[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W życiu bym cię nie okłamał!Rzuciła mu ironiczne spojrzenie, a on udał, że się obraża. Powiedzieli, że wkrótce zdejmą mu gips, więc chyba muszą sądzić, że jest lepiej.A tobędzie dla niego ogromna ulga, dosłownie.Gips waży niemal tonę, Liam dzwiga prawdziwyciężar.Sam jako dziecko złamałem nogę.Nosiłem gips przez sześć tygodni, więc wiem, jak tojest.A Liam ma to cholerstwo dużo dłużej.Odżyje, jak się go pozbędzie.Zobaczysz, będzie hasałi skakał jak zając na haju.Ani się obejrzysz, a wystartuje w nowojorskim maratonie.Reef i jabędziemy musieli szukać nowego dachu nad głową, bo nie będziecie już nas potrzebować.Zgodnie z oczekiwaniem uśmiechnęła się. Jeśli o nas chodzi, żaden z was nie musi szukać nowego mieszkania.Już teraz jesteściestałymi domownikami.Z radością puścił do niej oko. A jak tobie minął dzień?Pytał o to każdego dnia.To miłe, że ktoś o to pytał i się nią interesował, nawet jeśli za-zwyczaj nie miała wiele do powiedzenia. Inaczej. Ach tak? Był już przyzwyczajony do jej odpowiedzi  zwyczajnie, nic szczególnego. Miałam gościa. Kogoś, kogo znam? Duncan Corday. Wujek Dunc?Sądząc po zmarszczkach na czole, był nie mniej zdumiony niż Lily.Potwierdziła skinie-niem głowy.Dylan nieoczekiwanie zerwał się z krzesła, obszedł stół dokoła, podniósł jejpodbródek i przechylił głowę na boki, żeby obejrzeć dokładniej szyję. Co ty wyrabiasz? Szukam śladów pogryzień. Właściwie był całkiem w porządku  zaśmiała się, uwalniając się od niego. Tak, on właśnie tak owija sobie wszystkich wokół palca.Przymila się, zgrywaporządnego faceta, a kiedy już mu ufasz bez reszty, atakuje.Lily popatrzyła na niego spod zmrużonych powiek.Zabrał się za resztkę zostawionejprzez nią lazanii.Czasami zupełnie nie potrafiła ocenić, czy się wygłupia, czy mówi poważnie.Popatrzył na nią posępnie.A potem szybko wyszczerzył się w uśmiechu. No dobra, wujaszek od czasu do czasu jest całkiem w porzo. Ach tak? Tak.Zawahał się. To jego żona jest wampirzycą. Hm, już z nią miałam przyjemność. Nie dało się nie zauważyć ironii w jej głosie.Alezanim zdążył zapytać, popatrzyła na niego badawczo i dodała:  A jego córka? Isabella? Isabella. Ona jest cool.Wzruszył ramionami.I to był chyba największy komplement, jakiego można się było spodziewać po Dylanie. Czy dobrze zrozumiałam, że to był jej pomysł, żeby przysłać cię tutaj? Chyba tak.Chwycił za kromkę chleba, którą podzielił się z Reeferem. Nie wiem wprawdzie, jak na to wpadła, ale jestem zdania, że to był świetny pomysł powiedziała Lily.Dylan nie odpowiedział, wziął jeszcze jedną kromkę i kazał Reeferowi zrobić siad i podaćłapę, zanim podzielił się z nim chlebem. Często ją widujesz?Podniósł na nią wzrok i pokręcił głową. Odwiedziłem ją parę razy, ale to było, zanim wyszła za mąż. Jest zamężna? Yhm, będzie już ze dwa lata.Wyszła za jakiegoś starego krezusa.Ale wydaje sięszczęśliwa&  Odsunął od siebie drugi pusty talerz. To było przepyszne, Lil.Liam nie wie, costracił& Nie przyrządziłaś przypadkiem deseru?Lily uśmiechnęła się.***Parę dni pózniej pod drzwiami domu ponownie stanął Duncan Corday.Tym razem Liambył w domu.Grał z Dylanem w szachy w pracowni.Chwilę po przybyciu gościa pielęgniarz zja- wił się w kuchni. Robisz mu herbatę?  