbującrozszyfrować złośliwy koncept natury, Sciron - w ramach dodatkowego eksperymentu - zacząłspryskiwać surowicą z salamandry rany na kikutach oraz ścięgna, rozmiękłe kości i splątanemięśnie, jako że salamandra jest jedynym kręgowcem w przyrodzie, który ma zdolnośćdoskonałego odtworzenia, w przeciągu zaledwie trzech miesięcy, amputowanej kończyny.W ten sposób chłopiec po raz pierwszy w wieku dziewięciu lat doświadczyłznieczulających właściwości morfiny.I snów, które ze sobą niosła.I może za sprawą morfiny, amoże straszliwej samotności, na którą był skazany, w miarę jak dni jego cierpienia stawały sięcoraz dłuższe, stwierdzał, że hrabina jest coraz piękniejsza.I bez żadnych zahamowań i lękuzakochał się w kobiecie, która była w tak niewielkim stopniu jego matką, choć wydała go naświat.Zledził ją, gdy tylko mógł, aby utrwalić w pamięci i sercu jej idealne kształty, ponieważjuż w instytucie zrozumiał - kiedy przywiązał się do portretu ojca, a potem nie rozpoznał go wstarcu, który kazał mu zabić jelenia - że czas tyranizuje zarówno urodę, jak i młodość.I chłopieckochał, mając przed oczami śmierć, jakby towarzyszyła mu ona od zawsze.Zmierć, która - jeślichodzi o niego, chciała wyprzedzić czas, już z góry zniekształcając i degenerując częściowo jegociało.Gdy chłopiec podpatrywał hrabinę z zachłannością podyktowaną pośpiechem, zdarzyłomu się kilka razy zobaczyć ją, jak oddawała się pieszczotom Scirona.I dlatego też, niemalpodświadomie, pozwalał, by ręce, które obmacywały matkę, grzebały w jego mięśniach iścięgnach, by jego kikuty płakały krwią, ponieważ dzięki temu czuł, jakby to matka w pewnymstopniu wnikała w jego ciało.DZIEWITY SZCZEBEL30 lipca 1863Po prawie dwóch miesiącach badań i prób - podczas których, operacja za operacją, Scirondokonywał rewolucyjnych zmian i rozwikływał pogmatwaną plątaninę mięśni i ścięgien wkikutach, wycinając, sprawdzając i zalewając ciało swego małego pacjenta niekończącym sięstrumieniem morfiny do tego stopnia, że stał się on całkowitym niewolnikiem narkotyku - potych dwóch miesiącach lekarz, który chciał doprowadzić do odrośnięcia rąk u dziedzica roduNoverre, uznał, że nadszedł moment ostatecznego eksperymentu.Było to najbardziej parne i wilgotne lato, jakie pamiętano.Wielu kaznodziejówzapowiadało nastanie piekła na ziemi, roztopienie się lodowców i ziszczenie nowego mitu oAtlantydzie.Cykady nieprzerwanym krzykiem obwieszczały nastanie pory ich seksualnegoferworu, komary miały nieograniczoną ilość krwi do ssania i wody do rozmnażania się,wieśniacy tego roku przygotowywali się do trzecich żniw i nie wiedzieli, czy się cieszyć, czylękać.Hrabina spała przy otwartych na oścież oknach i służący słyszeli, jak jęczała nocą wramionach nowego hrabiego.A chłopiec nie miał rąk, by zatkać sobie uszy.- Czy mnie słyszysz? - spytał tego poranka Sciron małego hrabiego Noverre powstrzyknięciu mu uprzednio sporej dawki morfiny.Puste oczy chłopca błądziły po pokoju.Juffridi po raz ostatni smarował w skupieniu dwiemechaniczne kończyny, które wytoczył i połączył z wielką dokładnością.Hrabina opadła bez siłna fotel w kącie, z dala od skwaru, który wnikał przez okna, i przykładała do nosa chusteczkęnasączoną indyjską wetiwerią, która miała zagłuszyć ostry zapach środków dezynfekujących.Rękawicznik delikatnie ściągnął z kawałków drewna specjalne rękawiczki, jakich nigdy jeszczenie szył - z kozlęcej skóry, miękkiej i wybarwionej tak, że przypominała ludzką, zniewidzialnymi szwami i z wstawkami z najdelikatniejszej kości słoniowej, które zastępowałypaznokcie.Dwie rękawiczki idealnie dopasowane do mechanicznych kończyn, które tego rankazostaną doczepione chłopcu.Tymczasem Sciron sprawdzał cały szereg metalowych klamerek,połączonych z małym ciągadłem, które tydzień wcześniej przeszczepił do obciętych ścięgienkikutów.Nie było śladu infekcji.