[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wiedzma wyjęła skądś tani miedziany lichtarz z brudnym ogarkiem woskowej świecy.Ponownie wyciągnęła łapę.Za jedno sou popchnęła świecznik po blacie w naszą stronę.Zakolejne podała zapałkę, którą Irene potarła o drewniany kontuar.Na ten widok brwidozorczyni zachybotały się ze zdumieniem.Irene zapaliła świeczkę, po czym wyjęła z torebkipapierosa i jego też zapaliła, zanim płomień zgasł.Teraz jędzowata konsjerżka była już bardzo zirytowana.Irene zgasiła zapałkę iwrzuciła ją do stojącego na kontuarze wazonu z przywiędłym bukietem.Muszę przyznać, że przyjemnie było poczuć woń siarki oraz aromat papierosa zamiastodoru pomyj unoszącego się w ciasnym hallu.Ruszyłyśmy po schodach, a nasze cienie drżały na ścianach.Irene szła pierwsza.Dympapierosowy aureolą unosił się wokół jej kapelusza.Ja niosłam lichtarz, żeby Irene mogłapalić, a jednocześnie móc drugą dłonią natychmiast dobyć broni.Na pierwszym piętrze pod kilkoma parami drzwi widać było smugi światła.Jasnyżółty blask rozlewał się wzdłuż korytarza niczym plamy łoju.Ruszyłyśmy na górę schodami,które trzeszczały przerażająco.Raptem usłyszałam za plecami głośny jęk i zatrzymałam się. Ktoś został napadnięty.albo napada na nas! Raczej nie.Chodzmy dalej. Ale powinnam.Rozległ się kobiecy krzyk, przeciągły i pełen bólu. Irene, musimy zareagować!Zawróciłam, ale przyjaciółka zamknęła moją rękę ze świecą w stalowym chwycie. Nasza interwencja nie zostałaby dobrze przyjęta, Nell. Mimo to obowiązek. Nikomu nie dzieje się krzywda zniecierpliwiła się Irene. To dom schadzek. Dom schadzek? A cóż to, na Boga, jest dom.schadzek? Jejuś, czy to znaczy.? Owszem.Francuzi mówią na to maison de rendezvous. A zatem ten odrażający babsztyl na dole musiał wziąć nas za. Z całą pewnością. Lecz przecież jest tu Godfrey! Niewątpliwie. Ale dlaczego? Po co? Co my mamy robić? Znalezć trzecie drzwi po prawej na następnym piętrze i dowiedzieć się. Co za upokorzenie! Ta kobieta myśli. A kogo obchodzi, co ona myśli? Nikogo! Tyle że.szydziła z nas.Irene zaśmiała się. Założę się, że szydzi ze wszystkich, nie ma nic lepszego do roboty.Ale my mamy.A teraz na górę i naprzód! Tylko odważni znajdują odpowiedzi na przerażające pytania.Rozdział VIIPanna w opałach%7ładna inna kobieta nie stawiłaby czoła temu, co zastałyśmy w owym pokoju, z takimspokojem, na jaki zdobyła się Irene.Drzwi otworzył nam drżący Godfrey.Zwieca, którą uniosłam wyżej, by oświetlić całąscenerię, ukazała podarte tapety, jedną anemiczną parafinową lampę na stole oraz mosiężnełóżko, przykryte tak ogromną przybrudzoną puchową kołdrą, że wydawało się, iż wprost zszarego paryskiego nieba spadła na nie burzowa chmura.W brudnym palenisku nie płonął ogień.Godfrey na indiańską modłę omotał się jakimśpodejrzanym kocem, który znalazł Bóg jeden wie gdzie.Kosmyki wilgotnych włosów kleiłymu się do twarzy poznaczonej głębokimi, równoległymi zadrapaniami jak po pazurachoszalałego kota.Prócz drzwi, przez które weszłyśmy, w pokoju znajdowały się jeszcze jedne,w tej chwili podparte krzesłem, żeby nie można ich było otworzyć od drugiej strony.Dobiegały zza nich wściekłe francuskie wrzaski, a gałka trzęsła się niczym w ataku malarii.Wrzeszczący głos był młody i kobiecy. Albo natknąłeś się na zjawę, która uwielbia lżyć ludzi oceniła Irene, zdejmującrękawiczki i kładąc rewolwer na stole albo wziąłeś jeńca.W obu wypadkach bez wątpieniawyzioniesz ducha z powodu influenzy, zanim zdążysz nam o wszystkim opowiedzieć, jeślijakoś nie ogrzejemy tego pokoju.Podeszła do rozchwianego stojaka, zdjęła z niego porcelanową miednicę i w zadumiezakręciła znajdującą się w niej mętną wodą.Po chwili postawiła miskę na stole, a stojakroztrzaskała o obudowę kominka.Zmurszałe drewno rozpadło się bez