zapytał Lily.Przytaknęła.Dylan otworzył szafkę pod zlewem, wyjął butelkę wybielacza i podał jej. Masz.Zamiast mleka  powiedział, puszczając oko.Potem wziął kurtkę z wieszaka przy drzwiach i przywołał gwizdnięciem Reefera. Wychodzisz? Tak, mamo.Lily przewróciła oczami. Ulatniam się, dopóki mogę.Wywiesisz, proszę, białą flagę, kiedy teren będzie czysty?W kuchni, jak zwykle, mogła słyszeć dochodzące z pracowni głosy.Liam od czasu doczasu kwitował śmiechem melodyjne pomrukiwanie gościa.Wspaniale było słyszeć jego śmiech.Kiedy przyniosła herbatę, zamilkli.Duncan Corday uśmiechnął się, Liam również.Prawiejakby go parodiował. Dziękuję, Lily  powiedział Corday. Dziękuję, Lily  powtórzył za nim Liam.Wycofała się do kuchni.Po pół godzinie usłyszała za sobą kroki.Odwróciła się i zoba-czyła Cordaya. Poprosimy jeszcze trochę herbaty.Mam nadzieję, że to nie kłopot. Ależ skąd.Nastawiła świeżą wodę.Obserwował ją przez chwilę.Zauważył, że automatycznie, nie pytając, zaparzyła darje-eling.Zaczekał, aż woda się zagotuje, zanim się odezwał. Liam sprawia dobre wrażenie. Tak, on umie to robić& Przed innymi?Przytaknęła. Hm.Ciekawe, że odreagowujemy na tych, których kochamy najbardziej. Myślę jednak, że osiągnął punkt zwrotny  pospieszyła na obronę męża. To doskonale.Podszedł do niej i po ojcowsku położył jej rękę na ramieniu. Niech mu pani da trochę czasu.I sobie też.Czas leczy wszystkie rany.Dlaczego życzliwe słowa bolały niekiedy bardziej niż te nieprzemyślane? Ach, i jeszcze coś&Popatrzyła na niego swoimi szarymi, błyszczącymi od łez oczami. Niech mi pani wybaczy bezpośredniość, ale nie wolno zapominać, zwłaszcza w trud-nych czasach, że może być tylko lepiej.Proszę mi to dać, wyręczę panią&***Corday pojechał godzinę pózniej.Poszła do Liama, do pracowni.Siedział na wózku przy stoliku szachowym, z figurą het-mana w ręku, jakby nad czymś się zastanawiał. Chcesz zagrać partyjkę? Droga pani Bonner, jak mam to rozumieć?Lily usiadła na wprost niego i wzięła z szachownicy hetmana przeciwnika. Kiedyś nauczyłeś mnie grać w szachy.Pamiętasz? Nauczyłem cię wielu rzeczy, Lily  powiedział cicho.Odstawił hetmana na miejsce.  Nie mam ochoty na grę, ale możesz zostać& i porozmawiać ze mną. Porozmawiać z tobą? No wiesz, jak dawniej, podczas wspólnych spacerów albo przy kolacji& albow łóżku&  W zamyśleniu położył palec na głowie hetmana, przewrócił go, pozwalając, żebypotoczył się po szachownicy i poprzewracał jak kręgle inne figury. Nie powiedziałaś mi, żeDuncan był tu ostatnio. Mówiłam o tym Dylanowi. A to jest to samo, tak? Dylan robi za pośrednika. Liam, proszę& O czym rozmawiałaś z Duncanem?  przerwał jej, patrząc w oczy. O tobie  odpowiedziała ostrożnie, starając się spokojnie odeprzeć jego spojrzenie. O mnie. Ale krótko.Chciał się oczywiście dowiedzieć, jak się czujesz. Oczywiście.I o czym jeszcze? O herbacie. O herbacie? Tak.On namiętnie pija herbatę. Lily spuściła wzrok na szachownicę. Nie zostałdługo, wcale tak długo nie rozmawialiśmy.Zamilkli.Lily odparła pokusę, żeby podnieść czarnego hetmana.Zamiast tego postawiła białego,a wokół niego umieściła pozostałe figury: króla, gońca, skoczka, wieżę.Przypatrywał się, jaksystematycznie ustawia figury. Jutro zabierze mnie na przejażdżkę łodzią. Naprawdę?Podniosła wzrok. Nie patrz tak na mnie, Lily& Jak? No& z taką cholerną dezaprobatą. Ale& przecież ja wcale& nie chciałam& Nie odpowiada ci, gdy nic nie robię, i nie odpowiada ci, gdy coś robię.W niczym niemogę ci dogodzić. Ty mi nie możesz dogodzić?  Jej wzrok zhardział. Ty mi nie możesz dogodzić?  Ze-rwała się z miejsca i chciała wybiec, ale chwycił ją za nadgarstek. Lily, proszę, zostań tu& przepra&Resztę zagłuszyło trzaśnięcie drzwiami towarzyszące nadejściu Dylana. To ja!  zawołał radośnie.Liam natychmiast puścił rękę Lily, jakby został przyłapany na czymś nieprzyzwoitym. Zobaczyłem, jak odjeżdża Batmobil, i pomyślałem, że teren jest czysty.Mrugnął do Lily, wchodząc do pracowni [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkasanepid.xlx.pl