- Czy mnie słyszysz? - zapytał raz jeszcze, ponownie otwierając skalpelem trzy prawiezabliznione rany na przedramieniu.Chłopiec, przywołany przez głos, odwrócił na chwilę zniekształconą twarz, otworzył ustai lekko się obślinił, nie wydając najmniejszego dzwięku, nieczuły na ból.Sciron wyciągnął więc na zewnątrz ścięgna dziecka i zostawił je luzem, a Juflfridi zacząłmocować do przedramienia mechaniczne kończyny.Połączył sztuczne ścięgna, które miałykierować ruchem palców, ze ścięgnami chłopca.Jedno ścięgno do kciuka, jedno do palcawskazującego i średniego, jedno do serdecznego i małego.Sciron skontrolował naprężenie iwyregulował je za pomocą ciągadeł.Wtedy nadeszła kolej na rękawicznika, który wywróciwszynajpierw rękawiczki na lewą stronę i nasmarowawszy oczyszczonym zwierzęcym tłuszczem,następnie z największą starannością nałożył je na mechaniczne kończyny, wygładzajączmarszczki na każdym z metalowych palców.Niczym wprawny balsamista.Rany zacisnąłopatrunkiem hemostatycznym, aby zatrzymać krwotok, który mógłby zaplamić jego cacka, i nakoniec zaczepił koniec rękawiczek do podstawy mechanicznej kończyny, tam gdzie zaczynało sięciało chłopca.Kolor był idealnie taki sam.Hrabina wstała, aby popatrzeć na efekt końcowy.- Zaczekajcie - powiedziała i wyszła z pokoju.Kiedy wróciła po krótkiej chwili, trzymała w ręku dwie bransolety z ciemnego srebra.Wcisnęła je na przedramię chłopca, tam gdzie kończyły się rękawiczki, zakrywając śladpołączenia dwóch skór.- Doskonale - orzekła i ponownie usiadła.Zaraz znów podsunęła pod nos lnianąchusteczkę, nasączoną indyjską wetiwerią, i dodała: - Proszę kontynuować, doktorze.Sciron spojrzał na nią i w oczach kochanki wyczytał głęboki szacunek.I głos, który odpoczątku ich związku w zakamarku jego umysłu powtarzał nieustannie sługa, sługa, sługa , poraz pierwszy zamilkł.Ręce drżały mu niezauważalnie, kiedy grubym ołówkiem rysował dwaczerwone pieprzyki na każdym z przedramion chłopca.Jego wzrok zaszedł lekko mgłąwzruszenia.I tak, pomyślał, i tak oto potworowi wyrosły ręce.Spojrzał na hrabinę, a potem nadziecko.Dzięki mnie, skorygował poprzednią myśl, wyrosły mu ręce i przez chwilę miał ochotępogłaskać zdeformowaną głowę nieszczęsnego stworzenia.Jakby je kochał [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Próbującrozszyfrować złośliwy koncept natury, Sciron - w ramach dodatkowego eksperymentu - zacząłspryskiwać surowicą z salamandry rany na kikutach oraz ścięgna, rozmiękłe kości i splątanemięśnie, jako że salamandra jest jedynym kręgowcem w przyrodzie, który ma zdolnośćdoskonałego odtworzenia, w przeciągu zaledwie trzech miesięcy, amputowanej kończyny.W ten sposób chłopiec po raz pierwszy w wieku dziewięciu lat doświadczyłznieczulających właściwości morfiny.I snów, które ze sobą niosła.I może za sprawą morfiny, amoże straszliwej samotności, na którą był skazany, w miarę jak dni jego cierpienia stawały sięcoraz dłuższe, stwierdzał, że hrabina jest coraz piękniejsza.I bez żadnych zahamowań i lękuzakochał się w kobiecie, która była w tak niewielkim stopniu jego matką, choć wydała go naświat.Zledził ją, gdy tylko mógł, aby utrwalić w pamięci i sercu jej idealne kształty, ponieważjuż w instytucie zrozumiał - kiedy przywiązał się do portretu ojca, a potem nie rozpoznał go wstarcu, który kazał mu zabić jelenia - że czas tyranizuje zarówno urodę, jak i młodość.I chłopieckochał, mając przed oczami śmierć, jakby towarzyszyła mu ona od zawsze.Zmierć, która - jeślichodzi o niego, chciała wyprzedzić czas, już z góry zniekształcając i degenerując częściowo jegociało.Gdy chłopiec podpatrywał hrabinę z zachłannością podyktowaną pośpiechem, zdarzyłomu się kilka razy zobaczyć ją, jak oddawała się pieszczotom Scirona.I dlatego też, niemalpodświadomie, pozwalał, by ręce, które obmacywały matkę, grzebały w jego mięśniach iścięgnach, by jego kikuty płakały krwią, ponieważ dzięki temu czuł, jakby to matka w pewnymstopniu wnikała w jego ciało.DZIEWITY SZCZEBEL30 lipca 1863Po prawie dwóch miesiącach badań i prób - podczas których, operacja za operacją, Scirondokonywał rewolucyjnych zmian i rozwikływał pogmatwaną plątaninę mięśni i ścięgien wkikutach, wycinając, sprawdzając i zalewając ciało swego małego pacjenta niekończącym sięstrumieniem morfiny do tego stopnia, że stał się on całkowitym niewolnikiem