[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Odwróciłam się i zobaczyłam wysoką, szczupłą blondynkę, która patrzyła na Cherisez wyższością.Nie miałam pojęcia, ile czasu tam stała, ale kiedy uśmiech na twarzy Cherise zgasł,zacisnęłam pięści. Przepraszam  powiedziałam oschle, oburzona sposobem, w jaki potraktowała mojąprzyjaciółkę. Kim pani jest?Zmierzyła mnie szybkim spojrzeniem zimnych niebieskich oczu. Anna Petrovski.Rozumiem, że jest pani nową asystentką pana Hamiltona. Spojrzałana swoje paznokcie. To pozycja, o której dość dużo wiem.Nie podała mi ręki, ale nawet gdyby to zrobiła, nie uścisnęłabym jej.Nie podobał mi sięnacisk, jaki położyła na słowie  pozycja , ani znaczący uśmieszek.Zirytowana faktem, że takobieta pokpiwa z mojej  relacji zawodowej z szefem, wykorzystałam gniew jak tarczę. Wybaczy pani, pani Petrovski, rozmawiam właśnie z& Przekona się pani, że ludzie będą egoistycznie próbowali zbliżyć się do pani tylko zewzględu na ten kontakt. Anya obrzuciła Cherise pogardliwym spojrzeniem. Musi się paniwystrzegać nawet takich niezdarnych prób.Stojąca obok Chersie zesztywniała, słysząc tę zawoalowaną obrazę. Może pani nie zauważyła, ale to impreza dobroczynna  odparowałam, przychodzącz pomocą Cherise. Jeśli ktoś chce, żebym pomogła pozyskać pieniądze, zamierzam to zrobić.Anya wzruszyła ramionami. Takie imprezy to tylko zasłona dla zwykłego żebractwa.Całe moje ciało zesztywniało z oburzenia.Już miałam powiedzieć tej zarozumiałej,wyniosłej blondynce, co o niej myślę, kiedy Cherise zaczęła się wycofywać. Przepraszam  powiedziała sztywno  muszę wrócić do męża.Odwróciła się, żeby odejść, ale złapałam ją za ramię. Cherise& W porządku, Lucy, bardzo się cieszę z naszego spotkania, ale&  Cherise rzuciławyniosłej Rosjance nietypowe dla siebie, lodowate spojrzenie. Kiedy skończysz już rozmawiaćz tą& tą kobietą, przyjdz do nas  poprosiła i odeszła z wysoko podniesioną głową. Dlaczego pani to zrobiła?  spytałam, odwracając się do pięknej blondynki. To mojaprzyjaciółka.Anya wzruszyła ramionami, ale sądząc z jej zimnych oczu, wydawała się rozbawionamoim gniewem. Nic dla mnie nie znaczy.Zostałam wysłana, żeby przyprowadzić panią.Znowu zacisnęłam pięści.Otoczona przez obcych ludzi, w obcym środowisku, niechciałam przyciągać zbytniej uwagi.Ale było to trudne.Fakt, że wyraznie bawiło to Rosjankę,sprawiał, że jeszcze trudniej było mi zachować spokój. Do kogo?Uśmiechnęła się szerzej. Do mojego pracodawcy.Ugryzłam się w język, żeby nie powiedzieć na głos słów, które w pierwszej chwili przyszły mi na myśl. Proszę więc przekazać swojemu pracodawcy, że będę zajęta przez resztę wieczoru. Naprawdę muszę nalegać. Anya ujęła mnie pod ramię i pociągnęła za sobą. PanHamilton nie lubi czekać. Co?  Zaskoczyła mnie, zrobiłam z rozpędu jeszcze kilka kroków i stanęłam jak wryta. Jeremiah panią przysłał?Odpowiedziała ruchem brody, wskazując coś za moimi plecami, odwróciłam się szybkoi zaczęłam szukać wzrokiem twarzy Jeremiaha wśród gości.Przysłał po mnie tę harpię?Wydęłam z irytacją wargi i niechętnie dałam się poprowadzić przez tłum.Nie miałam ochotyrobić scen, ale naprawdę chciałam uwolnić się z uścisku tej świętoszkowatej jasnowłosej kobiety.Mężczyznę, do którego zmierzałyśmy, zasłaniało kilka postaci w wojskowych mundurach wszystkie były ciemnozielone, ale oznaczone inaczej, w zależności od rangi.Kiedypodeszłyśmy bliżej zrozumiałam, że popełniłam błąd.To nie był Jeremiah.Teraz jednak już niebyłam w