protestu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Wiedzma wyjęła skądś tani miedziany lichtarz z brudnym ogarkiem woskowej świecy.Ponownie wyciągnęła łapę.Za jedno sou popchnęła świecznik po blacie w naszą stronę.Zakolejne podała zapałkę, którą Irene potarła o drewniany kontuar.Na ten widok brwidozorczyni zachybotały się ze zdumieniem.Irene zapaliła świeczkę, po czym wyjęła z torebkipapierosa i jego też zapaliła, zanim płomień zgasł.Teraz jędzowata konsjerżka była już bardzo zirytowana.Irene zgasiła zapałkę iwrzuciła ją do stojącego na kontuarze wazonu z przywiędłym bukietem.Muszę przyznać, że przyjemnie było poczuć woń siarki oraz aromat papierosa zamiastodoru pomyj unoszącego się w ciasnym hallu.Ruszyłyśmy po schodach, a nasze cienie drżały na ścianach.Irene szła pierwsza.Dympapierosowy aureolą unosił się wokół jej kapelusza.Ja niosłam lichtarz, żeby Irene mogłapalić, a jednocześnie móc drugą dłonią natychmiast dobyć broni.Na pierwszym piętrze pod kilkoma parami drzwi widać było smugi światła.Jasnyżółty blask rozlewał się wzdłuż korytarza niczym plamy łoju.Ruszyłyśmy na górę schodami,które trzeszczały przerażająco.Raptem usłyszałam za plecami głośny jęk i zatrzymałam się. Ktoś został napadnięty.albo napada na nas! Raczej nie.Chodzmy dalej. Ale powinnam.Rozległ się kobiecy krzyk, przeciągły i pełen bólu. Irene, musimy zareagować!Zawróciłam, ale przyjaciółka zamknęła moją rękę ze świecą w stalowym chwycie. Nasza interwencja nie zostałaby dobrze przyjęta, Nell. Mimo to obowiązek. Nikomu nie dzieje się krzywda zniecierpliwiła się Irene. To dom schadzek. Dom schadzek? A cóż to, na Boga, jest dom.schadzek? Jejuś, czy to znaczy.? Owszem.Francuzi mówią na to maison de rendezvous. A zatem ten odrażający babsztyl na dole musiał wziąć nas za. Z całą pewnością. Lecz przecież jest tu Godfrey! Niewątpliwie. Ale dlaczego? Po co? Co my mamy robić? Znalezć trzecie drzwi po prawej na następnym piętrze i dowiedzieć się. Co za upokorzenie! Ta kobieta myśli. A kogo obchodzi, co ona myśli? Nikogo! Tyle że.szydziła z nas.Irene zaśmiała się. Założę się, że szydzi ze wszystkich, nie ma nic lepszego do roboty.Ale my mamy.A teraz na górę i naprzód! Tylko odważni znajdują odpowiedzi na przerażające pytania.Rozdział VIIPanna w opałach%7ładna inna kobieta nie stawiłaby czoła temu, co zastałyśmy w owym pokoju, z takimspokojem, na jaki zdobyła się Irene.Drzwi otworzył nam drżący Godfrey.Zwieca, którą uniosłam wyżej, by oświetlić całąscenerię, ukazała podarte tapety, jedną anemiczną parafinową lampę na stole oraz mosiężnełóżko, przykryte tak ogromną przybrudzoną puchową kołdrą, że wydawało się, iż wprost zszarego paryskiego nieba spadła na nie burzowa chmura.W brudnym palenisku nie płonął ogień.Godfrey na indiańską modłę omotał się jakimśpodejrzanym kocem, który znalazł Bóg jeden wie gdzie.Kosmyki wilgotnych włosów kleiłymu się do twarzy poznaczonej głębokimi, równoległymi zadrapaniami jak po pazurachoszalałego kota.Prócz drzwi, przez które weszłyśmy, w pokoju znajdowały się jeszcze jedne,w tej chwili podparte krzesłem, żeby nie można ich było otworzyć od drugiej strony.Dobiegały zza nich wściekłe francuskie wrzaski, a gałka trzęsła się niczym w ataku malarii.Wrzeszczący głos był młody i kobiecy. Albo natknąłeś się na zjawę, która uwielbia lżyć ludzi oceniła Irene, zdejmującrękawiczki i kładąc rewolwer na stole albo wziąłeś jeńca.W obu wypadkach bez wątpieniawyzioniesz ducha z powodu influenzy, zanim zdążysz nam o wszystkim opowiedzieć, jeślijakoś nie ogrzejemy tego pokoju.Podeszła do rozchwianego stojaka, zdjęła z niego porcelanową miednicę i w zadumiezakręciła znajdującą się w niej mętną wodą.Po chwili postawiła miskę na stole, a stojakroztrzaskała o obudowę kominka.Zmurszałe drewno rozpadło się bez protestu [ Pobierz całość w formacie PDF ]