narkotyku - potych dwóch miesiącach lekarz, który chciał doprowadzić do odrośnięcia rąk u dziedzica roduNoverre, uznał, że nadszedł moment ostatecznego eksperymentu.Było to najbardziej parne i wilgotne lato, jakie pamiętano.Wielu kaznodziejówzapowiadało nastanie piekła na ziemi, roztopienie się lodowców i ziszczenie nowego mitu oAtlantydzie.Cykady nieprzerwanym krzykiem obwieszczały nastanie pory ich seksualnegoferworu, komary miały nieograniczoną ilość krwi do ssania i wody do rozmnażania się,wieśniacy tego roku przygotowywali się do trzecich żniw i nie wiedzieli, czy się cieszyć, czylękać.Hrabina spała przy otwartych na oścież oknach i służący słyszeli, jak jęczała nocą wramionach nowego hrabiego.A chłopiec nie miał rąk, by zatkać sobie uszy.- Czy mnie słyszysz? - spytał tego poranka Sciron małego hrabiego Noverre powstrzyknięciu mu uprzednio sporej dawki morfiny.Puste oczy chłopca błądziły po pokoju.Juffridi po raz ostatni smarował w skupieniu dwiemechaniczne kończyny, które wytoczył i połączył z wielką dokładnością.Hrabina opadła bez siłna fotel w kącie, z dala od skwaru, który wnikał przez okna, i przykładała do nosa chusteczkęnasączoną indyjską wetiwerią, która miała zagłuszyć ostry zapach środków dezynfekujących.Rękawicznik delikatnie ściągnął z kawałków drewna specjalne rękawiczki, jakich nigdy jeszczenie szył - z kozlęcej skóry, miękkiej i wybarwionej tak, że przypominała ludzką, zniewidzialnymi szwami i z wstawkami z najdelikatniejszej kości słoniowej, które zastępowałypaznokcie.Dwie rękawiczki idealnie dopasowane do mechanicznych kończyn, które tego rankazostaną doczepione chłopcu.Tymczasem Sciron sprawdzał cały szereg metalowych klamerek,połączonych z małym ciągadłem, które tydzień wcześniej przeszczepił do obciętych ścięgienkikutów.Nie było śladu infekcji.- Czy mnie słyszysz? - zapytał raz jeszcze, ponownie otwierając skalpelem trzy prawiezabliznione rany na przedramieniu.Chłopiec, przywołany przez głos, odwrócił na chwilę zniekształconą twarz, otworzył ustai lekko się obślinił, nie wydając najmniejszego dzwięku, nieczuły na ból.Sciron wyciągnął więc na zewnątrz ścięgna dziecka i zostawił je luzem, a Juflfridi zacząłmocować do przedramienia mechaniczne kończyny.Połączył sztuczne ścięgna, które miałykierować ruchem palców, ze ścięgnami chłopca.Jedno ścięgno do kciuka, jedno do palcawskazującego i średniego, jedno do serdecznego i małego.Sciron skontrolował naprężenie iwyregulował je za pomocą ciągadeł.Wtedy nadeszła kolej na rękawicznika, który wywróciwszynajpierw rękawiczki na lewą stronę i nasmarowawszy oczyszczonym zwierzęcym tłuszczem,następnie z największą starannością nałożył je na mechaniczne kończyny, wygładzajączmarszczki na każdym z metalowych palców.Niczym wprawny balsamista.Rany zacisnąłopatrunkiem hemostatycznym, aby zatrzymać krwotok, który mógłby zaplamić jego cacka, i nakoniec zaczepił koniec rękawiczek do podstawy mechanicznej kończyny, tam gdzie zaczynało sięciało chłopca.Kolor był idealnie taki sam.Hrabina wstała, aby popatrzeć na efekt końcowy.- Zaczekajcie - powiedziała i wyszła z pokoju.Kiedy wróciła po krótkiej chwili, trzymała w ręku dwie bransolety z ciemnego srebra.Wcisnęła je na przedramię chłopca, tam gdzie kończyły się rękawiczki, zakrywając śladpołączenia dwóch skór.- Doskonale - orzekła i ponownie usiadła.Zaraz znów podsunęła pod nos lnianąchusteczkę, nasączoną indyjską wetiwerią, i dodała: - Proszę kontynuować, doktorze.Sciron spojrzał na nią i w oczach kochanki wyczytał głęboki szacunek.I głos, który odpoczątku ich związku w zakamarku jego umysłu powtarzał nieustannie sługa, sługa, sługa , poraz pierwszy zamilkł.Ręce drżały mu niezauważalnie, kiedy grubym ołówkiem rysował dwaczerwone pieprzyki na każdym z przedramion chłopca.Jego wzrok zaszedł lekko mgłąwzruszenia.I tak, pomyślał, i tak oto potworowi wyrosły ręce.Spojrzał na hrabinę, a potem nadziecko.Dzięki mnie, skorygował poprzednią myśl, wyrosły mu ręce i przez chwilę miał ochotępogłaskać zdeformowaną głowę nieszczęsnego stworzenia.Jakby je kochał [ Pobierz całość w formacie PDF ]