stanie się wywinąć.W naszą stronę odwróciła się znajoma, a jednak obca ciemnagłowa, a chłodne zielononiebieskie oczy błysnęły na nasz widok.Długie, zaczesane do tyłuwłosy otaczały twarz jednocześnie znaną mi i nieznaną.Na oliwkowej skórze jednego policzkai nosa widniała mała, biała blizna.Mężczyzna był ubrany na czarno, w palcach luzno trzymałkieliszek z winem.Jego twarzy, choć wydawała mi się znajoma, brakowało jednak chłodnejrezerwy, do której przywykłam.W co ja się wpakowałam? Panowie, proszę o wybaczenie.Wrócimy do omawiania tych spraw jutro.Nawet jego głos brzmiał podobnie, ale w tym człowieku było coś cynicznego i śliskiego,podczas gdy Jeremiah był nieco sztywny, ale i opanowany.Swoboda, z jaką obcy zmierzył mniewzrokiem, wytrąciła mnie z równowagi; bo przyzwyczaiłam się już do stoicyzmu, którykojarzyłam z tą twarzą. Kogo my tu mamy?  spytał, podnosząc moją rękę do ust.Pocałował ją zupełnie inaczejniż Gaspard.Starszy Francuz zachował się dwornie, a gest tego mężczyzny był bardziej osobistyniżbym sobie życzyła.Spojrzał mi przeciągle w oczy, zatrzymując wargi na moich palcach trochęzbyt długo.Mimo woli, poczułam drżenie w brzuchu.Zirytowana na siebie cofnęłam szybkodłoń.W jego oczach błysnęło rozbawienie. To Lucy Delacourt, nowa asystentka Jeremiaha. W głosie Anyi ciągle pobrzmiewałata sama drwiąca nuta, ale zachowywała się teraz z większym szacunkiem.Stanęła obok swegopracodawcy i wsunęła rękę pod jego ramię, niemal zaborczo. A to Lucas Hamilton, prawdziwydziedzic Hamiltonów.Nie uszło mojej uwagi, że powiedziała to tak, jakby rzeczywiście miałprawo tak się nazywać, a on nie zaprzeczył.A więc to był ten Lucas, przed którym Gaspard ostrzegał Jeremiaha? Zmarszczyłam brwi,stojąc między dwojgiem pięknych ludzi.Ich drapieżne spojrzenia sprawiały, że jakaś część mniechciała się rzucić do ucieczki, zostałam jednak i skrzyżowałam ręce na piersi.Gdzieś głęboko wemnie tlił się gniew, że wciągnięto mnie w to wszystko bez przygotowania i bez pomocy.Lucas nie zwracał uwagi na olśniewającą kobietę wspartą na jego ramieniu.Przekrzywiłgłowę i przyglądał mi się przez chwilę. Wydajesz się spięta, moja droga  powiedział do mnie miękko. Nie chciałbym, żebytak piękna kobieta jak ty czuła się rozczarowana moim towarzystwem.Anya zesztywniała, a spojrzenie, jakie mi rzuciła, wiele mówiło o jej zazdrości.Miło byłowidzieć, jak pęka maska wyniosłości na jej twarzy.Ale nie miałam ochoty przeciągać tejrozmowy.Coś mi mówiło, że to nie moja liga.Jakkolwiek by się sprawy potoczyły, mnie niemogło to wyjść na dobre.  Sądziłam, że jest pan kimś innym  stwierdziłam sztywno, nie wspominając już o tym,że zostałam zaciągnięta na to spotkanie siłą. Proszę mi wybaczyć&Kiedy zaczęłam się wycofywać, orkiestra za moimi plecami zaczęła grać kolejną melodięi kilka par ruszyło w stronę parkietu.Lucas wysunął ramię z uścisku Anyi i zrobił krok naprzód. Zatańczymy?  spytał, wyciągając do mnie rękę.Anya ruszyła za nim.Wyraznie miała sporo do powiedzenia na temat tej propozycji.Jedno ostre spojrzenie Lucasa i blondynka zatrzymała się, drżąc z wściekłości.Dlaczego naglezostałam czarnym charakterem?  zastanawiałam się, zirytowana całą tą grą. Nie, dziękuję  odparłam sztywno, usiłując zachować spokój  naprawdę muszęposzukać mojego& Nalegam. Zanim się zorientowałam, objął mnie w pasie i pociągnął na parkiet.Zatrzymałam się natychmiast, wbijając obcasy w podłogę [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkasanepid.xlx.pl